Najważniejsze indeksy na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych odnotowały w ostatnim roku ponad 30-procentowe wzrosty. Czy to już hossa? - Na pewno nie typowa - odpowiadają eksperci, wskazując, że zyskują tylko wybrane walory.
Najważniejsze indeksy na warszawskim parkiecie od ponad roku stale rosną. Skupiający 20 największych spółek WIG20 w ostatnich 12 miesiącach wzrósł o ponad 37 proc. W tym samym okresie również indeks szerokiego rynku WIG przekroczył 30 proc. wzrostu.
Te liczby mogą przemawiać, że mamy do czynienia z hossą, ale - jak uważa Łukasz Bugaj analityk domu maklerskiego BOŚ. - nie jest to hossa typowa, którą co niektórzy mogą pamiętać z lat 2005-2007. Dlaczego? Zdaniem eksperta co najmniej z dwóch powodów.
Co zyskuje na giełdzie
- Pierwszy wiąże się z wąskim zakresem obserwowanych wzrostów. W tym roku zwyżki obejmują głównie największe spółki oraz wybrane spółki średnie - podkreślił.
Jak dodał, mniejsze spółki, które stanowią większość na polskiej giełdzie, ten rok do udanych z pewnością nie mogą zaliczyć. Przykładowo indeks sWIG80 zyskiwał na wartości tylko na początku roku, a od wiosny konsekwentnie traci, co trwa już siedem miesięcy. - Stopa zwrotu tego indeksu od początku roku jest już lekko ujemna, co trudno nazwać hossą - wyjaśnia Łukasz Bugaj.
Jego zdaniem taki stan rzeczy wiąże się z tym, że przeciętny Kowalski nie uczestniczy we wzrostach cen akcji, a fundusze inwestujące na giełdzie nie notują zwiększonego zainteresowania klientów. - Cały czas większość osób wybiera bezpieczne fundusze oparte o rynek obligacji bądź zainteresowana jest zakupem mieszkań na wynajem. Wydaje się, że do końca roku taki stan rzeczy nie powinien ulec zmianie. Oznacza to, że wąskie grono spółek wciąż ma szansę dobrze zachowywać się na rynku kapitałowym w Warszawie, ale ciężko będzie o pojawienie się pełnoprawnej hossy, w której większości akcji zyskuje na wartości, a uczestniczy w tych zwyżkach szeroka i rosnąca grupa obywateli - uważa analityk domu maklerskiego BOŚ.
Szerszy kontekst
Również zdaniem Sebastiana Trojanowskiego, zarządzającego portfelami w domu maklerskim TMS Brokers wzrosty warszawskich indeksów od początku roku budzą podziw, również za granicą, lecz na kondycję krajowego rynku należy patrzeć w szerszym kontekście.
- WIG historyczny szczyt ustanowił 6 lipca 2007 roku na poziomie 67 568,5 punktów, więc do pobicia tego rekordu brakuje około 6 procent. Jednakże, w tym czasie polski PKB wzrósł w wartościach realnych o niespełna 40 procent, co dość jasno oddaje słabość odwzorowania wzrostu gospodarczego przez rynek kapitałowy i tym samym ostatnie wzrosty nie wyglądają już tak imponująco - uważa Trojanowski.
Dodaje, że indeksy w USA, Europie Zachodniej i na wielu rynkach rozwijających się biją historyczne rekordy notowań już od dłuższego czasu. W tym świetle brak takich historycznych szczytów na polskiej giełdzie pokazuje jej relatywną długoterminową słabość.
Ryzyko i stabilizacja
Jego zdaniem, wzrosty w ostatnich 12 miesiącach, szczególnie w przypadku dużych spółek, to efekt wyczerpania "czynników ryzyka związanych z ryzykiem politycznym powstałym w maju 2015 roku". Wskazał też na odbicia rynków wschodzących, do których Polska jest wciąż zaliczana, co przyciągnęło pieniądze od globalnych inwestorów.
- Tym samym, jest to w dużym stopniu efekt odbicia, stabilizacji makroekonomicznej, lepszego sentymentu globalnego oraz normalizacji wycen, aniżeli rozpędzającej się hossy w obliczu przyspieszenia wzrostu gospodarczego i dynamicznej poprawy wyników spółek - wyjaśnia analityk TMS Brokers. Ekspert postawił również tezę, że hossę na WIG20 wywołał kapitał zagraniczny i on tę hossę zakończy.
- W gronie dużych i części średnich spółek brakuje czytelnych czynników wzrostowych, czyli inaczej mówiąc: brakuje powodów do dalszego forsowania wycen - uważa Trojanowski.
Dodał, że kondycja polskiego rynku będzie zależeć w dużym stopniu od "globalnego sentymentu do rynków wschodzących".
Autor: msz/ms / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock