Jacek Jaworek zniknął po tym, jak od strzałów z broni palnej zginęli jego brat, bratowa i ich syn. Mieszkał z nimi we wsi Borowce, odciętej od świata bagnistymi lasami. Nie wziął samochodu, dokumentów, pieniędzy i leków. Jest podejrzany o tę zbrodnię i od ponad roku poszukiwany na całym świecie.
W nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku we wsi Borowce w powiecie częstochowskim od strzałów z broni palnej zginęła rodzina: Janusz, Justyna i ich 17-letni syn Jakub. Według śledczych, zabił ich Jacek Jaworek, brat Janusza. Do dzisiaj nie znaleziono podejrzanego, mimo że zaraz po zbrodni poszukiwały go setki policjantów z psami i dronami. Wystawiono za nim list gończy, europejski nakaz aresztowania i czerwoną notę Interpolu. Nie wziął ze sobą dokumentów, pieniędzy ani regularnie zażywanych leków i zostawił samochód.
Program "Uwaga TVN" przypomniał reportaż o tej zbrodni. Bliscy Jacka Jaworka, z którymi rozmawiali dziennikarze, są podzieleni. Jedni uważają, że mężczyzna nie żyje. Drudzy – że wciąż się ukrywa.
- Najbardziej prawdopodobną wersją jest, że Jacek Jaworek żyje. Śledztwo ukierunkowane jest na poszukiwanie podejrzanego na całym świecie. Oczywiście sprawdzamy też każde ujawnione zwłoki pod tym kątem, czy nie należały do niego – powiedział nam Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Ile strzałów padło
Feralnej nocy w domu w Borowcach padło wiele strzałów. Janusz został postrzelony jako pierwszy, dosięgło go siedem kul. Jego żona zdążyła zadzwonić na policję. - On wszedł i prawdopodobnie wywiązała się awantura. Od razu zaczął strzelać, więc Justyna słyszała te strzały i zadzwoniła na policję. Na nagraniu nie ma dużo, zdążyła się przedstawić i po chwili jest przerażający płacz i krzyk. Później wszystko rozegrało się już bardzo szybko – opowiadała w reportażu pani Katarzyna, przyjaciółka zamordowanego małżeństwa.
Justyna dostała jeden strzał, Jakub – dwa. - Ślady kul były w ścianach, futrynach – powiedział "Uwadze" współpracujący z policją profiler i psycholog Bogdan Lach.
Prawdopodobna przyczyna zbrodni
Bracia nie żyli w zgodzie. Obaj mieli żony i dzieci. Janusz mieszkał w rodzinnym domu w Borowcach, Jacek w Częstochowie. Po rozwodzie z żoną stracił częstochowskie mieszkanie i przeniósł się do Borowców. Wcześniej pracował jako glazurnik za granicą. Planował dalej zarabiać w ten sposób i kupić nowe mieszkanie, ale plany pokrzyżowała pandemia COVID-19. Oliwy do ognia – według ustaleń "Uwagi" – miał dolać donos na policję. Jacek był poszukiwany za niepłacenie alimentów. Gdy Janusz zdradził policji miejsce zamieszkania brata, ten na ponad dwa miesiące trafił do aresztu.
Zaczęły się drobne sprzeczki – o połamane kwiatki w ogrodzie Justyny, o polany wodą z basenu dzieci samochód Jacka. Nie wiadomo, kiedy jeden z najbardziej poszukiwanych w Polsce ludzi kupił broń. Miał ją ukrywać w budynkach gospodarczych, gdzie trzymał także pieniądze. Część bliskich Justyny i Janusza uważa, że fakt zakupu broni wskazywał na planowanie zbrodni.
Bogdan Lach twierdzi, że zabójca działał pod wpływem silnych emocji. - Prawdopodobnie emocje były tak nasilone, że spowodowały utratę zdolności intelektualnych. Dopiero jak emocje opadały, zaczął się konfrontować z tym, co się stało. Wtedy też dochodzi czasem do refleksji, by zakończyć swoje życie. Czasem ta refleksja dochodzi po dwóch godzinach, a czasem po trzech dniach – tłumaczył w "Uwadze" profiler.
Jak to się mogło stać, że nie ma po nim śladu
Po zbrodni przepadł jak kamień w wodę.
- Jacek Jaworek zamordował troje ludzi i rozpłynął się w powietrzu bez śladu. Jak to się mogło stać? Jak to możliwe? Ktoś wchodzi do czyjegoś domu, zabija z premedytacją troje ludzi, rodzinę i nie ma żadnego śladu? Dlaczego? – pytała w "Uwadze" przyjaciółka zamordowanych.
Zniknął po zabójstwie brata, bratowej i bratanka. Prokurator: Jacek Jaworek najprawdopodobniej żyje.
- On był bardzo pedantyczny. Nie zabrał samochodu, pieniędzy, leków. Był chory, bez tych leków nie był w stanie przeżyć kilku dni. Jak u mnie mieszkał, to biegałem od apteki do apteki, szukając mu tych leków, bo bez nich było z nim bardzo źle – mówił z kolei kolega podejrzanego.
Borowce to wieś odcięta od świata. Stu mieszkańców, z czego połowa to ludność napływowa. Kupowali tam domy, przeprowadzali się na emeryturę. Dookoła lasy, dalej pola, do najbliższej miejscowości z przystankiem autobusowym - do siedziby gminy Dąbrowy Zielonej - ponad pięć kilometrów. W drugą stronę - do Koniecpola, skąd odjeżdżają pociągi - prawie dwa razy dalej.
Bez samochodu czy chociaż roweru trudno się stamtąd wydostać. Na piechotę? Lasy zarośnięte, trzeba je znać, żeby nie zabłądzić.
- Przeszukano obszar w promieniu siedmiu kilometrów od miejsca, w którym doszło do zbrodni. To teren bardzo trudny do poszukiwań, zalesiony, bagnisty. Wiemy o tym, że Jacek Jaworek znał go bardzo dobrze, urodził się tam. Sąsiedzi potwierdzają, że często wychodził do lasu – mówiła w "Uwadze" Aleksandra Nowara, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Tomasz Ozimek w rozmowie z nami podkreśla, że nie jest to pierwsza zbrodnia, kiedy sprawca znika i mimo wysiłków policji długo jest poszukiwany.
Źródło: TVN24 Katowice, Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja