Chcieli kupić mieszkanie, liczyli na zapowiadane w kampanii wyborczej wsparcie państwa. Teraz okazuje się, że nowego programu tanich kredytów może w ogóle nie być. A frustracja rośnie. Ale są też tacy, których cieszy potencjalne fiasko kredytu #naStart. - Dzięki temu, że go nie uchwalili, właśnie kupujemy mieszkanie - mówi nam jedna z rozmówczyń.
Rządowy program wsparcia kredytobiorców #naStart rozbudził nadzieje tych, którzy w najbliższym czasie planowali kupić nieruchomość, a nie załapali się na poprzedni tańszy kredyt hipoteczny. - Nowy projekt miał wejść na wiosnę, potem latem, teraz jak widać coraz ciszej się robi i coraz mniej konkretów. Ceny nie maleją, wynajem od miasta nieosiągalny - wymienia Joanna, która wraz z mężem planowała skorzystać z rządowych dopłat.
Program miał zostać uruchomiony w drugiej połowie roku. Miał, bo najprawdopodobniej nie uzyska wymaganego poparcia. Co na to zainteresowani wzięciem kredytu?
"Niewspółmierny wzrost cen"
Projekt od początku budził kontrowersje. Zapowiadany jeszcze w kampanii wyborczej jako Kredyt 0 proc. miał zastąpić program poprzedniego rządu - Bezpieczny kredyt 2 proc. Wprowadzone w 2023 r. dopłaty do kredytów cieszyły się sporą popularnością - według danych BIK skorzystało z nich prawie sto tysięcy osób.
Ale nie wszystko się udało. Zdaniem ekspertów Bezpieczny kredyt 2 proc. przyczynił się do wzrostu cen mieszkań. - Pamiętam taką sytuację z Krakowa: ceny tak wzrosły, że kredytobiorca mimo wzięcia większego kredytu wciąż był w stanie kupić mieszkanie o takiej samej powierzchni jak bez dopłaty, zanim program został ogłoszony - mówił redakcji biznesowej tvn24.pl ekonomista Adam Czerniak.
Specjalista ostrzegał też, że choć kredyt na start zdaje się być lepiej przemyślany, to z dużym prawdopodobieństwem efekt będzie taki sam. - Zyskają banki, deweloperzy i firmy budowlane - przewidywał Czerniak.
Eksperci przestrzegali także przed skutkami wygaszenia programu Bezpieczny kredyt 2 proc. - Po tym, gdy na rynek wylała się fala kupujących, a deweloperzy w końcu zaczęli na ich potrzeby odpowiadać większą liczbą rozpoczynanych budów, to wygaszenie Bezpiecznego kredytu 2 proc. jest nierozsądne. Zapłaciliśmy już bowiem cenę za rządową interwencję w postaci droższych mieszkań. Pobudzenie aktywności deweloperów spowodowało, że oferta zaczęła się odbudowywać, a dynamika wzrostu cen spadać. Rynek zaczął się w ten sposób dostosowywać do większego popytu - ocenił główny analityk HREIT Bartosz Turek.
To dlatego pomysł wprowadzenia nowego programu nie wszystkim się spodobał, a z czasem okazało się, że przeciwników Kredytu na start można znaleźć też w koalicji rządzącej. - To nie jest najlepsze rozwiązanie, które dzisiaj moglibyśmy mieć, bo od tego nie będzie większej podaży mieszkań - powiedział Szymon Hołownia, marszałek Sejmu i lider Polski 2050. Zapowiedział, że jego ugrupowanie tego projektu nie wesprze. To rozwiązanie ostro krytykowała też Lewica, zaś opiniujące projekt Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej napisało, że wejście w życie programu #naStart "może doprowadzić do niewspółmiernego wzrostu cen na rynku mieszkaniowym w krótkim okresie".
Takie wypowiedzi podsycają obawy osób, które chciałyby kupić mieszkanie, ale martwią się, że rządowy projekt zamiast polepszyć ich sytuację, tylko ją pogorszy. "Przeciwnicy Kredytu na start (Przeciętny Kowalski) ścierają się z jego zwolennikami (deweloperzy, banksterzy, fliperzy)" - napisał jeden z użytkowników Twittera. Ale czy rzeczywiście to takie proste?
Sprzedawcy schodzą na ziemię
Faktycznie, są tacy, których cieszy prawdopodobne fiasko programu. - Dzięki temu, że projekt się sypie my właśnie kupujemy mieszkanie - mówi mi Anita. - Ceny spadły o kilkadziesiąt tysięcy, dlatego nas stać - przekonuje. Przed rokiem urodziła dziecko i wraz z mężem zdecydowali się kupić coś swojego. Oboje są przed czterdziestką.
Skąd myśl, że mieszkania są tańsze z powodu porażki #naStart? Tak Anicie powiedział agent nieruchomości. - Chociaż pewnie były też inne przyczyny - dodaje.
I rzeczywiście, np. w Warszawie można zauważyć, że ceny odrobinę drgnęły. Niektórzy eksperci uważają, że obserwujemy urealnienie cen ofertowych. I tak, wpłynął na to też fakt, że część osób wstrzymała się z zakupem nieruchomości w oczekiwaniu na to, co dalej wydarzy się z rządowymi dopłatami.
Z porównywarki cen zametr.pl wynika, że w w ciągu ostatnich 30 dni cena nieruchomości w Warszawie spadła jednak minimalnie - o 0,1 proc. "Drugi kwartał 2024 r. nie przyniósł pocieszających informacji dla osób przygotowujących się do zakupu mieszkania. Ceny w transakcjach na rynku wtórnym ponownie wzrastają, podobnie jak średnie ceny w katalogach deweloperów" - czytamy w raporcie Metrohouse, Credipass i RynekPierwotny.pl.
Właściciel ma inne plany
Część osób cieszy się, że nowego programu dopłat prawdopodobnie nie będzie, bo nie uśmiecha im się wizja kolejnych podwyżek cen. - Ten program nie rozwiązuje problemu nierównego dostępu do mieszkań. Ceny jeszcze bardziej by wzrosły, a to wpływa też na koszt najmu - tłumaczy Magda.
Przyznaje, że ma bardzo emocjonalny stosunek do tematu nieruchomości. Ma 26 lat, od trzech ze względu na pracę mieszka w Warszawie. W tym czasie przeprowadzała się trzy razy. Nie z własnej woli. - Przy kolejnej przeprowadzce pojawia się myśl, że fajnie byłoby mieć coś swojego. Muszę płacić za wynajem w obskurnym bloku, w dodatku w każdej chwili mogę usłyszeć, że właściciel ma inne plany. Strasznie to frustrujące.
Do tego dochodzą koszty wynajmu. - W niektórych ogłoszeniach wyszczególnione jest, ile płaci się czynszu administracyjnego, a ile zostaje w kieszeni właściciela. Różnica jest kolosalna. W moim wynajmowanym mieszkaniu to odpowiednio 700 zł dla spółdzielni i 2900 zł dla właściciela - opowiada.
Jej frustrację pogłębia fakt, że właściciel mieszkania jest majętnym człowiekiem, prawnikiem. - Kiedy mówi mi, że musi zwiększyć czynsz, bo ledwo wiąże koniec z końcem, to naprawdę szlag mnie trafia.
Dlaczego zatem cieszy ją prawdopodobne fiasko #naStart? Bo sama nie ma zdolności kredytowej i pewnie jeszcze długo nie będzie jej miała. - Marzę o tym, żeby rząd przygotował program taniego mieszkalnictwa społecznego. Wolę płacić państwu, niż ludziom, którzy korzystają z okazji, żeby się wzbogacić kosztem innych.
Dziki wyścig
Jest też spora grupa osób, które liczyły na nową turę kredytów. - Jesteśmy z mężem takimi osobami, chcieliśmy wziąć kredyt i się nie załapaliśmy na ten tzw. zero procent - mówi Kinga. Ma 27 lat, jej mąż 32. Chcieli kupić 50 m kwadratowych. Niedawno urodziła dziecko, poporodowe komplikacje sprawiają, że nie powinna już zajść w ciążę.
- Jestem wykluczona z posiadania większej ilości dzieci, a według nowego programu im więcej dzieci, tym lepszy kredyt - komentuje. Projekt #naStart zakładał, że na kredyt 0 proc mogą liczyć pięcioosobowe gospodarstwa domowe. Single i pary - oprocentowanie na poziomie 1,5 proc., rodzina z jednym dzieckiem - 1 proc., a z dwojgiem - 0,5 proc.
- Czekamy na inne propozycje kredytu - mówi Kinga. Na razie z mężem i córką wynajmują dwupokojowe mieszkanie.
Na rządowe wsparcie liczyła też Joanna. - Mam prawie 30 lat i czuję się 'sierotą' po kredycie #naStart - mówi. Decyzję o kupnie mieszkania podjęła wraz z mężem we wrześniu ubiegłego roku. Chcą mieć dziecko, uznali, że na ich potrzeby wystarczy 50 m kwadratowych i 3 pokoje. Liczyli, że uda im się wziąć Bezpieczny kredyt 2 proc.
- Wyszło jak wyszło - opowiada. - Ceny wywaliło w kosmos, ogrom mieszkań znikał przed upływem doby od pojawienia się ogłoszenia. Godziny spędzone na kompie czy telefonach nie przełożyły się na swój kąt. W listopadzie już nie było co zbierać. To był dziki wyścig, a flipperzy zabierali szanse na starcie - dodaje. Kim są wspomniani przez nią "flipperzy"? To przedsiębiorcy, którzy kupują mieszkania, remontują je, by potem zarobić na sprzedaży.
Sytuacja na rynku Joannę jednocześnie wkurza i smuci. - Nie wiemy co robić. Wszyscy mówią, że bańka musi pęknąć, że to najgorszy czas na kredyt. Tylko czy kiedykolwiek będzie lepszy czas? Nie słyszałam nigdy, żeby mieszkania taniały. Może faktycznie trzeba było już kasę z komunii odkładać? - żartuje.
Wejdzie czy nie wejdzie?
Bezpieczny kredyt 2 proc. wzięła za to druga Joanna, 37-latka, która wyprowadziła się pod miasto. Przyznaje, że nie było łatwo. - Ceny były horrendalne, a chętnych na ten program tylu, że szybko zablokowali składanie wniosków albo je odrzucali z byle powodu - wspomina. Udało się, bo szukali lokalu w mniejszej miejscowości.
Takiego rozwiązania nie chce jednak Joanna, której kredytu nie udało się wziąć. Zależy jej, żeby zostać w Warszawie. Nie tylko ze względów zawodowych. - Nie chce wynosić się do małego miasta tylko i aż dlatego że nie stać mnie kupić tutaj cokolwiek swojego. Żartujemy sobie na smutno, że chcemy mieszkać w mieście, które nie chce żebyśmy tu mieszkali.
Wciąż jest jednak szansa, że kredyt na start jednak wejdzie w życie. Możliwy termin to początek przyszłego roku. Ministerstwo Rozwoju i Technologii zakończyło konsultacje, wprowadziło poprawki i skierowało projekt do Stałego Komitetu Rady Ministrów. Czy uda mu się uzyskać wystarczające poparcie w Sejmie? Przy braku wsparcia Trzeciej Drogi wydaje się to wątpliwe.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Traveller70/Shutterstock