Sposobów na upał jest kilka. Można leżeć w wannie pełnej zimnej wody, można zajadać się lodami, można też popłynąć na Antarktydę. Jak biura podróży charakteryzują osoby decydujące się na to ostatnie sprawdził "Dziennik Polski".
Z tego, co dziennikowi udało się ustalić, turyści gotowi wybrać się na ten odległy kontynent mają zazwyczaj powyżej 30 lat, specyficzne gusta osób, które właściwie wszystko już widziały i mnóstwo pieniędzy.
Najlepiej statkiem
Na Antarktydę najlepiej dostać się statkiem - loty komercyjne są bardzo drogie, a do tego często anulowane z powodu warunków atmosferycznych - czytamy w "Dzienniku Polskim".
Są to rejsy typowo turystyczne - organizowane od listopada do marca (wtedy jest najcieplej i jasno prawie przez cały czas), odbywają się niewielkimi statkami (ok. 100-120 osób) z luksusowymi kabinami i świetną kuchnią. Wypływa się z Chile lub (częściej) z argentyńskiego Ushuaia - najdalej na południe wysuniętego miasta świata.
Za tę przyjemność - prawie 30 tys. zł.
Za dwunastodniowy rejs na Antarktydę (z lotami na południe Argentyny i z powrotem) trzeba zapłacić około 9 tysięcy dolarów, czyli ponad 28 tysięcy złotych od osoby.
Ponad trzy razy droższe są rejsy na biegun północny. Dwutygodniowy, jedyny rejs w roku (właśnie się odbywa) kosztuje, 23 tysiące dolarów (prawie 73 tysiące złotych). To cena za osobę, obejmująca przelot do Murmańska i z Murmańska oraz zakwaterowanie w dwuosobowej kabinie na lodołamaczu atomowym. Możliwe są też wycieczki indywidualne, na specjalne życzenie klienta.
Źródło: "Dziennik Polski"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu