Opublikowane w środę dane Office for National Statistics (ONS) przyniosły rekordową liczbę mieszkańców Wielkiej Brytanii zatrudnionych na tzw. umowach na zero godzin. Jest ich około 700 tys., o 100 tys. więcej niż rok temu.
Umowy na zero godzin (zero-hours contract) to forma umowy niezawierająca minimalnej liczby godzin, jakie zatrudniony ma przepracować w tygodniu. Oznacza to, że w przypadku mniejszego natężenia pracy, pracodawca może odesłać osobę zatrudnioną na takim kontrakcie do domu bez konieczności wypłacania jej ustalonego wynagrodzenia.
Dlaczego?
Kontrakt ten, choć niewątpliwie korzystny dla przedsiębiorców w okresie niestabilnej koniunktury, budzi wśród brytyjskiej opinii publicznej wiele kontrowersji.
Najnowsze dane ONS dolewają jeszcze oliwy do ognia. Okazuje się bowiem, że w ostatnim kwartale 2014 roku na takich kontraktach pracowało aż 700 tys. mieszkańców Wysp, a więc 2,3 proc. wszystkich zatrudnionych. Jeszcze rok wcześniej było ich o 100 tys. mniej.
Nie jest to jednak rekord kwartalny pod tym względem. W sierpniu zeszłego roku liczba osób na kontraktach zerogodzinowych sięgnęła bowiem 1,8 mln. Zdaniem ekspertów było to efektem wzrostu zapotrzebowania na prace sezonowe (głównie w branżach związanych z turystyką, handlem czy rolnictwem, gdzie sezonowość zapotrzebowania na pracę jest największa).
Szacunki
ONS wyjaśnia jednak, że dane te nie pochodzą z oficjalnych statystyk a są jedynie szacunkami opartymi na badaniach sondażowych. Tak duży wzrost może, zdaniem ekspertów z ONS, wynikać niekoniecznie z faktycznego wzrostu popularności takich kontraktów a raczej z rosnącej świadomości samych zatrudnionych, którzy często mogli nie zdawać sobie sprawy, że mają taki zapis w umowie o pracę.
Według ONS co piąty brytyjski pracodawca zatrudnia pracowników na takich kontraktach. Są jednak branże, jak np. hotelarstwo czy gastronomia, gdzie z umów takich korzystał więcej niż co drugi pracodawca. Co do samych zatrudnionych to, według badania, są to najczęściej kobiety oraz studenci a także osoby w wieku poniżej 25 lat lub powyżej 65. roku życia.
Protesty
Przeciwko kontraktom zerogodzinowym protestują związki zawodowe, według których taka formuła daje wszystkie argumenty pracodawcy a niemal żadnych pracownikowi. - Umowy te są kwintesencją negatywnych zmian na współczesnym rynku pracy - stwierdza Frances O'Grady, sekretarz generalna brytyjskiego Kongresu Związków Zawodowych. Jej zdaniem konstrukcja, która miała być w zamyśle niszowym rozwiązaniem ułatwiającym dostęp do rynku pracy niektórym grupom osób, stała się normą w wielu sektorach gospodarki.
Minister ds. przedsiębiorczości Vince Cable odpowiada na te zarzuty stwierdzając, że taka formuła zatrudnienia jest korzystna dla wielu zatrudnionych, jak studenci, opiekunowie osób niepełnosprawnych czy osoby chcące częściowo przejść na emeryturę. Przyznaje jednak, że historycznie miały miejsce wypaczenia tej formuły zatrudnienia, jak choćby zatrudnianie pracowników na takich kontraktach na wyłączność.
Będzie zmiana?
Zdaniem Vince'a Cable rząd pracuje nad rozwiązaniami, które zapewnią osobom zatrudnionym na takich kontraktach możliwość zatrudnienia u kilku pracodawców jednocześnie.
Wiadomo jednak, że kwestia rosnącego zatrudnienia na kontraktach zerogodzinowych stanie się jednym z ważnych punktów kampanii wyborczej przed majowymi wyborami parlamentarnymi. Ograniczenie tej konstrukcji prawnej zapowiada Partia Pracy. Według propozycji partii, każdy zatrudniony pracujący na regularnych zmianach będzie miał prawo do normalnego kontraktu.
Autor: msz/ / Źródło: PAP