Czerwona podeszwa, "wyjątkowa" czarna krata, czy trzy paski na rękawie - dla wielu posiadanie markowej odzieży to wyraz swego rodzaju awansu społecznego. A właściciele marek dbają o to, by "niepowtarzalne" elementy nie traciły na atrakcyjności. Nie chodzi tylko o rozpoznawalność, ale przede wszystkim o miliardy dolarów. Bo atrakcyjna marka to klucz do sukcesu, również tego finansowego, w świecie mody. Dlatego tak często duże firmy toczą wieloletnie sądowe boje o kratki, litery i kolory.
Posiadanie własnych, modnych i rozpoznawalnych symboli czy wzorów decyduje o pozycji producenta w świecie mody. A świat mody, to wielkie pieniądze - w samej Francji wartość rynku luksusowej odzieży i dodatków wyniosła w 2014 roku prawie 11 miliardów euro. W Polsce ten segment wart jest zaledwie 497 mln euro.
Bój o kratę
Ostatni głośny przypadek wielkiego procesu miał miejsce w maju tego roku. Wyrokiem Europejskiego Sądu Najwyższego zakończyła się długa walka Louis Vuitton o prawa autorskie do czarno–białej kratki. Bój o szachownicę rozpoczął się jeszcze w 1998 roku, kiedy ten sam dom mody zarejestrował biało–brązową wersję tego wzoru, powtarzając rejestrację dla kraty czarno–białej dokładnie dekadę później.
Spokój trwał do 2011 roku, kiedy na skutek protestów niemieckiej marki sąd zniósł prawo Louis Vuitton do wyłącznego używania obu wersji kolorystycznych motywu. Sprawa trafiła do najwyższej instancji, jednakże sąd w Luksemburgu również stwierdził, że wzór w szachownicę nie nosi znamion nowości ani indywidualnego charakteru. Jest tym samym zbyt podstawowym, powszechnie stosowanym układem kwadratów, aby mógł być używany przez Louis Vuitton na wyłączność.
Walka o kraty i pasy
Gdy Louis Vuitton walczył o kratę, inne wielkie marki rozpoczęły procesy o wzory w pasy. Adidas pozwał markę Marc należącą do Marca Jacobsa o motyw czterech pasków, które znalazły się na elementach kolekcji jesień/zima 2014. Adidas wykazał, że pionowe paski naniesione na rękawy bluz mogą wprowadzać w błąd konsumentów, sugerując współpracę między markami, a nawet wskazywać błędnego producenta tej odzieży.
Bój o paski wygrał także kilka lat temu projektant Charles Philip Shanghai w procesie przeciwko GAP. Znany projektant mokasynów, zwanych również lordsami, zarzucił sieciówce, że ta użyła wyściółki wewnątrz buta z identycznym motywem biało–granatowych linii. Co więcej, GAP nazwał tę linię obuwia Phillip Moccasin Slipper oraz Phillip Slipper, bezpośrednio odnosząc się w ten sposób do marki stworzonej przez Charlesa Philipa.
Zwycięski bój z włoskim gigantem
Inny wzór, o którego kopię pokusił się z kolei włoski dom mody Dolce & Gabbana, to Unikko. Charakterystyczny motyw czerwonych maków zaprojektowany przez Maiję Isolę zastrzeżony został przez fiński koncern Marimekko w 2006 roku.
Dwa lata później deseniu w maki, pozbawionego jedynie łodyżek, użył Dolce & Gabbana, rozpoczynając tym samym batalię o prawo do tego wzoru. Podczas gdy włoski gigant walczył o unieważnienie wyłączności na Unikko, Finowie decyzją sądu w Hamburgu uzyskali zakaz sprzedaży i marketingu produktów D&G w maki w Niemczech, kluczowego rynku dla kolekcji Marimekko.
Ostatecznie osiągnięto porozumienie, na mocy którego wycofano wszelkie wzajemne pozwy, a włoski dom mody wypłacił fińskiemu koncernowi odszkodowanie. W tym samym roku Marimekko otrzymało nagrodę 2008 SIGNUM Prize nadaną przez Groth & Co za doskonałe zarządzanie i ochronę marki. Dziś koncern udostępnia licencyjnie motyw Unikko między innymi dla Avon, Manolo Blahnika czy H&M.
Alfabet na ławie oskarżonych
Symbolem – wzorem, o który procesowano się przez sześć lat – była duża literka „G”, która poróżniła Gucci i Guess. Włoska marka, która stworzyła z tej litery swego rodzaju deseń nanoszony na własne produkty, wniosła przeciwko Amerykanom pozwy w Nowym Jorku, Paryżu i Mediolanie.
Oskarżenia o nieuczciwą konkurencję i narażenie Gucci na straty uznano jedynie w Stanach Zjednoczonych, a Guess musiał wypłacić Włochom 4,7 mln dolarów odszkodowania. Natomiast europejskie sądy przychyliły się do stanowiska amerykańskiej marki i oczyściły ją z zarzutów uznając m.in., że symbol litery „G” stał się już powszechnym znakiem w przemyśle modowym.
Zawziętość Francois-Henri Pinaulta, właściciela Gucci, składającego pozew za pozwem, doprowadziła w ostatecznym rozrachunku markę do poniesienia olbrzymich kosztów. Co więcej, w wyniku kolejnych rozpraw sądowych Włosi utracili prawo do kilku innych zarejestrowanych znaków towarowych, m.in. symbolu trzech liter G i deseniu w romby.
Walka o kolory z Yves Saint Laurent
W 2011 roku przedmiotem sporu pomiędzy marką Christian Louboutin i francuskim domem mody Yves Saint Laurent stał się natomiast kolor. Sprawa dotyczyła czerwonej podeszwy, którą producent luksusowego obuwia zarejestrował trzy lata wcześniej jako swój znak towarowy.
Sąd uznał, że czerwona podeszwa jedynie w połączeniu z innym kolorem wierzchu obuwia może stanowić znak rozpoznawczy marki. Tymczasem szpilki Monochrome projektu Yves Saint Laurent, będące w całości jednolitej barwy, nie naruszyły znaku Louboutin. Proces zakończył się zatem pomyślnie dla obu stron – YSL nie został ukarany, a Louboutin otrzymał uznanie prawa do znaku kontrastującej podeszwy, podważonego we wcześniejszym procesie w Europie.
Tym samym wyrok stanowił osłodę dla porażki procesowej przeciwko marce ZARA, która wypuściła szpilki z czerwoną podeszwą w połączeniu z przyszwą w innym kolorze. W tym przypadku francuski sąd uznał, że Louboutin nie ma monopolu na dany kolor podeszwy, a jednocześnie ZARA nie stanowi dla niego konkurencji, celując swoją ofertą w inny segment odbiorców.
Walka o czerwień trwa jednak nadal - Louboutin, który każdego roku sprzedaje w samych Stanach Zjednoczonych około 240 tysięcy par butów, składa kolejne, przeważnie nieskuteczne pozwy, m.in. przeciwko Oh Deer! oraz Carmen Steffens.
Trudne spory o symbole
Problemy z zastrzeganiem i walką o wzory wynikają przede wszystkim z konieczności dowiedzenia przed sądem, że istnieją przesłanki oryginalności i nowości danego projektu. Mimo coraz bardziej popularnej gałęzi prawa, tzw. „fashion law”, nadal brakuje jasnych przepisów dotyczących ochrony praw własności intelektualnej. Domy mody walczą o swoje wzory, powołując się najczęściej na ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, naruszenie prawa autorskiego czy prawa własności przemysłowej.
Ponadto należy pamiętać, że prawo do znaków towarowych ma charakter terytorialny, a więc trzeba je zastrzegać oddzielnie dla każdego rynku. Specyfiki rynkowi odzieżowemu dodaje ponadto jego sezonowy charakter, niezwykła dynamika zmieniających się trendów i związane z nimi znaczne ryzyko finansowe. Tym samym opłacalne okazuje się jedynie rejestrowanie wzorów, które stanowią flagowe, cyklicznie powtarzane i nie budzące wątpliwości modele danych marek.
W Europie kontrowersje wzbudza wreszcie sam proces rejestracji wzorów wspólnotowych w Urzędzie ds. Harmonizacji Rynku Wewnętrznego, który trwa czasem zaledwie dwie doby. Zgłoszenia kontrolowane są bowiem jedynie od strony formalnej, a nie pod kątem nowości czy indywidualności wzoru.
Dopiero w przypadku zgłoszenia sprzeciwu lub wniosku o naruszenie czyichś praw następuje rzetelna ocena danego projektu, co jest tym trudniejsze, że moda to mniej lub bardziej twórcze czerpanie ze wspólnego dorobku oraz dozwolona inspiracja. Ta ostatnia jest zresztą najczęstszym argumentem tańszych konkurentów wielkich domów mody w procesach o kopiowanie.
Lepiej ukraść, niż kupić
Warto również wspomnieć o popularnych ostatnio parodiach wzorów modowych. Tych nielegalnych, jak niedawna sprawa t-shirtu Jeaninne Heller parodiującego Yves Saint Laurent, oraz tych na mocy umowy licencyjnej pomiędzy markami.
Przykładem takiego porozumienia była karykatura charakterystycznej literki „M” na czerwonym tle na elementach kolekcji jesień/zima 2014 marki Moschino. W zamian za wykorzystanie znaku towarowego McDonald’s, Moschino dokonało wpłaty na rzecz fundacji tego koncernu.
Ze względu na wysokie koszty oficjalnego wykorzystania symbolu, umowy tego typu wciąż pozostają jednak rzadkością. Nic dziwnego, że wciąż bardziej kuszące wydaje się zwyczajne podebranie czyjegoś wzoru, a później próba uniknięcia w procesie sądowym finansowych konsekwencji, w czym znacząco pomaga nieprecyzyjne prawo i trudności w udowodnieniu winy.
Autor: Maciej Michałek / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CC BY 2.0/CC BY-SA 3.0 | Cyouanwuo / @Saigon / Phixaakh / d'n'c