Kanclerz Friedrich Merz próbuje być jednym z głównych graczy na arenie międzynarodowej, ale jego pozycję osłabiają problemy w kraju. Tuż przed przyjazdem do Berlina Wołodymyra Zełenskiego ukazał się sondaż partyjny, na którego czele niespodziewanie znalazła się skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.
To partia jawnie prokremlowska, co po raz kolejny udowodnił jeden z jej liderów w niedawnym wywiadzie dla publicznej telewizji ZDF. - Nie traktuję Rosji jako wroga. Musimy skończyć retorykę wojenną. Tak się stanie, kiedy AfD dojdzie do władzy. Rosja jest częścią Europy - mówił Tino Chrupalla, współprzewodniczący AfD.
AfD pobiła swój rekord i z 26-procentowym poparciem jest numerem jeden w najnowszym sondażu. Partia kanclerza Merza - chadecki blok CDU/CSU - traci do lidera dwa punkty procentowe. Ich koalicjanci - socjaldemokraci z SPD - odnotowali zaledwie 13 procent poparcia.
Tylko nieco ponad połowa badanych wierzy, że koalicja CDU/CSU i SPD dotrwa do końca obecnej kadencji w 2029 roku.
Po 100 dniach pracy gabinet Friedricha Merza jest mniej popularny nawet niż gabinet Olafa Scholza na tym samym etapie rządów. Niezadowolenie z niego deklaruje łącznie 69 procent Niemców. Zadowolonych jest 28 procent badanych. Bardzo zadowolonych jest 1 procent dorosłych Niemców.
"Autostrada dla AfD do zwycięstwa"
W jednym z felietonów na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" czytamy: "po zaledwie stu dniach niebezpieczeństwo rozpadu koalicji CDU/CSU i SPD jest większe niż nadzieja na reformy".
- Zarówno Merz, jak i lider socjaldemokratów Lars Klingbeil, (...) mają świadomość stawki, o jaką toczy się cała ta gra. Wiedzą, że jeżeli im się nie uda, jeżeli dojdzie do rozłamów w koalicji, czy krótko mówiąc, jeżeli rząd Merza skończy tak jak rząd Olafa Scholza, rozłamem w koalicji, polityczną kłótnią i wyborczą klęską, to wtedy już będzie autostrada dla AfD do zwycięstwa - komentuje dr Łukasz Jasiński, analityk ds. Niemiec, PISM.
Szczególnie krytyczni wobec rządu są wyborcy AfD - aż 95 procent z nich negatywnie ocenia gabinet Merza. Nie pomogło to, że niemiecki kanclerz przejął część haseł skrajnej prawicy, na przykład w kwestii imigracji i zamykania granic.
Znakiem rozpoznawczym AfD, oprócz straszenia obcymi, jest retoryka antyekologiczna, antyukraińska, antyunijna.
- Z pieniędzy europejskich podatników płacimy za zakup amerykańskiej broni na wojnę na Ukrainie, której nikt nie chce. To absurd. A Unia Europejska jest słaba i cały czas to udowadnia. Wszyscy musimy opuścić Unię Europejską, ponieważ Unia Europejska nie reprezentuje już ani państw narodowych, ani swoich obywateli - powiedziała Alice Widel, współprzewodnicząca AfD.
AfD jasno definiuje swój cel na najbliższe lata - chce osiągać w wyborach krajowych i regionalnych tak wysokie wyniki, by nie dało się dłużej rządzić bez jej udziału.
Źródło: "Fakty o Świecie" TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Reuters