W obliczu wysokich rachunków za prąd wiele osób zastanawia się, czy inwestycja w panele fotowoltaiczne się opłaca. Wątpliwości mają związek między innymi z obowiązującą od trzech lat formą rozliczeń - net-billingiem. Zapytaliśmy ekspertów, czy inwestycja we własną energię ze słońca obecnie się opłaca.
Według danych Urzędu Regulacji Energetyki na koniec 2024 r. liczba zarejestrowanych w całym kraju mikroinstalacji wykorzystujących odnawialne źródła energii przekroczyła 1,5 mln. Głównie (99,7 proc.) jest to fotowoltaika.
Jednocześnie dane za 2024 r. wskazują, że maleje dynamika przyrostu liczby mikroinstalacji. "W 2022 r. liczba mikroinstalacji zwiększyła się o ok. 41 proc. rok do roku, w 2023 – o ok. 15 proc., a w 2024 r. – tylko o 10 proc." - informuje URE. Jedną z przyczyn może być zmiana formy rozliczeń prądu z paneli.
- Niemcy są potentatem, jeżeli chodzi o pozyskiwanie energii ze słońca i tam farmy fotowoltaiczne pojawiły się już wiele lat temu. Teraz Niemcy są na takim etapie fotowoltaika 2.0, czyli te wszystkie swoje farmy wymieniają. (...) I te (stare) panele ładowane są na tiry, przyjeżdżają do Polski - wskazał Jarosław Jabrzyk z "Superwizjera" na antenie TVN24.
Oglądaj materiał "Superwizjera": Miliony na starej niemieckiej fotowoltaice >>>
Zmiana systemu rozliczeń
1 kwietnia 2022 roku nowy system rozliczeń dla prosumentów, net-billing, zastąpił dotychczasowy net-metering. Osoby, które złożyły wniosek o przyłączenie mikroinstalacji przed końcem marca 2022 roku, mogą korzystać z wcześniejszego systemu przez kolejne 15 lat. Pozostali musieli przejść na nowy system.
W ramach net-meteringu obowiązują rozliczania w samych jednostkach energii - za określoną ilość oddanych kilowatogodzin można bezpłatnie pobrać wyznaczoną miarę energii.
Jak tłumaczył w rozmowie z tvn24.pl dyrektor generalny firmy Otovo w Polsce Kamil Jeznach, w ramach starego systemu energia jest przeważnie konsumowana na bieżąco, gdy święci słońce, a panele fotowoltaiczne produkują energię. Podkreślił, że jest to "swoisty barter energetyczny". - Za energię oddaną do sieci prosument otrzymywał 80 proc. wartości w postaci zwróconej mocy. Przykładowo, przekazując do sieci 1 kWh energii, użytkownik otrzymywał z powrotem 0,8 kWh - powiedział Jeznach.
Net-billing wprowadza rozliczenia według cen rynkowych. Moment zapotrzebowania na energię czy konieczność regulowania dodatkowych opłat, w tym np. dystrybucyjnych, przyczyniają się do tego, że przeważnie koszt kupna energii z systemu jest wyższy niż koszt sprzedaży wyprodukowanego przez prosumenta prądu.
- Net-billing wprowadza rozliczenia w złotówkach, a nie w kilowatogodzinach. Energia wyprodukowana i zużyta na własne potrzeby pozostaje darmowa. Nadwyżki wysyłane do sieci są rozliczane według cen z Towarowej Giełdy Energii obowiązujących w danym momencie. Ponieważ w szczytowych godzinach produkcji fotowoltaicznej ceny są niskie (około 10 groszy za kWh), potrafią być zerowe, a nawet ujemne z powodu dużej podaży, a wieczorem, gdy konieczny jest pobór energii z sieci, ceny są znacznie wyższe (np. 1,10 zł za kWh), środki zgromadzone na koncie prosumenckim szybko się wyczerpują. Szczególnie problematyczne są zimy, gdy produkcja energii jest niska - zauważył Kamil Jeznach.
Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapięcie ocenił, że zmiana sposobu rozliczeń z 2022 roku "była konieczna". - Osoby, które inwestowały w fotowoltaikę, właściwie przestawały płacić za dystrybucję energii elektrycznej, chociaż nadal z niej korzystały, więc ich rachunki częściowo płacili pozostali odbiorcy energii, którzy fotowoltaiki nie mają - wyjaśnił w rozmowie z redakcją biznesową portalu tvn24.pl.
Zwrócił jednak uwagę, że jednocześnie "to już nie jest tak prosty zarobek, jak był wcześniej w przypadku net-meteringu, czyli starego systemu rozliczania nadwyżek energii wprowadzanej do sieci". - Trudniej dziś oszacować, po ile ten prąd będziemy sprzedawać do sieci, a po ile będziemy go kupować i czy to nam się będzie w związku z tym spinać - zwrócił uwagę ekspert.
Magazyn energii
Remedium może okazać się tutaj magazyn energii, czyli urządzenie gromadzące energię elektryczną, którą można później wykorzystać. - Jeżeli fotowoltaikę połączymy z magazynem energii, rachunek staje się prostszy, bo mniej wprowadzamy do sieci, a więcej zużywamy na własne potrzeby. Jedna niewiadoma w postaci ceny odsprzedaży energii do sieci nam wówczas odpada - ocenił Bartłomiej Derski.
Ekspert zwrócił uwagę, że magazyn energii jest dofinansowany w programie "Mój Prąd" razem z fotowoltaiką. - W zasadzie teraz jest obowiązkowy - zauważył.
Wymogiem zakupu magazynu objęte są instalacje zgłoszone do przyłączenia do sieci od 1 sierpnia 2024 roku. Obecnie trwa kolejna, już szósta, edycja programu. Nabór wniosków do programu "Mój Prąd 6.0" potrwa do 29 sierpnia lub do wyczerpania środków. Na mocy ostatnich decyzji jego budżet zwiększono do wysokości 1,85 miliarda złotych.
Dofinansowanie przyznawane jest w formie dotacji do 50 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji. W ramach szóstej edycji programu dofinansowanie do mikroinstalacji w przypadku inwestycji także w magazyn energii lub/i magazyn ciepła wynosi do 7 tys. zł, a bez niego - do 6 tys. zł. Do magazynu energii cieplnej o minimalnej pojemności 20 dm sześc. prosumenci mogą uzyskać do 5 tys. zł dofinasowania, a do magazynu energii elektrycznej o minimalnej pojemności 2 kWh - do 16 tys. zł.
Według wyliczeń firmy Otovo próg opłacalności domowej instalacji z magazynem energii i dotacją z programu "Mój prąd 6.0" osiągalny jest już nawet po około 3 latach. W przypadku mikroinstalacji z magazynem energii bez rządowej dotacji zwrot z inwestycji następuje po 6 latach, a jeśli zdecydujemy się na same panele - po 5-6 latach.
Kamil Jeznach wyjaśnił, ze magazyn energii pozwala przechować nadwyżkę energii, gdy cena sprzedaży jest niska. Następnie można wykorzystać ją wieczorem, kiedy cena energii pobieranej z sieci jest kilkukrotnie wyższa.
- Dzięki temu średnia autokonsumpcja, która bez magazynu wynosi około 30 procent, może wzrosnąć do 50-60 procent, a nawet więcej przy odpowiednio dobranym systemie - dodał.
Wpływ na próg opłacalności inwestycji ma też ulga termomodernizacyjna. W jej ramach od podstawy opodatkowania można odliczyć wydatki do 53 tys. zł. Kwota z faktur musi zostać obniżona o otrzymane dotacje.
Kamil Jeznach zwrócił jednocześnie uwagę, że dynamiczny rozwój technologii magazynowania energii spowodował, że obecnie cena zakupu instalacji fotowoltaicznej z magazynem jest porównywalna z ceną samej instalacji fotowoltaicznej z 2022 roku .
- Konkretny przykład pokazuje skalę zmian: jeśli klient kupował wcześniej instalację o mocy 10 kWp za 40 tysięcy złotych, obecnie za zbliżoną kwotę może nabyć instalację o identycznej mocy wraz z magazynem energii o pojemności 5 kWh. Uwzględniając dostępne dotacje, koszt całego systemu jest znacząco niższy niż kilka lat temu. Jest to efektem spadku cen zarówno magazynów energii, jak i paneli fotowoltaicznych, których ceny obniżyły się wyraźnie w ujęciu rok do roku - podkreślił.
Z analizy Otovo wynika, że w 2021 r. bateria o pojemności 5 kWh kosztowała średnio 13 250 zł (ok. 2 650 zł za 1 kWh), natomiast w 2024 r. cena spadła do około 9 535 zł (ok. 1 907 zł za 1 kWh) - co oznacza spadek cen o około 28 proc.
Stawka miesięczna czy godzinowa?
Ostatnie zmiany dla prosumentów weszły w życie pod koniec grudnia 2024 roku. Wprowadzają one między innymi system rozliczeń oparty na średniej miesięcznej cenie energii elektrycznej, dla prosumentów, którzy zaczęli wytwarzać energię przed 1 lipca 2024 roku. W ramach nowych przepisów wprowadzono także możliwość przejścia prosumentów na rozliczenie w oparciu o rynkową godzinową cenę energii elektrycznej, w którym ceny energii elektrycznej są uzależnione od rzeczywistej jej wartości rynkowej w danej godzinie. Osoby, które na instalacje zdecydowały się po 1 lipca 2024 roku, muszą już korzystać ze stawki godzinowej.
Ministerstwo Klimatu i Środowisko podało w komunikacie o tych zmianach, że "to rozwiązanie szczególnie opłacalne dla aktywnych prosumentów, których instalacje potrafią dostosować się do aktualnego zapotrzebowania na energię elektryczną na rynku energii".
Czytaj więcej: Zmiany dla 400 tysięcy gospodarstw >>>
- Na obecnym etapie najkorzystniejsze pozostaje rozliczanie w ramach średniej miesięcznej. Rozliczanie według stawki godzinowej daje jednak możliwość elastycznej gry rynkowej dzięki zastosowaniu magazynu energii. Przykładowo, zimą, gdy produkcja z fotowoltaiki jest ograniczona, możliwe jest ładowanie magazynu w nocy po niższej taryfie (np. 60 groszy za kWh) i wykorzystywanie zmagazynowanej energii w ciągu dnia, gdy ceny są wyższe (np. 1,30 zł za kWh) - skomentował Kamil Jeznach.
Dyrektor generalny Otovo zwraca uwagę, że niektórzy producenci wyposażają magazyny energii w zaawansowane systemy HEMS (Home Energy Management System), które analizują ceny giełdowe i automatycznie optymalizują proces ładowania i rozładowywania. - Takie rozwiązania mogą również analizować zużycie energii przez poszczególne urządzenia domowe i sugerować najkorzystniejszy moment do ich użycia, na przykład kiedy warto podgrzać ciepłą wodę użytkową przy najniższej cenie energii - stwierdził.
Zdaniem Kamila Jeznacha "ostatnie zmiany legislacyjne nie wpłyną znacząco na opłacalność systemów fotowoltaicznych, ale stwarzają możliwość skuteczniejszego bilansowania i efektywniejszego wykorzystania energii z fotowoltaiki przez zaangażowanych prosumentów".
Fotowoltaika nie dla każdego
Czy fotowoltaika zawsze się opłaca? Zdaniem Bartłomieja Derskiego z portalu WysokieNapięcie "jeżeli nie mówimy o skrajnych sytuacjach, gdy ktoś montuje przewymiarowaną instalację, z ogromnym magazynem, tylko rozsądnie dobiera moc paneli i pojemność magazynu, to taki zestaw niemal w każdym przypadku spłaci się w ciągu kilku lat".
- Oczywiście w domu, w którym właściciele jedynie bywają tylko kilka razy w roku czy dwa razy w miesiącu i koszty zakupu energii są bardzo niskie, taka inwestycja nie będzie mieć sensu. Natomiast jeżeli to jest normalnie użytkowany dom, to nawet jeżeli zużywamy mało energii elektrycznej, to ten okres zwrotu może nam się wydłuży o rok czy dwa, ale nadal będzie atrakcyjny - ocenił Derski.
Kluczowa jest też kwestia nasłonecznienia nieruchomości. - Jeżeli mamy słabo nasłoneczniony dom, to oczywiste, że zacienione panele po prostu nie będą pracować. Wtedy sprzedawca czy konsultant, z którym będziemy rozmawiali, powinien nam wyliczyć, ile energii będzie taka fotowoltaika generować - zwrócił uwagę.
Zdaniem Derskiego "w polskich warunkach to jest zwykle między 950 a 1100 kWh energii elektrycznej rocznie generowane z 1 kWp mocy fotowoltaiki". - Jeżeli będziemy mówić o połowie z tej wartości, to ten okres zwrotu z fotowoltaiki nam się po prostu dwukrotnie wydłuży i wówczas to nie ma sensu - podkreśla ekspert.
Na to warto zwrócić uwagę
Jeżeli już zdecydujemy się na fotowoltaikę, musimy zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii. Kamil Jeznach wymienia dwa parametry: profil produkcji i profil zużycia energii. - Im większa zgodność między tymi profilami, tym wyższa autokonsumpcja, szybszy zwrot z inwestycji i mniejsza zależność od wahań cen energii elektrycznej - podkreślił.
Zwrócił jednak uwagę, że określenie własnego profilu zużycia może być trudne dla przeciętnego użytkownika. - Dlatego warto skorzystać z usług specjalistycznych firm zajmujących się fotowoltaiką, które przeprowadzają takie analizy. Analiza profilu produkcji uwzględnia kierunek i kąt nachylenia dachu oraz jego orientację względem stron świata - wyjaśnił.
Istotny jest również dobór magazynu energii o optymalnej pojemności. - Zbyt duży magazyn będzie nieefektywny kosztowo, natomiast zbyt mały nie zapewni odpowiedniego poziomu autokonsumpcji. Konieczne jest precyzyjne określenie odpowiednich parametrów - doradza Jeznach.
Z kolei Bartłomiej Derski podkreślił, że istotny jest też sposób zamontowania instalacji fotowoltaicznej. - Warto też, jeżeli mamy takie możliwości, zainstalować fotowoltaikę w kierunkach wschód-zachód, a nie południe, ponieważ rano i wieczorem ceny prądu są najwyższe. W środku dnia już mamy nadmiar fotowoltaiki, więc wręcz możemy kupować energię na rynku po cenach zerowych czy ujemnych - stwierdził.
Pułapki na przyszłego prosumenta
Osoby zainteresowane fotowoltaiką muszą jednak uważać. Czasami złudne przekonanie o prymacie ceny nad jakością czy chęć instalacji konstrukcji samemu może przynieść więcej szkody niż pożytku.
- Istnieje wiele pułapek związanych z zakupem i instalacją systemów fotowoltaicznych - przyznał Kamil Jeznach z Otovo Polska. - Warto przeanalizować istniejące certyfikaty i normy , parametry techniczne instalacji i warunki gwarancji. Dobrze też zapoznać się z niezależnymi testami i rankingami. Dla przykładu, to garść norm i certyfikatów, które należy poznać przed zakupem: EC 62109 (bezpieczeństwo inwerterów), Certyfikat AFCI (zabezpieczenie przed łukiem elektrycznym), IEC 62619, IEC 60730 (bezpieczeństwo baterii litowo-jonowych) oraz certyfikat TÜV, CE - wskazał.
Z kolei Bartłomiej Derski podkreślił, że warto postawić na sprawdzone firmy. - Doradzałbym jednak te większe. Zdarzały się sytuacje, gdy mniejsze podmioty na przykład brały zaliczki i później z nimi znikały - podkreśla.
Wypadałoby także dwa razy przemyśleć, czy oszczędność osiągnięta przy montowaniu samemu konstrukcji jest tego warta. - Należy przestrzegać przed pokusą samodzielnego zakupu paneli z popularnych platform sprzedażowych, w tym chińskich. Przekonanie, że samodzielna instalacja będzie tańsza, może być złudne. Systemy fotowoltaiczne nie są prostymi zestawami do składania - wykorzystują prąd stały i nieprawidłowy montaż może stwarzać zagrożenie pożarowe - zwrócił uwagę Kamil Jeznach.
- Konstrukcje wsporcze muszą być odpowiednio przymocowane do dachu lub gruntu. Błędne jest przekonanie, że wystarczy prowizoryczne zespawanie takiej konstrukcji. Profesjonalne konstrukcje są certyfikowane i dobierane przez konstruktorów z uwzględnieniem obciążalności dachu, obciążenia śniegiem i warunków wiatrowych. Samodzielnie wykonane instalacje są łatwo rozpoznawalne i mogą stanowić zagrożenie - stwierdził.
Jeznach podkreślił, że "paradoksalnie, obecne przepisy nadal dopuszczają możliwość uzyskania dotacji do instalacji zamontowanej samodzielnie, mimo potencjalnego zagrożenia związanego z takim rozwiązaniem".
Bartłomiej Derski wskazał, że "jest jeszcze jedna rzecz, która może być istotna". - Zastanówmy się, czy nie potrzebujemy falownika hybrydowego z funkcją pracy wyspowej, a więc możliwością zasilania awaryjnego naszego domu z fotowoltaiki czy magazynu energii także wówczas, gdy nie będzie napięcia w lokalnej sieci elektroenergetycznej. Nie zawsze instalacja fotowoltaiczna będzie w stanie to zrobić, nawet jeżeli będzie wyposażona w magazyn. Na terenach, gdzie na przykład dochodzi do przerwy w dostawach energii albo na wypadek jakichś klęsk żywiołowych, warto być może za taką możliwość trochę więcej dopłacić - powiedział.
Używane konstrukcje
Dobrym pomysłem nie będzie natomiast kupowanie elementów instalacji fotowoltaicznej z odzysku. - Jeżeli mówimy o panelach z demontażu, to byłbym tutaj bardzo ostrożny, bo przy demontażu gdzieś mogło dojść do przetarcia izolacji czy uszkodzenia styków, co zwiększa ryzyko awarii czy nawet pożaru - stwierdził Derski. Zwrócił uwagę, że "same panele fotowoltaiczne są już relatywnie tanie". - Tak naprawdę dziś najwięcej płacimy za montaż tych paneli i za falownik, czyli urządzenie, które przetwarzają prąd stały z paneli na prąd przemienny, który mamy w gniazdku. Falowniki kosztują po kilka tysięcy złotych, więc jest to już więcej niż wynosi koszt samych paneli - tłumaczył.
- Co do korzystania z używanych falowników z kolei, bo pewnie to też będzie się pojawiać, to też byłbym ostrożny, zważywszy na to, że to jest jednak energoelektronika, która się po prostu zużywa z czasem. Trwałość takich falowników wynosi około 15 lat, więc jeżeli decydujemy się na takie urządzenie używane, no to też musimy sobie zdawać sprawę z tego, że być może trzeba będzie go szybciej wymienić. Stare urządzenia także zwiększają ryzyko pożaru - podkreślił.
Natomiast zdaniem Kamila Jeznacha "problem używania starszych, zużytych paneli nie jest jednak powszechny, ponieważ uzyskanie dotacji wymaga zakupu nowego sprzętu". - Firmy nie chcą ryzykować utraty możliwości ubiegania się o dotacje poprzez oferowanie takiego sprzętu - zaznaczył.
Odpowiednie połączenie
- Taki zestaw: dobrze dobranej fotowoltaiki, najlepiej ułożonej w kierunku wschód-zachód, falownika hybrydowego, magazynu energii, wybranej odsprzedaży nadwyżek energii i zakupu brakującej energii po cenach godzinowych oraz strefowej taryfy dystrybucyjnej wraz systemem zarządzania magazynem, może przynosić nawet nieduże zyski netto dla właściciela, czyli dawać lepsze efekty niż instalacje prosumenckie na starych zasadach - podsumował Bartłomiej Derski.
- Na saldzie konsumenckim możemy zgromadzić na tyle dużo pieniędzy z odsprzedaży energii z fotowoltaiki rano i wieczorem, kiedy ceny są wysokie, że pokryje nam to koszty zakupu i dystrybucji energii elektrycznej zimą, kiedy fotowoltaika bardzo słabo produkuje - zapewnił.
Miliony na starej niemieckiej fotowoltaice. Materiał "Superwizjera"
- Niemcy są potentatem, jeżeli chodzi o pozyskiwanie energii ze słońca i tam farmy fotowoltaiczne pojawiły się już wiele lat temu. Teraz Niemcy są na takim etapie fotowoltaika 2.0, czyli te wszystkie swoje farmy wymieniają. Kładą nowe panele o wiele lepiej pozyskujące światło, te stare zdejmują, a zdejmują to zwykle polskie firmy. Polscy pracownicy jadą do Niemiec, zdejmują te panele - wyjaśniał Jarosław Jabrzyk z "Superwizjera" w TVN24.
Dodał, że Niemcy nie muszą martwić się o utylizację starych paneli fotowoltaicznych, bo działający sprzęt trafia do Polski.
- I te panele ładowane są na tiry, przyjeżdżają do Polski. To jest bardzo istotna kwestia, ponieważ zawsze jak wprowadzamy jakiś produkt elektroniczny na rynek, to mamy dwa wyjścia. Jeden to uzyskać dokumenty, że pozyskamy z rynku 65 proc. takiego samego albo podobnego produktu w postaci śmieci. Drugi powód to opłata produktowa. I w 2022 roku (...) wydane zostało rozporządzenie, które ten poziom zbiórki, który musiał być dokonany za wprowadzone odpady, został zniwelowany z 65 procent do 0,005 procent - wskazał Jabrzyk.
Zaznaczył, że "to tak naprawdę sprawiło, że państwo abdykowało na tym rynku śmieciowym" i "po prostu można było to sprowadzać w dowolnych ilościach, bez konsekwencji finansowych".
Więcej w materiale "Superwizjera".
Oglądaj też: "Niemiec kazał utylizować, ale Polak to kupi" >>>
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock