Na tle Europy mamy bardzo dobrą sytuację, stabilny wzrost, 30-procentowy wzrost gospodarczy - mówiła w programie "Kawa na ławę" na antenie TVN24 posłanka PiS Mirosława Stachowiak-Różecka, broniąc decyzji RPP o obniżeniu stóp procentowych. Później doprecyzowała, że miała na myśli skumulowany wzrost w okresie ośmiu lat rządów partii. Politycy opozycji wytykali jednak, że gospodarka znajduje się w opłakanym stanie, a wysokie ceny dotkliwie uderzają zarówno w przedsiębiorców, jak i konsumentów.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) zdecydowała się w środę obniżyć stopy procentowe NBP o 75 punktów bazowych. Oznacza to, że stopa referencyjna spadnie do poziomu 6,00 procent. Konrad Piasecki pytał swoich gości w programie "Kawa na ławę" czy "ktoś z was chciałby pobronić decyzji Rady Polityki Pieniężnej".
- Mamy za sobą rzeczywiście bardzo trudny czas. Odczuwali to (zacieśnianie polityki monetarnej - red.) Polacy, zwłaszcza ci, którzy są obciążeni kredytami i myślę, że szczególnie oni cieszą się z tej wiadomości. Sytuacja nasza gospodarcza jest bardzo stabilna, jest stały wzrost - stwierdziła posłanka PiS Mirosława Stachowiak-Różecka.
Słowa polityk skontrował prowadzący. Zwrócił uwagę, że sytuacja gospodarcza w ostatnim czasie się pogarsza.
Posłanka PiS mówi o 30-procentowym wzroście
- Na tle Europy mamy bardzo dobrą sytuację, stabilny wzrost, 30-procentowy wzrost gospodarczy. Naprawdę jest bardzo dobra sytuacja - powiedziała posłanka. W reakcji na dane podawane przez posłankę, dziennikarz TVN24 poprosił o doprecyzowanie, jaki wzrost miała na myśli. - 30-procentowy w skali roku, tak - powtórzyła Stachowiak-Różecka.
- Nie, chyba pani żartuje. To Chiny w najlepszych czasach miały po 10 proc. wzrostu PKB. - odpowiedział Konrad Piasecki.
- Proszę spojrzeć na sytuację PKB w Europie. Proszę spojrzeć na naszą. Proszę spojrzeć na sytuację z bezrobociem. Radzimy sobie. Poradziliśmy sobie z kryzysami. Poradziliśmy sobie z pandemią. Radzimy sobie z sytuacją, w której jest wojna za granicą - kontynuowała posłanka.
Po kilku minutach posłanka PiS doprecyzowała jednak, że chodziło jej o skumulowany wzrost w skali całych ośmiu lat rządów PiS. - Powtarzam z całą odpowiedzialnością: wzrost 30 procentowy (..) W analogicznym ośmioletnim okresie rządów Koalicji Obywatelskiej z PSL-em był 2-procentowy - powiedziała posłanka. Później znowu jednak poprawiła się, mówiąc, że w przypadku KO był to wzrost 22- procentowy.
Według najnowszych danych GUS Produkt Krajowy Brutto Polski w drugim kwartale spadł o 0,6 proc. w ujęciu rocznym w porównaniu ze spadkiem 0,3 proc. rok do roku w pierwszym kwartale 2023 r. Ekonomiści ING Banku Śląskiego obniżyli niedawno prognozę PKB na ten rok do 0,4 proc. Natomiast analitycy PKO BP podtrzymują prognozę wzrostu PKB o 0,7 proc. w 2023 roku.
Skumulowany wzrost PKB Polski w latach 2016-2022 wyniósł dokładnie 31,9 proc. Premier Mateusz Morawiecki mówił w sobotę na konwencji PiS, że "nasz wzrost gospodarczy na koniec tego roku, który się jeszcze nie zakończył, osiągnie 33-34 proc. realnego wzrostu".
Paprocka: tutaj jest tyle zdań, ilu profesorów ekonomii
Konrad Piasecki, pytając minister w Kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Małgorzatę Paprocką o decyzję Rady Polityki Pieniężnej, zwrócił uwagę, że to właśnie na wniosek prezydenta Andrzeja Dudy Sejm wybrał Adama Glapińskiego na prezesa Narodowego Banku Polskiego. - Jest konstytucyjny tryb wyboru prezesa Narodowego Banku Polskiego - odpowiedziała.
- Jest to absolutnie kluczowa rola (pana prezydenta - red.) i tak jak pan prezydent mówił, również wskazując kandydaturę pana profesora na drugą kadencję, pan profesor prezes Narodowego Banku Polskiego cieszy się zaufaniem pana prezydenta - podkreśliła.
- Oczywiście pamiętamy dyskusję ekonomistów, kiedy były podnoszone stopy. Jedni mówili za mało, drudzy mówili za dużo, za wolno, za szybko. Tutaj zdań jest tyle, ilu profesorów ekonomii, zresztą nie tylko w tym temacie - mówiła. Zwróciła uwagę także na sytuację kredytobiorców, którzy skorzystają na niższych ratach.
Zgorzelski: chodziło o dobro jednego kredytobiorcy
Piotr Zgorzelski z PSL zwrócił uwagę, że to, czy warto było podwyższać stopy, zależy od tego "z czyjego punktu widzenia" spojrzymy na tę kwestię.
- Jest to decyzja dobra dla kredytobiorców, ale tu nie chodziło o dobro tych kredytobiorców, tylko chodziło o dobro jednego kredytobiorcy, jakim jest rząd polski. Z tego punktu widzenia ta sprawa była rozpatrywana, a nie z żadnego innego. Wiemy o tym, że w związku z tym, że ta inflacja jest hodowana na wysokim poziomie, podobnie jak na Węgrzech i w Turcji, właśnie turecki wariant będzie zastosowany, że najpierw przed wyborami obniżymy stopy, po czym po wyborach je podwyższymy. I taka jest cała tajemnica tego sukcesu prezesa Adama Glapińskiego - stwierdził sekretarz PSL.
- Przecież jeden z wiceministrów finansów z rozbrajającą szczerością powiedział, że każdy punkt procentowy inflacji to jest 4,7 mld do budżetu. Zatem inflacja służy rządowi i obniżki stóp procentowych służą temu rządowi - powiedział.
- Chciałbym zdemaskować jeszcze to, co powiedziała pani minister. Niestety, panie minister, tu konstytucyjne normy absolutnie nie zadziałały, dlatego, że one miały wymiar wtórny. Bo wszyscy widzieli, jak pan prezes Glapiński pojechał do siedziby partii rządzącej po inwestyturę swoistą. Mówię to jako historyk. Odebrał tę inwestyturę w siedzibie partii i wszystkie inne konstytucyjne działania miały wymiar wtórny.
- Dopiero wtedy został powołany przez prezydenta i dostał większość w Sejmie. Tak to dzisiaj wygląda, że instytucje państwa są spersonalizowane. Narodowy Bank Polski Glapińskiego, drugą inwestyturę dostał Ziobro i się mówi prokuratura Ziobry czy też Trybunał Konstytucyjny Przyłębski. Tak funkcjonuje hybrydowa demokracja, która nie ma nic wspólnego z tym, co jest zapisane w Konstytucji - mówił Zgorzelski.
Biejat: stopy nie powinny być podniesione
Magdalena Biejat z Lewicy mówiła natomiast o tym, że błędem było w ogóle podnoszenie stóp procentowych. - Przede wszystkim prezes Glapiński jedyne, co od samego początku tego kryzysu wprowadzał do polskiej gospodarki, to był chaos. I robi to również teraz. I tak, te stopy procentowe przede wszystkim nie powinny być podniesione, bo zwróćmy uwagę, skąd się brała inflacja przede wszystkim - brała się z czynników zewnętrznych. Brała się z tego, że mieliśmy najpierw przerwanie łańcuchów dostaw w wyniku COVID-u, potem mieliśmy wojnę na Ukrainie, podniesienie cen energii, a następne, co się wydarzyło, to spirala marżowo-cenowa - wymieniała.
- O tym nie mówię tylko ja, nie tylko lewicowi ekonomiści, ale ekonomiści Europejskiego Banku Centralnego. To jest efekt tego, że wielkie firmy, wielkie korporacje, nie tylko energetyczne, nie tylko paliwowe, ale również sieci handlowe, pompowały swoje zyski, korzystając z tego, że ceny rosną - powiedziała.
Dopytywana przez Konrada Piaseckiego, czy więc stopy w ogóle nie powinny być podnoszone, odpowiedziała: "oczywiście, w ogóle nie powinny być podnoszone".
Dziennikarz TVN24 zapytał posłankę Lewicy, jak więc chciałaby zwalczać inflację. - Dokładnie tak, jak np. zwalczono ją w Hiszpanii. Hiszpania ma teraz dwuprocentową inflację. I jak to zrobiono? Bardzo prosto. Wprowadzając podatek od nadmiarowych zysków, wprowadzając gruntowne obniżki na ceny transportu publicznego, wprowadzając również limity na ceny energii. To jest możliwe i to się udało w Hiszpanii, dlatego że rząd wziął odpowiedzialność - mówiła.
- W Polsce mamy do czynienia z sytuacją, w której rząd kompletnie umył ręce, zostawił wszystko szkodnikowi, jakim jest pan Glapiński, który kompletnie ewidentnie nie rozumie, co się wydarzyło przez ostatnie lata w polskiej gospodarce, ani w gospodarce światowej. I do tego wszystkiego jeszcze mamy do czynienia z sytuacją, w której pan minister Glapiński, wzorem najlepszych liberalnych wzorców, postanowił przerzucać koszty kryzysu na zwykłych ludzi, na zwykłych zjadaczy chleba - powiedziała posłanka.
Arłukowicz: upadają firmy, upadają piekarnie
Bartosz Arłukowicz z Koalicji Obywatelskiej zwrócił się natomiast bezpośrednio do posłanki Mirosławy Stachowiak-Różeckiej. - Znana jest pani ze swojej logorei. Jeżeli jest pani taka zachwycona sytuacją, Glapińskim, tym kompletnym brakiem stabilności, wysługiwaniem się Narodowym Bankiem Polskim jako narzędziem politycznym kampanijnym przez rządzących, przez prezesa pani partii, to ja panią zapraszam, zobaczy pani, jakie jest zadowolenie na ulicy - mówiła.
- Zapraszam panią na ryneczki w Koszalinie, Kołobrzegu, Szczecinku. Tam pani ludzie powiedzą. Tylko wy się boicie tam pójść. Wy występujecie za wielkimi płotami - wymieniał.
- Wręczacie sobie medale, a ludzie stoją z boku na drugiej stronie ulicy. I wie pani, co oni mówią? Upadają ich małe firmy, upadają małe piekarnie, restauracyjki. Ludzie, którzy sprzedają warzywa nie są w stanie przewidzieć ceny marchewki, pomidora na drugi dzień. To mówią ludzie. I wy im dzisiaj wmawiacie, że to jest stabilna sytuacja - mówił Arłukowicz.
- Ten stand-upper Glapiński wychodzi co miesiąc do telewizora i po prostu już nie chce używać mocnych słów, bo to jest przedpołudniowa pora, ale tak po lekarsku mi się coś włącza, jak na niego patrzę - mówił polityk.
Bosak: wszyscy postulujecie nowe programy rozdawnictwa
Krzysztof Bosak z Konfederacji zwrócił natomiast na - w jego opinii - "interesującą" wypowiedź posłanki Lewicy Magdaleny Biejat.
- Pani poseł z Lewicy postuluje dokładnie to, co rząd robi, tylko bardziej. To pokazuje, że rząd prowadzi lewicową politykę gospodarczą. Moim zdaniem pani poseł z lewicy gruntownie nie ma racji, mówiąc, że wyłącznie zewnętrzne czynniki napędzają inflację - powiedział. Zdaniem Bosaka są także czynniki wewnętrzne.
- Ostatnia kadencja rządów PiS to 62 proc. wzrostu cen prądu. To nie jest czynnik zewnętrzny, to jest wewnętrzny, wynikający ze sposobu regulacji i braku modernizacji polskiego sektora elektroenergetycznego. Jesteśmy producentem i eksporterem żywności. Na świecie według FAO ceny żywności spadły o 20 proc. W Polsce ceny żywności rok do roku wzrosły o 20 proc. To nie jest czynnik zewnętrzny, to jest czynnik wewnętrzny - kontrował.
- I takich czynników wewnętrznych mamy wiele. One wynikają z podwyżek podatków, podwyżek kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, podwyżek kosztów pracy, inicjowanych przez rząd bardzo intensywnie, na co wielu ekonomistów od wielu lat zwraca uwagę. (..) Chcielibyśmy obniżyć koszty pracy po to, żeby pensje rosły, obniżyć podatki. Tak byśmy chcieli. Takiej polityki nie ma - mówił.
- Mamy inflację mniej więcej 3-4 razy powyżej celu inflacyjnego. Wy wszyscy postulujecie nowe programy rozdawnictwa i wcześniej popieraliście dodruk pieniądza w postaci tzw. tarcz finansowych. Jedyna Konfederacja ma odwagę powiedzieć, że to doprowadzi do inflacji. Jedyna Konfederacja ma teraz odwagę powiedzieć coś, czego nikt z was nie przyzna. Czyli, że potrzebne są cięcia budżetowe, a nie dokładanie pieniędzy do pieca inflacyjnego - stwierdził polityk.
Źródło: TVN24