W mieszkaniu służbowym parafii zemdlał mężczyzna. Wezwani ratownicy nie zostali wpuszczeni, interweniowała policja i sprawa trafiła do mediów. Tak wybuchła seksafera w Dąbrowie Górniczej. Biskup wskazał winnego - jednego z księży. Wyrzucił go z mieszkania, pozbawił funkcji. Teraz ksiądz obwinia o wszystko media.
Prokuratura Rejonowa w Dąbrowie Górniczej prowadzi śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy mężczyźnie, który miał stracić przytomność w mieszkaniu należącym do parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Anielskiej w tym mieście.
Na razie nikomu nie postawiono zarzutów. Śledczy czekają na opinię biegłego na temat stanu zdrowia pokrzywdzonego.
Tymczasem diecezja w reakcji na bulwersujące doniesienia medialne wskazała winnego. Ten zaś - jeden z księży tej parafii - także zabrał głos. Wysłał list do "Gazety Wyborczej".
Impreza z udziałem mężczyzny świadczącego usługi seksualne
Sprawa wyszła na jaw dzięki "Gazecie Wyborczej", która w środę tydzień temu opisała interwencję policji w mieszkaniu parafialnym. Ktoś wezwał do nieprzytomnego mężczyzny pogotowie, ale ratownicy nie zostali wpuszczeni. Poprosili więc o pomoc policjantów.
Okazało się, że w mieszaniu była impreza z udziałem mężczyzny świadczącego usługi seksualne. To on miał stracić przytomność. Wedle doniesień medialnych mogło do tego doprowadzić nadużycie środków na potencję.
Artykuł ukazał się około trzy tygodnie po zdarzeniu. Kościół zareagował - w komunikacie diecezji sosnowieckiej czytaliśmy, że już 12 września powołano specjalną komisję, która ma wyjaśnić okoliczności. Jej członkowie zaznaczyli, że mają inne ustalenia niż w mediach.
Tymczasem media podawały kolejne szczegóły dotyczące seksparty na plebanii. W artykułach wskazano organizatora - jednego z księży dąbrowskiej parafii. W kolejnym komunikacie kuria potwierdziła te doniesienia i poinformowała, że duchowny został pozbawiony wszelkich funkcji kościelnych i wydalony z parafii do czasu wyjaśnienia sprawy. W niedzielę biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak wskazał księdza z ambony po nazwisku.
"Odbieram to jako ewidentne uderzenie w Kościół"
Wreszcie przemówił wskazany przez Kościół winny. Wcześniej był nieuchwytny dla dziennikarzy. Wedle informacji "Wyborczej", był na urlopie w Turcji. Teraz napisał list do tej redakcji.
W pierwszych słowach ksiądz oświadczył, że kwestionuje "wszelkie ustalenia prasy i mediów, w szczególności powtarzane wciąż i powielane na różne sposoby informacje dotyczące liczby księży mających przebywać w moim mieszkaniu i braniu udziału w opisywanych przez media wydarzeniach".
I dalej: "Z dnia na dzień zmieniają się podawane fakty, o których słyszymy lub czytamy z coraz to nowych relacji medialnych. Odbieram to jako ewidentne uderzenie w Kościół, a w tym w duchowieństwo i wiernych, by poniżyć jego pozycję, zadania i misję. Myślę, że gdyby cokolwiek podobnego wydarzyło się osobie mało znanej, o innej profesji, nie medialnej, nie duchownej, to nie byłoby w ogóle sprawy".
Ksiądz zaprzeczył też w liście, że w jego domu odbyła się "orgia seksualna".
"Z doniesień medialnych dowiedziałem się, że mają być mi postawione zarzuty odnośnie do nieudzielenia przeze mnie pomocy. Stanowczo sprzeciwiam się temu, abym świadomy niebezpieczeństwa utraty życia człowieka, nie chciał podjąć kroków w celu jego ratowania" - napisał duchowny.
Dodał, że dziwi go "postawa przepraszania przez niektóre osoby i instytucje za rzeczy i wydarzenia, które się nie wydarzyły".
"Ktoś umiera i nie pomagamy mu ze strachu przed utratą władzy i pieniędzy"
Seksafera odbiła się szerokim echem w mediach. Sprawę komentują katoliccy publicyści. Tomasz Terlikowski odniósł do oświadczenia księdza w "Wyborczej". "Jeśli coś kompromituje Kościół, niszczy Jego autorytet, uderza w uczciwych księży, to właśnie słowa biskupa o 'obolałych księżach' i listy takie jak ks. [tu inicjały księdza organizatora]. Trzeba jasno powiedzieć, że tak długo jak długo ten człowiek będzie księdzem, a biskup Kaszak ordynariuszem o żadnej realnej zmianie, o żadnych odzyskaniu autorytetu przez Kościół nie będzie mowa. A im więcej takich listów tym szybszy upadek".
Przypomnijmy, że śledztwo prokuratury nie dotyczy upadku Kościoła, ale osoby, która straciła przytomność na plebanii i nie dopuszczono do niej pogotowia. Prócz prokuratury nikt o tej osobie nie wspomina. Ksiądz, organizator imprezy, obwinia media, a biskup sosnowiecki przeprasza w publikowanych listach "zgorszonych wiernych" i "obolałych księży". Nikt dotąd nie przeprosił mężczyzny, który został wykorzystany seksualnie i któremu odmówiono pomocy.
- W sensie moralnym to zdarzenie wymaga jeszcze głębszego potępienia niż orgia homoseksualna. Gdyby stopniować odpowiedzialność moralną, to najbardziej godnym potępienia jest nieudzielenie pomocy drugiemu człowiekowi, który mógł stracić życie. Jak głęboka musi być deprawacja księży uczestniczących w orgii, że ktoś umiera i nie pomagamy mu, bo się boimy, że stracimy władzę i pieniądze - mówił w tvn24.pl ksiądz Andrzej Kobyliński, etyk.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View