W okresie wakacji budynek Sejmu przy Wiejskiej zamiera. Wygasają zacięte polityczne spory, nastaje czas rozluźnienia. Wybitnie unaocznia to poseł PO Andrzej Halicki, który przyprowadził na wycieczkę po swoim miejscu pracy psy. Prawdopodobnie złamał przy okazji przepisy.
Zdjęcie z "rodzinnej" wycieczki po Sejmie polityk zamieścił na swoim profilu na Twitterze. Widać na nim Halickiego w towarzystwie dwóch rosłych dogów niemieckich, stojącego w sejmowym lobby. Wokół pusto, panuje półmrok. Nastrój wakacyjny. Psy to prawdopodobnie podopieczni żony Halickiego, która prowadzi hodowlę rzeczonych dogów.
@LukaszMezyk a my na spacerze w Sejmie! Pozdrawiamy! pic.twitter.com/WvOX9hKpW0
— Andrzej Halicki (@AndrzejHalicki) August 13, 2013
Nie wiadomo jak wprowadzenie psów ma się do sejmowych przepisów. W 2008 roku ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski mówił w programie "Teraz my" telewizji TVN, komentując nowe sejmowe przepisy dotyczące ubioru, że psy nie są raczej mile widziane w murach zacnego gmachu przy Wiejskiej. - Są sytuacje, w których nie można przyjść w krótkich spodenkach i nie można na przykład przyprowadzić psa - stwierdził obecny prezydent.
Psie sprawy w Sejmie
Wcześniej, w okresie rządów PiS-u, sejmową karierę zrobił pies Ludwika Dorna, sznaucerka Saba. Ówczesny polityk PiS i marszałek Sejmu, przyszedł pewnego dnia do pracy ze swoim wiernym czworonożnym towarzyszem, wywołując niemałą konsternację. Opozycja ostro zaatakowała go za wykorzystywanie swojej pozycji, arogancję i podkopywanie autorytetu Sejmu.
Oburzenie wywołała też wiadomość, iż oficerom BOR ochraniających marszałka Sejmu, przypadło zadanie wyprowadzanie Saby. Polityk tłumaczył się, że były to sytuacje nadzwyczajne, kiedy z powodu obowiązków państwowych nie mógł sam zająć się psem.
Krok Dorna doprowadził do małego "psiego buntu". W ciągu kilku dni do pracy z swoimi psami przyszło kilku posłów PO i SLD, którzy tłumaczyli, że "zainspirował" ich marszałek. Z czasem kwestia przyprowadzania psów do Sejmu ucichła.
Autor: mk/ ola / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Twitter | Andrzej Halicki