Śpiewać każdy może i może większość nawet gorzej, niż lepiej, ale nie to liczyło się w ostatnim miesięcu na polskich i ukraińskich ulicach, stadionach, w parkach i pubach, bo tam, gdzie pojawili się kibice którejś z 16 reprezentacji grających na turnieju Euro, od razu robiło się radośnie, głośno, a wszechobecny śpiew przypominał, że właśnie trwa sportowy karnawał.
Na ulicach polskich miast było kolorowo od pierwszego do ostatniego dnia turnieju. Kibice z całej Europy kroczyli przez Warszawę, Poznań, Wrocław, Gdańsk czy Kraków z pieśniami na ustach. Jedni sławili poszczególnych piłkarzy, inni swoje ojczyzny.
Bez wyjątków - każdy naród i każdy kibic angażował się w ich odśpiewywanie całym sobą. Bojowe pieśni z reguły były bardzo proste i nie zawsze też dawało je się potem tłumaczyć i cytować przed kamerami.
O tym, jak spontanicznie czasem powstawały może świadczyć przykład Włochów, którzy po półfinale w Warszawie nauczyli się nawet języka rywali (Niemców) i wyśpiewywali na warszawskim Nowym Świecie na późnych godzin nocnych: "Deutschland Aufwiedersehen" w rytmie sobie znanych melodii. Niemcy z kolei przez trzy tygodnie w kółko powtarzali magiczne dźwięki przyśpiewki, którą ponoć zna każdy kibic piłkarski nad Renem: "Humpa humpa te tere", a która nie daje się przetłumaczyć.
Autor: adso/tr / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN