Środowa komisja zdrowia miała dotyczyć opieki okołoporodowej. Wiceminister Tomasz Maciejewski mówił na początku o zwiększaniu bezpieczeństwa na oddziałach porodowych i neonatologicznych poprzez zastosowanie nowoczesnych urządzeń technicznych do monitorowania.
Dyskusja jednak potoczyła się w zupełnie innym kierunku - braku bezpieczeństwa na podstawowym poziomie, czyli braku lekarza ginekologa na porodówce i nadzoru państwa nad takimi oddziałami. Posłanki i posłowie pytali Maciejewskiego o tragedię, która ujrzała światło dzienne w listopadzie - śmierć 41-letniej Anny z Żywiecczyzny w Centrum Medycznym Esculap w Bielsku-Białej.
Porodówka bez nadzoru
To szpital prywatny, ale każdą porodówkę obowiązuje standard opieki okołoporodowej, zgodnie z którym na takim oddziale powinien dyżurować lekarz ginekolog 24 godziny na dobę. Zwłaszcza pacjentka po cesarce powinna mieć przez całą dobę zapewnioną opiekę takiego specjalisty. Esculap w dodatku realizował wtedy na oddziale ginekologiczno-położniczym kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, czyli jego standardy opieki nad kobietą w ciąży powinny być jeszcze wyższe.
28 maja w Esculapie rodziło sześć kobiet, w tym 41-letnia Anna z Żywiecczyzny. Wszystkie przez cięcie cesarskie. Prokurator Anna Zarychta z Prokuratury Rejonowej Bielsko-Biała Północ, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Anny ustaliła, że na tej porodówce nie było żadnego lekarza ginekologa. Wyszedł po zabiegach. Dlatego u Anny nikt nie rozpoznał w porę powikłań, nie miał kto przeprowadzić badania USG, a reoperację rozpoczęła pielęgniarka.
To jedno z wielu uchybień na tym szpitalnym oddziale, które stwierdziła nie tylko prokuratura, ale także wojewoda śląski, nadzorujący podmioty lecznicze, i które przypomniały w środę posłanki i posłowie. Mówili także o sprzętach medycznych bez aktualnych przeglądów technicznych, o wątpliwościach związanych z zatrudnieniem personelu. Pytali o nadzór państwa.
W Esculapie od lat nie było żadnych kontroli.
Gdzie był NFZ przez ostatnie dwa lata? Gdzie byli konsultanci?
- Czy ministerstwo zdrowia planuje jakieś kontrole, które mają na celu sprawdzenie, czy pacjentki w szpitalach prywatnych są bezpieczne? - pytała Marcelina Zawisza z partii Razem. - Ponieważ ewidentnie oszczędności kosztem życia i zdrowia pacjentek w tym szpitalu były ważniejsze niż życie i zdrowie tych kobiet i jedna z nich nie żyje - wyjaśniała. - Tego życia już nie uratujemy, ale to jest pytanie do ministerstwa, jakie kroki planuje, biorąc pod uwagę te haniebne zaniedbania, które były w szpitalu w Bielsku-Białej.
Wtórowała jej Krystyna Skowrońska z Koalicji Obywatelskiej. Dopytywała o długofalowy plan zabezpieczenia kobiet w ciąży, by takie sytuacje jak w Bielsku nie zdarzały się więcej.
Prokuratura postawiła już zarzuty dwóm lekarzom i dwóm pielęgniarkom, ale posłanka Prawa i Sprawiedliwości Katarzyna Sójka dopytywała o odpowiedzialność instytucji nadzorujących. - NFZ miał podpisaną od 2023 roku umowę z tym szpitalem na "Koordynowaną opiekę nad kobietą w ciąży". Szpital nie był kontrolowany przez NFZ ani przed ani po podpisaniu tego kontraktu. Dlaczego NFZ nie przeprowadził kontroli przed powierzeniem opieki nad kobietami ciężarnymi? - pytała Sójka.
Chciała także wiedzieć, dlaczego ostatnią kontrolę na polecenie prokuratury NFZ nie rozpoczął natychmiast, w czerwcu, kiedy były tam jeszcze pacjentki, tylko dopiero w listopadzie i dopiero w grudniu zerwał umowę z Esculapem. - Czy szpital, który nie spełniał warunków kontraktu, bez całodobowego dyżuru ginekologa, powinien zwrócić środki? - pytała. - Czy NFZ i ministerstwo zdrowia wezmą odpowiedzialność za brak kontroli, podpisanie umowy bez kontroli, za dopuszczenie do funkcjonowania porodówki bez lekarza aż do śmierci tej pacjentki?
Podobne pytania - o brak kontroli przed podpisaniem kontraktu i zwlekanie z kontrolą po śmierci Anny i rozpoczęciu śledztwa - stawiał Janusz Cieszyński z PiS. - NFZ posiada bardzo dużo możliwości w zakresie kontroli - podkreślał. Zwrócił też uwagę na przychody Esculapa - 3,5 miliona złotych.
Nawiązując do planowanego tematu komisji, jej wiceprzewodnicząca Wioleta Tomczak z Polska2050 zauważyła, że "nowinki technologiczne będą wspierające", ale opieka lekarska będzie nadal potrzebna. Dlatego zapytała, czy jesteśmy w stanie weryfikować czas pracy lekarza na kontraktach, czy lekarz o tej samej porze nie jest czasem w dwóch miejscach naraz.
Przypomnijmy, że dwaj lekarze podejrzani w sprawie Anny poza Esculapem pracowali jeszcze w innych szpitalach. Szef Esculapa anestezjolog Andrzej W. miał kontrakt w szpitalu miejskim w Sosnowcu, oddalonym o 70 kilometrów, w wymiarze niemal 300 godzin miesięcznie, a ginekolog Jarosław K., który przeprowadzał dwie operacje u Anny - w szpitalu powiatowym w Oświęcimiu. Gdy z pacjentką zaczęło się źle dziać, W. dzwonił kilka razy do K., ale tamten wrócił do Esculapa dopiero po około 4 godzinach od pierwszego telefonu.
- Czy przy podpisywaniu kontraktów z NFZ, świadczeniodawca musi wykazać, jaką będzie miał kadrę i jak sobie wyobraża jej funkcjonowanie? Czy to jest kwestia tego, że po prostu liczy się się na odpowiedzialność i wiarygodność samych dyrektorów takich placówek? Czy ministerstwo zdrowia po tych doniesieniach - bo tych podmiotów jest bardzo dużo - planuje baczniejsze spojrzenie na te prywatne placówki, które oferują kobietom w ciąży opiekę? - pytała Tomczak, podkreślając, że powinno się wziąć większą pieczę nad prywatnymi porodówkami.
Urszula Koszutska z Koalicji Obywatelskiej, przewodnicząca parlamentarnego zespołu ds. przyszłości demograficznej Polski, zwróciła uwagę, że kobiety nie podejmują decyzji o zajściu w ciążę także z powodu strachu przed opieką okołoporodową w szpitalach, która z ich perspektywy jest niewystarczająca.
- Cieszę się, że prokuratura natychmiast zareagowała - odniosła się do wydarzeń w Bielsku-Białej Józefa Szczurek-Żelazko z PiS. - Z doniesień medialnych dowiadujemy się, że najprawdopodobniej nastąpił błąd w sztuce lekarskiej, niestosowanie się do procedur i wiele innych uchybień. Ale ja mam pytanie do ministerstwa zdrowia i bardzo bym prosiła o odpowiedź na piśmie. Wiemy doskonale, że ten szpital miał już duże problemy, jeśli chodzi o stosowanie standardów i jakości udzielanych świadczeń. Około 10 lat temu była podobna sytuacja. Szpital był okresowo pozbawiony kontraktu - wytknęła Szczurek-Żelazko. - Padały pytania o reakcje ministerstwa zdrowia i innych instytucji po tym wydarzeniu - posłanka nawiązała do śmierci Anny. I zapytała: - Co państwo zrobili, żeby do tego nie doszło, skoro wiedzieliście, że to jednostka, która ma problemy z zapewnieniem jakości?
Dalej dopytywała, ile kontroli konsultantów ds. ginekologii wojewódzkiego i krajowego odbywało się w Esculapie po 2023, czyli od podpisania kontraktu z NFZ. Czy ktokolwiek kontrolował Esculapa od tego czasu?
- Chciałbym dostać informacje, ile kontroli przez ostanie dwa lata odbyło się na wszystkich oddziałach położniczych - powiedział Patryk Wicher z PiS.
Jak dodał, jego zdaniem do tragedii w Bielsku-Białej przyczynił się brak uczciwości personelu szpitala. Dlatego poseł "bardzo by prosił, żeby jednak wzmocnić nadzór". - Chcemy wiedzieć, gdzie jest nadzór, jak funkcjonuje nadzór, chcemy dokładnych danych z trzech lat w skali kraju - powiedział Wicher. - Ja chcę mieć przekonanie, że konsultanci, którzy są do tego powołani, i oddziały wojewódzkie NFZ fatyczne mają nadzór na co dzień nad tymi placówkami, odwiedzają te palcówki i też wspierają je. Nie sztuka kupić sprzęt. Sztuka jest mieć personel. I personel jest świetny. Tylko personel musi być na miejscu, żeby jego umiejętności wykorzystać. A jak ktoś jest nieuczciwy, to trzeba go zamknąć.
Esculap został zamknięty - wojewoda wykreślił go z rejestru podmiotów wykonujących działalność leczniczą 12 grudnia. Jak powiedział poseł Wicher, "szkoda, że dopiero po takiej strasznej tragedii".
W statystykach wypadamy znakomicie
Włodzisław Giziński z KO zauważył, że dyskusja toczy się wokół złego przykładu, którym zajmuje się prokuratura i który nie może przysłonić polskiej opieki medycznej na najwyższym europejskim poziomie.
W statystykach Polska wypada znakomicie. Tomasz Maciejewski podkreślał, że na sto tysięcy kobiet w ciąży w Polsce umierają tylko trzy i że w ciągu ostatnich 30 lat ta liczba spadła o 90 procent.
Jednak obaj wskazali problemy, które mogą prowadzić do tragedii z powodu "czynnika ludzkiego". Pierwszy - to rodzaj zatrudnienia. - Nie da się przygotować zespołu medycznego, jeśli pracują kontraktowi lekarze i położne, przyjeżdżający na dyżury - wskazywał Giziński.
Drugi problem to wielkość porodówki, czy inaczej liczba porodów. Jak mówił Maciejewski, według norm WHO i FIGO (Międzynarodowa Federacja Ginekologii i Położnictwa), aby oddział położniczy był bezpieczny dla kobiet w ciąży, powinien przyjmować powyżej 1000 porodów rocznie. - Uważa się, że oddziały mniejsze są oddziałami o dużo większym zagrożeniu dla bezpieczeństwa kobiety i właśnie w takich szpitalach dzieją się te sytuacje, które państwo zgłaszali - odniósł się wiceminister do tragedii w Bielsku. Bo mniej porodów to mniejsze doświadczenie personelu.
Czy to oznacza, że teraz kobiety w ciąży, szukając szpitala, mają liczyć, ile tam jest porodów rocznie i sprawdzać, czy lekarze i pielęgniarki mają umowy o pracę?
- My w tej chwili zlecamy kontrole wojewodom wszystkich oddziałów położniczo-ginekologicznych - powiedział na zakończenie komisji wiceminister Maciejewski.
Wojewodowie mają zwrócić szczególną uwagę na te oddziały, w których jest mało świadczeń dla kobiet w ciąży.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl / archiwum prywatne