Ponad 1,75 miliona złotych - takiej kwoty od trzech związków zawodowych działających w PLL LOT domaga się zarząd spółki za zapowiedziany strajk, do którego nie doszło. Jak twierdzi Piotr Szumlewicz, przewodniczący Rady OPZZ województwa mazowieckiego, władze firmy dały związkom 21 dni na doręczenie pieniędzy, w przeciwnym razie przewoźnik skieruje sprawę do sądu. Związkowcy domagają się interwencji premiera Mateusza Morawieckiego i dymisji zarządu.
Jak poinformował Piotr Szumlewicz, w piątek pismo przedsądowe otrzymały trzy związki: Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych, Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego oraz Ogólnopolski Pracowniczy Związek Zawodowy Konfederacja Pracy.
To pokłosie wydarzeń z kwietnia tego roku, kiedy w Polskich Liniach Lotniczych LOT przeprowadzono referendum strajkowe.
Tymczasem zdaniem władz przewoźnika zapowiadana akcja strajkowa byłaby akcją nielegalną i sprawa trafiła do sądu.
Jakie przyczyny?
Biuro prasowe LOT-u w przesłanym nam w sobotę komunikacie podkreśliło, że "mimo braku decyzji sądu rozstrzygającej legalność przeprowadzenia referendum strajkowego, związki zawodowe po raz kolejny ogłosiły zapowiedź kolejnej akcji strajkowej".
"Podejmując próby konstruktywnego dialogu ze związkami zawodowymi, jak dotąd Zarząd LOT nie decydował się na dochodzenie roszczeń z tytułu poniesionych strat po tym jak Związki Zawodowe podtrzymywały zapowiedź nielegalnej akcji strajkowej na przełomie kwietnia i maja br. Jednak w obliczu kolejnych działań zagrażających dobru spółki, wszystkich pracowników i współpracowników LOT, a także w trosce o naszych pasażerów, zarząd podjął decyzję o wyegzekwowaniu od związków zawodowych rekompensaty za udokumentowane straty poniesione za okres tuż przed zapowiadanym na początek maja strajkiem" - dodano.
Według wyliczeń LOT-u straty w postaci utraconych zysków wynoszą 1 752 439,78 zł. "Dotyczą one wyłącznie okresu od 28 do 30 kwietnia i wynikają z podtrzymywanej i podsycanej medialnie przez związki zawodowe groźby strajku mimo obowiązującego wówczas zabezpieczenia sądu zakazującego przeprowadzenia akcji strajkowej" - czytamy w przesłanym nam komunikacie.
Jak zaznaczają przedstawiciele LOT-u, do czasu rozstrzygnięcia kwestii legalności referendum strajkowego przez sąd, "wszelkie akcje protestacyjne mogą zostać uznane za niezgodne z prawem, ze wszystkimi tego konsekwencjami".
Jak wskazano, termin rozprawy został wyznaczony przez sąd na 20 listopada br. Koszt jednego dnia strajku LOT wyliczył na ponad 20 mln zł.
Zarząd PLL LOT oszalał. Żąda od związków zawodowych w spółce ponad 1,7 mln zł jako odszkodowanie za strajk, który się nie odbył. Oto dzieło zarządu flagowej spółki polskiego państwa. Naprawdę ktoś powinien przerwać to smutne przedstawienie i zdymisjonować całą tę ekipę.
— Piotr Szumlewicz (@PiotrSzumlewicz) 17 sierpnia 2018
Związkowcy chcą dymisji
Zdaniem Szumlewicza prawo do strajków jest wpisane w Konstytucję RP, a rolą związków zawodowych jest walka o prawa pracownicze.
"Warto też pamiętać, że strajk się ostatecznie nie odbył, a sąd apelacyjny niedawno uchylił decyzję sądu pierwszej instancji i orzekł, że związki miały i mają pełne prawo do przeprowadzenia akcji strajkowej. Mimo to zarząd PLL LOT żąda od związków zawodowych gigantycznej kwoty pieniędzy" - dodał.
Jednocześnie zaapelował o "interwencję premiera Mateusza Morawieckiego i dymisję zarządu PLL LOT". "Najwyższy czas, aby przerwać to smutne przedstawienie" - podkreślił przewodniczący Rady OPZZ województwa mazowieckiego.
Kara za zwolnienie
Inspekcja uznała, że przewoźnik podejmując decyzję o zwolnieniu kobiety naruszył przepisy.
"W ocenie inspektorów pracy z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie przeprowadzających kontrolę w PLL LOT doszło do naruszenia przepisów dotyczących rozwiązania stosunku pracy, w związku z czym zostało wszczęte postępowanie wykroczeniowe i skierowano do sądu wniosek o ukaranie" - poinformowała tvn24bis.pl Danuta Rutkowska, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy.
Linia lotnicza złożyła odwołanie od nałożonej kary.
Autor: mb/ToL / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański / PAP