Biedronka i Lidl toczą wojnę cenową. Ekonomiści mBanku ocenili w najnowszym raporcie, że może ona pogłębić "dołek inflacyjny". Analitycy wskazali jednocześnie, że agresywne promocje, które obowiązują przez pewną część miesiąca, stwarzają zagrożenie, że "dane sprzedażowe będą jeszcze bardziej zygzakować".
Dwie największe sieci handlowe w Polsce, Biedronka i Lidl, rywalizują ze sobą na polu cen. Ostatnio było głośno o cenie wódki poniżej 10 zł w obu sieciach, co zdaniem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów może stanowić zakazaną prawnie promocję, a eksperci biją na alarm, wskazując na ryzyko nadmiernego spożycia alkoholu. Promocje są organizowane jednak także na inne produkty, takie jak filet z kurczaka, ryż, herbata, parówki, jaja czy ser, na co zwracał wcześniej uwagę w mediach społecznościowych ekonomista Rafał Mundry.
Czytaj także: Kontrowersyjne promocje w Biedronce i Lidlu. "Działanie bardzo nieetyczne", zapowiedź petycji
Wojna cenowa "pogłębi dołek inflacyjny"
"Wojna cenowa pomiędzy dwiema dużymi sieciami to fakt. Zdarzała się też w przeszłości. Tym razem jednak obniżki cenowe są spektakularne. Efekty dla gospodarki są niby oczywiste, ale lubimy szukać dziury w całym. W szczegółach technicznych oczywistości jest mniej, bo wiele zależy od kuchni urzędu statystycznego oraz tego, jak potraktowane zostaną niektóre metki cenowe. Jakiś efekt cenowy będzie i pewnie pogłębi dołek inflacyjny. Drugi koniec kija sugeruje, że konsument będzie miał lepiej. Oszczędzając na jednym, więcej może wydać na drugie" - napisali w raporcie ekonomiści mBanku.
Jak wskazują ekonomiści, bezpośrednią implikacją walki cenowej i promocji będzie zwiększenie popytu, czyli naszej skłonności do zakupów.
"Odróżniajmy tu rzeczywistość statystyczną od rzeczywistości. GUS uwzględni, albo nie uwzględni, ale konsument ewidentnie będzie miał szansę zaoszczędzić na części koszyka. Nastroje są niezłe, więc raczej wyda te środki na coś innego" - napisali ekonomiści.
Konsumpcja "będzie musiała rosnąć"
"Każdy przeliczy sobie wyższe dynamiki realnych dochodów i wyjdzie, że konsumpcja będzie musiała rosnąć. Nie rewidujemy więc na razie naszego scenariusza wzrostu i inflacji na ten rok. W szczególności nie widzimy na razie powodu, aby zmniejszać stromiznę ścieżki inflacyjnej na ten rok" - dodali.
mBank zaznacza, że bez względu na to, jak tę skalę promocji uwzględni GUS, obniżki cen w dużych sieciach w jakiejś mierze będą musiały znaleźć się we wskaźniku CPI (inflacja konsumencka podana przez GUS).
"Jeśli nie bezpośrednio (przez duże sieci) to pośrednio (przez dostosowanie cen w konkurencyjnym otoczeniu). Nie ulega wątpliwości, że okres na promocje jest dobry. Konsument budzi się po szoku, szuka okazji (w języku ekonomii ma to nawet nazwę - efekty substytucyjne) i niedługo będzie też kupował po prostu więcej (znów sięgnijmy po skomplikowany wokabularz - efekty dochodowe). Pozostaje dla nas sporym znakiem zapytania, czy duże sieci będą w stanie długo prowadzić ze sobą walkę" - napisali w raporcie ekonomiści.
Wojna cenowa jest przejściowa?
"Jeśli niższe marże jednostkowe nie zostaną skompensowane obrotem (= scenariusz wygrania wojny), to nieuchronny jest powrót do status quo. Akcjonariusze - przyzwyczajeni do określonej masy zysku - nie zaakceptują niższych wyników - standardem (poza oczywistą recesją lub kryzysem) jest poprawa, w tym czy innym stopniu. To kolejny argument za tym, aby traktować wojnę cenową jako przejściową" - dodali.
Ekonomiści mBanku wskazują, że drastyczne obniżanie cen przez firmy ma na celu przyciągnięcie klientów i zwiększenie sprzedaży innych towarów oraz walkę z konkurencją i zdobycie rynku.
"Być może należałoby nawet napisać, że podstawowym elementem walki konkurencyjnej jest ta druga kwestia, a pierwsza pojawia się niejako przy okazji, osładzając negatywne skutki sprzedaży towarów znacząco poniżej normalnej marży (lub nawet na marży ujemnej). Tak czy inaczej walka cenowa nie może trwać wiecznie. Albo zdobywa się rynek i jednak ponownie podnosi ceny, albo walkę się przegrywa, gdy mocny przeciwnik podejmie rękawicę i również zacznie obniżać ceny" - napisano w raporcie.
"Tak czy inaczej jest to zwykle fenomen przejściowy. Jak długo potrwa - nie wiemy. W tym szczególnym przypadku mamy do czynienia z potężnymi obniżkami, więc pozostaje wątpliwe, iż będą się mogły utrzymywać długo" - dodano.
Autorzy raportu zaznaczają, że agresywne promocje obowiązujące przez pewną część miesiąca stwarzają zagrożenie, że dane sprzedażowe będą jeszcze bardziej "zygzakować" z uwagi na fakt, że dochodzić będzie czasowo do kumulacji popytu, która nie będzie się równo rozkładała po miesiącach.
"Trudniej w takiej sytuacji oddzielić sygnał od szumu" - wskazują.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock