W niedzielę po raz pierwszy w Bielsku-Białej zorganizowano Marsz Równości. Jak zapowiadali organizatorzy, wydarzenie to "afirmacja życia i sprzeciw wobec dyskryminacji prawnej i społecznej grup mniejszościowych".
Organizatorzy poinformowali, że I Bielski Marsz Równości "ma promować akceptację społeczną, celebrację dumy mniejszości, zwłaszcza seksualnych - lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych i queer".
"Ostatnie miesiące były niezwykle trudne nie tylko z powodu pandemii i braku możliwości wychodzenia z domu oraz przymusowej izolacji, lecz również z powodu sytuacji społeczności LGBT+ w naszym kraju. Marsz Równości ma być naszą odpowiedzią na zmasowaną nagonkę na osoby LGBT+ prowadzoną przez władze, media publiczne oraz hierarchów Kościoła" - napisali organizatorzy bielskiego marszu.
Ich zdaniem, "miasto ma długą historię pokojowego funkcjonowania różnych grup mieszkańców, pomimo dzielących ich różnic". "Istniejąca na tym terenie mozaika etniczna i religijna uczyła tolerancji. Bardzo chcielibyśmy, żeby mogło być ponownie nazywane miastem tolerancji i żeby obowiązywały w nim europejskie standardy ze szczególnym uwzględnieniem poszanowania praw człowieka" - wskazali.
Głosy sprzeciwu
Na zapowiedź marszu zareagowały środowiska narodowe. Ruch Narodowy w Bielsku-Białej na swoim profilu facebookowym zapowiedział: "Raczej na pewno przyjdziemy porozmawiać, wymienić poglądy, argumenty, pogadać o przyszłości miasta, regionu, województwa, Polski".
Głos w sprawie organizacji marszu zabrali również członkowie podbeskidzkiej Solidarności, którzy wyrazili przekonanie, że wydarzenie "nie będzie służyło budowaniu pozytywnego wizerunku miasta i podzieli, a nie zjednoczy mieszkańców".
"W Bielsku-Białej nie trzeba nachalnie promować równości i tolerancji, bo tę - kulturową, religijną i narodowościową - praktykujemy w naszym dwumieście od stuleci. Natomiast mówienie przez organizatorów 'marszu równości' o 'afirmacji życia' jest chyba żartem" - napisali w liście otwartym do prezydenta Bielska-Białej Jarosława Klimaszewskiego członkowie prezydium podbeskidzkiej Solidarności. Władze regionalnej struktury związku zwróciły uwagę, że udział w wydarzeniu zapowiedzieli politycy lewicy oraz aktywiści Strajku Kobiet. Ich zdaniem jest to dowód, że marsz będzie "kolejną objazdową hucpą, mającą z zewnątrz wnosić do naszego miasta obce nam wartości".
Tęczowe flagi na ulicach
W niedzielę na placu Chrobrego pojawiły się dziesiątki osób z tęczowymi flagami, transparentami i instrumentami w dłoniach oraz z uśmiechami na buziach. Na miejscu była też nasza ekipa. Reporterka TVN24 zapytała jedną z uczestniczek marszu dlaczego zdecydowała się wziąć w nim udział.
- Żyjemy w takim kraju i w takich czasach, że może się okazać, że następnej możliwości już nie będzie. Postanowiłam wziąć również moją córkę, żeby kształtować w niej odpowiednie wzorce życiowe. Jesteśmy tutaj, bo chciałabym żyć w mieście, kraju, dzielnicy, gdzie wszyscy będą traktowani równo, nie będzie podziałów i każdy będzie mógł się czuć dobrze - mówiła kobieta.
- To nie jest tak, jak niektórzy bardzo prosto myślą, że to jest marsz LGBT. Tutaj jest wiele ludzi, którzy mają podobne poglądy jak ja - dodała uczestniczka marszu.
Mieszkaniec Bielska-Białej przyznał, że swoim uczestnictwem chciał się solidaryzować z innymi, ponieważ chce żyć w kraju, gdzie każdy będzie się czuł jak w domu. - Bardzo mi się podoba, jest fajna atmosfera, dużo ludzi o pozytywnym nastawieniu. Cieszę się, że przeszedłem - mówił mężczyzna.
Zgodnie z zapowiedziami w pobliżu placu zebrała się mniej liczna grupa kontrmanifestantów. Porządku pilnowała policja.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice