Na zniesieniu górnego limitu składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe budżet państwa może zyskać w przyszłym roku ponad 5 miliardów złotych – wyliczyło Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które zaprojektowało nowe przepisy. Zdaniem ekspertów związanych z organizacjami przedsiębiorców, reforma może doprowadzić do wzrostu nierówności wypłacanych świadczeń. - Nasili się presja na podwyższenie niskich emerytur i rent. Efektem będzie dalsze zwiększenie deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – uważa Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
Nowe przepisy zaprojektowane w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w ubiegłym tygodniu zostały już przyjęte przed Radę Ministrów. Nowela zakłada zniesienie górnego limitu składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Limit jest ustalony na poziomie trzydziestokrotności prognozowanego wynagrodzenia i w 2017 roku wynosi dokładnie 127 890 złotych. Od zarobków powyżej tej kwoty nie odprowadza się już składek.
Zmiany mogą więc dotyczyć pracowników zarabiających minimum 10,6 tys. złotych brutto miesięcznie. Z ministerialnych szacunków wynika, że dotyczy to ok. 350 tys. osób w Polsce.
Resort pracy proponuje, by składka była odprowadzana od całości przychodu, tak jak jest to w przypadku składek na ubezpieczenia chorobowe i wypadkowe. Dzięki reformie wzrosnąć mają wpływy m.in. do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego wypłacane są emerytury. W sumie, tylko w przyszłym roku budżet na zmianach ma zyskać 5,2 mld złotych.
"Pożyczka"
– Budżet zyskałby, ale tylko na krótką metę. Pieniądze wpłacone do systemu trzeba będzie później zwrócić – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Organizacje reprezentujące interesy pracodawców mówią zgodnie: reforma może doprowadzić do wzrostu nierówności wypłacanych emerytur. Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan zauważa, że już dzisiaj – kiedy obowiązuje górny limit – emerytury najlepiej zarabiającym mogą stanowić 250 proc. średnich i ponad 500 proc. najniższych emerytur.
- Zniesienie górnego limitu składek spowoduje wzrost świadczeń 350 tysięcy osób najlepiej zarabiających i świadczeń rentowych ich małżonków. Jednocześnie dokonane już obniżenie wieku emerytalnego spowoduje znaczące zmniejszenie świadczeń osób o niskich dochodach. W wyniku pogłębienia zróżnicowania tych kwot nasili się presja na podwyższenie niskich emerytur i rent. Efektem będzie dalsze zwiększenie deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – uważa Jeremi Mordasewicz.
Łukasz Kozłowski zauważa, że zniesienie limitu spowoduje spadek wpływów do Narodowego Funduszu Zdrowia, według rządowych wyliczeń to 270 mln złotych rocznie. Z kolei wpływy z tytułu PIT spadłyby o 1 mld złotych.
Efekt? "Zwiększone zostałyby wpływy z tytułu składek, które są świadczeniem zwrotnym, a ograniczone wpływy podatkowe, których podstawową cechą jest bezzwrotny charakter. W ostatecznym rozrachunku finanse publiczne na tym stracą, ale w perspektywie najbliższych lat uzyskają znaczny zastrzyk dodatkowych środków" – czytamy w stanowisku Pracodawców RP.
Uzasadnienie projektu ustawy
To, co pracodawcy uważają za defekt planowanej reformy, resort pracy uznaje za pozytywy zmian. W uzasadnieniu do projektu ustawy czytamy, że rzeczywiście zniesienie limitu bezpośrednio będzie wpływać na wysokość otrzymywanej w przyszłości emerytury. Ale resort nie widzi tu problemu.
"Szczególnie jest to ważne w przypadku osób, które otrzymują w czasie swojej kariery zawodowej zróżnicowane pod względem wysokości zarobki" – pisze Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
- Konsekwencją tej zmiany będzie również to, że ZUS w przyszłości będzie wypłacał niektórym ubezpieczonym bardzo wysokie emerytury, w kwocie kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie – mówi Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP.
Wzrosną koszty pracy
Uwagi pracodawców do projektu ustawy mogą wynikać z tego, że to właśnie oni – po zmianach – będą musieli głębiej sięgnąć do kieszeni.
Z analizy przygotowanej przez ekspertów PwC wynika, że uchwalenie przepisów w zaproponowanym kształcie oznaczać będzie m.in. wzrost kosztów pracy ponoszonych przez pracodawców.
Eksperci wyliczyli, że koszt pracodawcy związany z zatrudnieniem pracownika zarabiającego 15 tys. złotych miesięcznie wzrośnie w przyszłym roku o blisko 8,5 tys. złotych (w porównaniu do roku 2017). Zatrudnienie pracownika zarabiającego 25 tys. złotych, będzie w przyszłym roku kosztował pracodawcę dodatkowo prawie 28 tys. złotych.
Resort pracy chce, żeby nowe prawo obowiązywało już od 1 stycznia 2018 roku.
Autor: sta/gry / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock