Świąteczne zakupy to nie tylko ogromne zyski dla sprzedawców, ale także ogromne wyzwanie, zwłaszcza dla detalistów operujących jedynie w internecie. Rosnąca lawinowo liczba zamówień doprowadza do opóźnień w dostawach. A to sprawia, że klient coraz częściej wybiera odbiór zamówionego produktu w sklepie - pisze Reuters.
Na pierwszy rzut oka przyszłość e-sklepów rysuje się w różowych barwach. Eksperci oczekują, że w tym roku tylko w Europie wartość sprzedaży internetowej wzrośnie o 17 proc. do 193 mld euro. W 2013 roku był to wzrost o 15 proc.
Brytyjska sieć sklepów John Lewis, która na początku roku zintegrowała działanie swoich sklepów tradycyjnych z internetowymi, tylko w ostatni "czarny piątek" zanotowała wzrost sprzedaży o 42 proc. Dzięki temu sklep ustanowił rekord w swojej 150-letniej historii. Z kolei największa europejska sieć sklepów elektronicznych Media-Saturn, która sukcesywnie traciła rynek od lat, poinformowała, że odrabia straty. Notuje przy tym wzrost sprzedaży online o 30 proc.
Jak pisze Reuters, pojawia się jednak coraz więcej oznak, że Europejczycy stają się powoli zmęczeni kupowaniem sprzed komputerów i za pomocą smartfonów. - Nie doszliśmy jeszcze do szczytu sprzedaży w internecie, ale wracają tradycyjne sklepy. Obserwujemy, że zakupy online czasami bywają uciążliwe i nie są najbardziej wygodnym sposobem, z wielu powodów, także dostępności produktu - podkreśla Alexis Lecanuet, specjalista w zakresie doradztwa handlowego. Walczyć z tymi niedogodnościami stara się m.in. Amazon. Wprowadził już m.in. obsługę kilku dostaw jednocześnie i uruchomia własne punkty odbioru paczek. Obecnie koncern pracuje nad umożliwieniem odbioru zamówienia w jeden dzień i to w dowolnym miejscu na świecie. Jednak większość sprzedawców internetowych musi polegać na usługach pocztowych, co wzbudza obawy klientów o terminowość dostaw.
Opóźnienia zmieniają rynek
Ostatnio brytyjska firma Yodel, która dostarcza zamówienia m.in. dla takich gigantów jak Amazon i Tesco, ostrzegła przed możliwymi opóźnieniami w realizacji zleceń. Wszystko z powodu znacznie większego od prognoz ruchu podczas ostatniego "czarnego piątku" i "cyberponiedziałku". Liczba dostaw wzrosła w tych dniach o 26 proc.
Kłopoty nie ominęły też niemieckiego handlu. Ostatnio związki zawodowe informowały, że nie mogą wykluczyć opóźnień w dostawach paczek od Amazona. Wszystko przez strajki w magazynach operatorów. Z badań Accenture wynika, że tylko w Wielkiej Brytanii ponad połowa klientów, którzy zamówili prezenty przez internet obawia się opóźnień w dostawie. Spada też liczba osób robiących zakupy w internecie dla wygody. Obecnie jest to 48 proc. klientów na tzw. dojrzałych rynkach (Wielka Brytania, Niemcy itp.). W zeszłym roku było to 56 proc. Podobny trend widać we Francji.
Testują zmiany
Reuters zauważa, że wiele sklepów stara się odpowiedzieć na te zjawiska poprzez wzmocnienie obsługi zmówień internetowych. Media-Saturn jest w trakcie wdrażania usługi dostawy tego samego dnia, do 20 wybranych miast. Pozwala to klientom odebrać zamówienie w sklepie lub skorzystać z usług kuriera. Obecnie połowa zamówień tego detalisty jest odbierana w sklepach.
Autor: mn//bgr/kwoj / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock