Czy to Josiah Bartlet z "The West Wing", czy Frank Underwood z "House of Cards", Amerykanie wolą fikcyjnych prezydentów od tego prawdziwego - informuje agencja Reutera, powołując się na sondaże wśród telewidzów popularnych seriali.
Według sondażu Reuters-Ipsos przeprowadzonego w tym miesiącu 54 proc. ankietowanych Amerykanów ma negatywną opinię o urzędującym prezydencie Baracku Obamie, wobec 46 proc. ocen pozytywnych. Oznacza to, że prawdziwy prezydent nie ma szans z tymi fikcyjnymi.
Np. David Palmer, prezydent z serialu "24 godziny", cieszy się względami 89 proc. widzów tej produkcji Foxa. Z kolei Josiah "Jed" Bartlet z "The West Wing" mógłby liczyć na poparcie 82 proc. widzów telewizji NBC produkującej ten serial.
Nawet Laura Roslin z serialu "Battlestar Galactica" miałaby zdaniem widzów kanału SyFy spore (78 proc.) szanse na dobrą prezydenturę.
Gorszą sytuację ma makiaweliczny Frank Underwood z "House of Cards", ale i on ma więcej zwolenników niż przeciwników. 57 proc. widzów Netflixa ma o nim dobrą opinię.
Poparcie dla fikcyjnych charakterów nie jest oczywiście niczym nadzwyczajnym, skoro telewizyjni bohaterowie siłą rzeczy zmagają się z "atrakcyjnymi" problemami, a scenariusze seriali nie opowiadają przeważnie o bojach prezydenta wokół tak "nudnych" tematów jak reforma ochrony zdrowia czy nierozwiązywalne konflikty w odległych zakątkach świata.
Ale filmowe charaktery, a raczej ich odtwórcy nie są skazani na porażkę w rzeczywistym świece. Jak uczy przykład Ronalda Reagana, nawet aktor może zostać w końcu prezydentem USA.
Autor: mtom / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe