Parlament Europejski przyjął w czwartek stanowisko dotyczące propozycji powiązania dostępu do funduszy Unii Europejskiej ze stanem praworządności. Eurodeputowani chcą, by to eksperci oceniali stan rządów prawa w krajach Wspólnoty.
Za przyjęciem sprawozdania w tej sprawie głosowało podczas sesji w Strasburgu 397 europosłów, przeciw było 158, natomiast od głosu wstrzymało się 69. - Tego rodzaju pomysłami rozwala się Unię Europejską od środka - komentował zasiadający w komisji budżetowej europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk. Jednak tego rodzaju pogląd nie jest dominujący w europarlamencie, gdzie wielu polityków wskazuje, że nie może być tak, że państwa członkowskie biorą z UE tylko to co się im podoba (pieniądze), a odrzucają to co jest dla nich niewygodne (poszanowanie wspólnych reguł). - UE nie jest klubem biznesowym. Jest to przede wszystkim wspólnota oparta o wartości i zasady - oświadczyła po głosowaniach współautorka raportu, hiszpańska europosłanka grupy socjalistów Eider Gardiazabal Rubial. - Szacunek dla naszych wspólnych wartości jest filarem, na którym zbudowaliśmy projekt europejski. Żaden rząd nie może naruszać tych wartości bez ponoszenia konsekwencji - dodała.
Centrolewicy udało się przeforsować poprawkę, która mówi o włączeniu do tekstu unikania opodatkowania i konkurencji podatkowej jako działań szkodzących UE. Przeciwko temu była Europejska Partia Ludowa, która chciałaby, aby rozporządzenie skupiało się na praworządności.
Zamrożenie funduszy Unii Europejskiej
Zgodnie z projektem w tej sprawie stroną inicjującą i nadzorującą przebieg procedury stosowanej w razie zagrożenia dla praworządności będzie Komisja, jednak o ostatecznym zastosowaniu środków dyscyplinujących będą decydowały już państwa członkowskie. Parlament Europejski w swoim stanowisku opowiedział się za tym, by również europosłowie mieli głos w tej sprawie. Wskazuje on też na potrzebę modyfikacji całej procedury tak żeby stan praworządności oceniło grono ekspertów.
Do uruchomienia sankcji nie ma być potrzebna jednomyślność w Radzie UE. Głosowania miałyby się odbywać na zasadzie tak zwanej odwróconej większości kwalifikowanej: decyzja KE zostanie uznana za przyjętą, jeśli głosujący nie odrzucą jej odpowiednią większością głosów. W Parlamencie Europejskim potrzebna byłaby do tego zwykła większość.
PiS krytyczne
Według PiS pomysł ten jest szkodliwy, bo daje Komisji Europejskiej narzędzie do arbitralnego zamrażania środków dla państw członkowskich. - Europejski Trybunał Obrachunkowy napisał wprost, że to daje do ręki KE instrument o ogromnym obszarze uznaniowości. Przy pomocy takiej uznaniowej pałki można walić tych, których się nie lubi, a przymykać oczy na tych, których się lubi - ocenił Kuźmiuk.
Innego zdania jest Petri Sarvamaa z Europejskiej Partii Ludowej. - Chodzi o ochronę ogólnego budżetu przed ogólnymi usterkami dotyczącymi praworządności. Musimy mieć takie same konsekwencje budżetowe dla każdego państwa członkowskiego, które podważa zasadę praworządności - wskazał. PE opowiedział się za tym, by konsekwencje zamrażania dostępu do funduszy uderzały w państwa, ale nie w odbiorców końcowych środków. Ci mieliby dostawać obiecane fundusze, jednak miałyby one pochodzić nie z budżetu UE, ale z budżetów krajowych.
Prace trwają
Komisja Europejska przedstawiła w maju 2018 roku propozycję dotyczącą uzależnienia od praworządności wypłaty funduszy unijnych w budżecie Unii Europejskiej na lata 2021-2027. PE jest teraz gotowy do negocjacji w tej sprawie, ale mandatu nie ma jeszcze Rada UE, w której zasiadają przedstawiciele państw członkowskich.
Autor: mb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock