Pretekstem do poniedziałkowych spadków na światowych rynkach akcji była dewaluacja chińskiego juana 11 sierpnia; spadki na GPW zawdzięczamy, prócz chińskich, również polskim politykom, którzy zaszkodzili sektorom bankowemu i energetycznemu - mówi analityk Xelion Piotr Kuczyński.
Podkreślił również, że w ostatnich latach normą są poważne obniżki na giełdach co ok. sześć lat. - Wydaje się, że jest to normalna, choć duża korekta. W kryzys mogą ją zamienić politycy, szczególnie chińscy - zaznaczył Kuczyński.
Wojna walutowa?
- Chodzi o to, że świat zaczyna się bać globalnej wojny walutowej, która po cichu trwa od wielu lat. Najpierw Amerykanie osłabiali dolara, później Japończycy osłabiali jena, a Europejczycy euro. Wszystko po to, żeby zwiększyć konkurencyjność swoich gospodarek. Było oczywistym, że kiedy włączą się w to na poważnie Chiny, to może stać się to problemem dla globalnej gospodarki - ocenił Kuczyński w rozmowie z PAP.
Przez polityków
Według niego oprócz perturbacji wokół chińskiej waluty (w wyniku dewaluacji juan stracił na wartości ok. 3,5 proc.), czynnikiem dodatkowo osłabiającym warszawską Giełdę Papierów Wartościowych były ostatnie działania polskich polityków.
- GPW wygląda bardzo źle, ponieważ od jakiegoś czasu była osłabiona przez zawirowania związane z ostatnią reformą OFE, a ostatnio zaszkodzili jej politycy swoimi cudownymi pomysłami. Po pierwsze pomysłami nt. sektora bankowego - chodzi mi o podatek bankowy i przewalutowanie kredytów we frankach, a po drugie energetycznego - zapowiedzi przejmowania kopalń przez spółki energetyczne - zaznaczył analityk.
Według niego to właśnie działania polityków mocno odcisnęły się na GPW, ponieważ oba wymienione sektory są "olbrzymią częścią WIG20". - Decyzje polityków musiały doprowadzić do poważnych przecen i nasz rynek akcji jest obecnie w dużej niełasce - dodał.
Czas na spekulacje?
Kuczyński uważa też, że jest jeszcze za wcześnie na to, żeby spekulować o dalszym rozwoju sytuacji. Niemniej sam bardziej skłania się ku poglądowi mówiącemu o korekcie, a nie o zapowiedzi poważnego kryzysu giełdowego.
- Indeksy były w tzw. dojrzałej hossie i rosły od 2009 r. w wielu krajach bijąc rekordy wszechczasów. Giełdy wręcz czekały, żeby przejść jakąś gruntowną korektę, którą wyzwolił ruch Chińczyków. Ponieważ na tych rozwiniętych giełdach większość handlu robią komputery, jak otrzymały sygnały do sprzedaży, to sprzedawały jak szalone - wskazał.
Początek tego tygodnia rozpoczął się prawdziwym pogromem na światowych giełdach. W Azji Nikkei 225 stracił 4,61 proc., a Shanghai Composite spadł o 8,5 proc., co było największą jednodniową przeceną od 8 lat. Na mocnych minusach zamknęły się też inne azjatyckie giełdy. Na tym jednak nie koniec, bo w ślad za nimi pikowały też giełdy Starego Kontynentu, m.in. francuski CAC40, który po południu tracił ponad 4,5 proc., niemiecki DAX, który spadał o przeszło 4 proc., czy krajowy WIG20, który spadał o ponad 5,5 proc. Na wartości traciły też surowce oraz waluty rynków wschodzących.
Autor: //gry / Źródło: PAP