- Jak nie kupować mieszkania, czyli story o tym, jak zostaliśmy oszukani przez flippera, od którego kupiliśmy mieszanie - zaczyna swoją opowieść na nagraniu w mediach społecznościowych influencerka Dominika Uznańska.
Jak mówi, w zakupie mieszkania pomagali jej rodzice. Szukali od roku. Przyznaje, że proces był trudny i długi, ale finalnie zdecydowali się na lokal po remoncie, prawie gotowy do wprowadzenia się. W środku nie było tylko mebli. Wybór padł na mieszkanie w starym budownictwie, na parterze. Dlaczego mieszkanie po remoncie? Rodzice Dominiki nie są z Warszawy, nie mieszkają w stolicy, dlatego – jak wytłumaczyła – żadne z nich nie miało przestrzeni, czasu, ani siły, żeby przeprowadzić ewentualny remont, który wymagałby nieustającego nadzoru.
Mieszkania szybko schodzą, jest presja
- Mieszkanie, na które się zdecydowaliśmy, było którymś z kolei mieszkaniem, które oglądaliśmy i zdecydowaliśmy się dosłownie w 15 minut na miejscu. Bo, jeżeli niektórzy z was mieli doświadczenie, to sytuacja na rynku mieszkaniowym jest w tym momencie taka, że mieszkania bardzo szybko schodzą i presja jest ogromna, żeby się zdecydować - mówi Dominika.
Jak opisała, zwykle wygląda to tak: sprzedający umawia się z kilkoma lub nawet kilkunastoma osobami. Jedni przychodzą po drugich. – Zazwyczaj kolejne osoby czekają już w kolejce. My już parę razy mieliśmy taką sytuację, że osoba, która oglądała jakieś mieszkanie przed nami, zdecydowała się na miejscu i my nawet już do niego nie weszliśmy – opisała.
Tym razem było podobnie. Gdy zaczęła oglądać mieszkanie, kolejne osoby już czekały. – A, że mieszkanie się podobało i wszyscy mieliśmy już dość tego rocznego szukania, to w ciągu 15 minut zdecydowaliśmy się i podpisaliśmy umowę przedwstępną.
Wprowadziła się już dwa tygodnie później. I przyznaje, że to, co zaczęło się wówczas dziać, "to był dosłownie istny horror".
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: "Kawalerki" wielkości komórki za setki tysięcy złotych
Woda w łazience i przedpokoju
Przez pierwsze dni w mieszkaniu była też mama Dominiki, która pomagała w rozpakowywaniu rzeczy. – Pierwszego wieczoru, po kilku godzinach, w mieszkaniu spod listwy w łazience zaczęła wyciekać woda na cały przedpokój. Z mamą oczywiście byłyśmy przerażone, zaczęłyśmy tę wodę wycierać, zaczęłyśmy podstawiać jakieś szmatki - relacjonuje.
Niecałą godzinę później zaczęły puchnąć panele w przedpokoju. W łazience były położone winylowe płytki, które również zaczęły się wybrzuszać. – Jakby się chodziło w klapkach mokrych po łazience. Było czuć, że pod nimi jest pełno wody – wskazuje.
Dominika wezwała rano pogotowie hydrauliczne z ramienia spółdzielni. W międzyczasie spotkała gospodarza budynku. Od niego dowiedziała się, że podczas remontu mieszkania ekipa miała wrzucać między innymi cement do toalety i przez to zalewać piwnicę. Woda zalała nie tylko mieszkanie. W piwnicy lało się jak z prysznica.
Początkowa diagnoza: zatkana toaleta. Odetkali, pojechali. Ulga nie trwała jednak długo. Minęło pół dnia, problem powrócił. Woda znowu zaczęła się lać spod listwy, panele puchły coraz bardziej.
Co na to poprzedni właściciel mieszkania? – Umówił się z ekipą remontową, która robiła to mieszkanie, że następnego dnia przyjadą i zobaczą, co się dzieje i ewentualnie wymienią te panele na jego koszt - tłumaczy dalej influencerka.
Szybko się okazało, że to nie tylko woda się wylewała. – Wtedy, kiedy ktokolwiek z góry, z pionu, spuszczał wodę, to u nas w toalecie zaczęła wybijać woda. Była to oczywiście brudna woda - relacjonuje. Od tej pory co jakiś czas z łazienki było słychać "bulgotanie".
Wkrótce przyjechała ekipa remontowa. Fachowiec rozmontował toaletę, by dostać się do rur. Zatkany sedes nie okazał się jedynym i głównym problemem, ale - jak wymienia Dominika - cała rura była "zawalona jakimś żeliwem złuszczającym się". Hydraulik ją oczyścił. – To, co było w tej rurze, to nawet nie chcę opowiadać, bo możecie sobie sami wyobrazić - zaznacza.
Specjalista na pierwszy rzut oka stwierdził, że nie chodzi o kwestię starych rur, ale o to, że ekipa remontowa wyrzucała śmieci po remoncie do toalety. Sedes postawił na styropianie, do momentu aż wszystko miało wyschnąć. Później można było kłaść kafelki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jak zagrody dla kur albo mrowisko. Dlaczego w Polsce buduje się takie osiedla?
Woda wylewała się, gdy sąsiedzi korzystali z łazienki
To jednak nic nie dało. Po kilku godzinach znowu trzeba było wezwać pogotowie hydrauliczne. Z toalety po raz kolejny zaczęła wybijać woda. W końcu hydraulik stwierdził, że cały pion jest zatkany i że najlepiej wybrać się do zarządu spółdzielni, gdzie można ubiegać się o wymianę pionu. - To się wiąże ze skuwaniem ściany w łazience u każdej osoby, która mieszka nad nami i trzeba mieć na to zgodę od mieszkańców - wyjaśnia Dominika.
Na tym etapie poprzedni właściciel mieszkania już urwał kontakt. Zwalał też wszystko na ekipę remontową, którą sam zatrudnił. Przez to wszystko Dominika szybko poznała pozostałych mieszkańców bloku. – Zaliczyliśmy takie akcje, jak latanie do sąsiadów z góry, żeby przez chwilę nie spuszczali wody, bo u nas po prostu się leje - opowiada.
Sama ekipa remontowa tłumaczyła się, że "zrobili tak, bo poprzedni właściciel nie chciał im zapłacić". Twierdzili też, że na wszystkim bardzo oszczędzał. – Co nie jest niczym zadziwiającym, bo to mieszkanie na flippa i nikogo nie dziwi, że flipper oszczędza. Ale zakraja to już o patodeweloperkę - ocenia Dominika.
Sytuację przyjechała obejrzeć też ekipa ze spółdzielni. - Okazało się, że pion jest całkowicie zapchany dlatego, że w piwnicy przez poprzedniego właściciela została wymieniona jakby połowa rury. Dolna połowa idąca do ziemi, była plastikowa i wymieniona, a połowa idąca do nas była stara - kontynuuje. I zaznacza: - Cała część dolna, plastikowa była całkowicie pusta, a ta górna była całkiem pełna i zatkana. Okazało się, że trzeba będzie wymienić przynajmniej fragment pionu u nas. Czyli kłuć całą ścianę, jak nie cały pion w całym bloku.
"Zamiast rozwiązać problem, to go dosłownie zamurował"
Takie prace to odpowiedzialność spółdzielni. Teoretycznie. – Obowiązkiem poprzedniego właściciela było zgłoszenie tego problemu, zanim mieszkanie sprzedał. Nie zapłaciłby za tę wymianę pionu - dowiaduje się Dominika. I podkreśla: – Zamiast rozwiązać problem, to go dosłownie zamurował.
Ostateczny remont miała przeprowadzić ekipa od spółdzielni. Dominika mogłaby się ubiegać także o odszkodowanie. Ale nie miała więcej czasu, woda wciąż wybijała.
Hydraulik, który przyjechał na miejsce, zszedł do piwnicy i uderzeniem młota rozwalił rurę. Wszystko co w niej było, wyleciało na podłogę. - Zaczął się remont, rozkucie całej ściany w łazience i wymiana pionu na moim poziomie. Przy okazji tych prac okazało się, że większość rur doprowadzających wodę jest bardzo nietrwała. Popękały - tłumaczy dalej influencerka. I wymienia kolejne wadliwe elementy: - Pod podłogą, co się okazało, były dwie warstwy starych kafelek, które trzeba było skuć.
Hydraulik wszystko rozmontował, łącznie z kabiną prysznicową. Koszty tych napraw Dominika i jej rodzice musieli pokryć sami. A wszystko trwało ponad miesiąc. - Poprzedni właściciel uchyla się od odpowiedzialności, a w zasadzie razem z szefem ekipy remontowej tą odpowiedzialnością się przerzucają wzajemnie - tłumaczy na koniec.
Zapytaliśmy Dominikę, na jakim jest etapie jest sprawa. Czy udało się dojść do porozumienia? - Jeżeli chodzi o dogadywanie się z poprzednim właścicielem, to zapłacił on jedynie symboliczną kwotę za kilka paneli w przedpokoju, resztę musieliśmy robić we własnym zakresie, wydaliśmy łącznie pięć razy więcej, niż on zapłacił - co więcej, mamy teraz awarię elektryki i brak prądu w łazience, również z jego winy, ponieważ pozostawił stare instalacje - odpowiedziała. I dodała: - Prawdopodobnie będziemy wchodzić na drogę sądową, więc cała historia nie ma jeszcze finału.
Miało być "wolne od wad" i "po remoncie"
Skąd podejrzenie, że kupiła mieszkanie od flippera? Jak wytłumaczyła Dominika w podpisie pod jednym z filmików na ten temat, w akcie notarialnym, pod którym poprzedni właściciel się podpisał, widniało, że "mieszkanie jest wolne od wad" i "po remoncie", a więc - jej zdaniem - poświadczył nieprawdę. "Bo ewidentnie jest to wada ukryta, o której wiedział" - napisała.
"Czemu mówię, że 'nie kupuje się mieszkania po remoncie'? Niestety remonty tego typu, czyli 'kup-sprzedaj drożej', są wykonywane najtańszymi materiałami i po linii najmniejszego oporu, a także mogą się pojawiać takie kwiatki, jak w moim przypadku" - oceniła Dominika.
W komentarzach pod jej nagraniem niektórzy przyznawali, że mieli podobne sytuacje. "Mój kolega kupił mieszkanie po remoncie. Okazało się, że nie ma płytek i paneli pod meblami" - czytamy.
"U nas to samo, pod wanną był czysty beton" - przyznaje kolejna osoba.
Inni dopytują, dlaczego trzeba uważać na mieszkania po remoncie i na co trzeba zwracać uwagę. "Bo flipperzy tylko pudrują mieszkanie, remont budżetowy tylko dla oka. Wybierając mieszkanie bierzesz ze sobą fachowca od remontów, bo on zaraz zauważy, co jest źle zrobione" - radzi jeden z komentujących.
Flipperzy udręką
Flipperzy często zapychają ulotkami skrzynki na listy. Wyglądają na odręcznie napisane, w rzeczywistości to masowe ogłoszenia tych, którzy chcą kupić mieszkanie szybko, tanio i za gotówkę, by sprzedać je później z zyskiem.
"Małżeństwo szuka mieszkania: w tej okolicy, za gotówkę, bezpośrednio, może być do remontu" - brzmi pierwsze lepsze wyciągnięte ze skrzynki w moim bloku.
I tradycyjne: "Kupię mieszkanie w tej okolicy".
13 maja aktywiści Miasto Jest Nasze złożyli w Ministerstwie Rozwoju i Technologii raport "Z deszczu pod rynek. W pułapce kryzysu mieszkaniowego". Liczą na to, że będzie to pierwsza publikacja, która trafi na biurko nowo mianowanego ministra rozwoju i technologii Krzysztofa Paszyka, a następnie premiera Donalda Tuska. Raport zawiera: diagnozę obecnej sytuacji mieszkaniowej, dobre wzorce polityki mieszkaniowej z kraju i zagranicy i pomysł aktywistów na rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego i w końcu prawdziwe historie ludzi będących w luce czynszowej - "zbyt bogatych na wynajem mieszkania komunalnego, ale zbyt mało zarabiających na kredyt".
Jeden z rozdziałów mówi właśnie o flipperach, którzy - jak oceniają aktywiści - są udręką. "Kupują oni mieszkania w niskiej cenie i sprzedają je potem drogo, zatrzymując zysk dla siebie. Jest to więc spekulacja w czystej postaci. Działalność flipperów nie została do tej pory dokładnie zbadana przez ekonomistów, w związku z czym nie znamy jej skali, ale szybkie obracanie nieruchomościami bez wątpienia przyspiesza procesy rynkowe skutkujące podwyżkami cen mieszkań" - czytamy w raporcie.
Jak chcą to ukrócić? "Rozwiązaniem tego problemu jest uzależnienie wysokości podatku od czynności cywilnoprawnych od czasu posiadania nieruchomości, aby spekulacja przestała być opłacalna" - wskazują.
Mieszkania służą do mieszkania, jak sama nazwa wskazuje. Nie powinny być one traktowane jako dobro inwestycyjne lub obiekt spekulacji.
— Miasto Jest Nasze 🌳🚊♻️ (@MiastoJestNasze) May 17, 2024
👉 Dlatego w naszym raporcie "Z deszczu pod rynek. W pułapce kryzysu mieszkaniowego" postulujemy konkretne rozwiązania, które poprawią sytuację… pic.twitter.com/DyGg4hbD5v
Nowa ustawa ma uregulować ceny mieszkań
Pod koniec marca Lewica wspólnie z warszawskim ruchem Miasto Jest Nasze złożyła w Sejmie projekt "ustawy antyflipperskiej". Miała ona doprowadzić do uregulowania cen mieszkań w dużych miastach: w Warszawie, ale też w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie. Projekt ustawy przewiduje - jak poinformowali wnioskodawcy - zmianę stawki podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC), która obecnie wynosi 2 proc. w razie zbycia nieruchomości. Lewica chce, żeby podatek wzrósł do 10 proc., gdy mieszkanie jest sprzedawane przed upływem roku od jego zakupu. Stawka PCC dla osób sprzedających mieszkanie przed upływem dwóch lat od zakupu miałaby wynosić 6 proc., a przed upływem trzech lat - 4 proc.
Kolejną propozycją jest wprowadzenie dodatkowego podatku, dotyczącego właścicieli nieruchomości, którzy kupują trzeci lub kolejny lokal mieszkalny w okresie pięciu lat liczonych od końca roku, w którym kupili pierwsze mieszkanie. Jak wskazano w uzasadnieniu projektu, zakup trzeciej nieruchomości byłby dodatkowo opodatkowany stawką PCC o wysokości 3 proc., czwartego mieszkania - stawką PCC 4 proc., a piątego i kolejnego - stawką PCC 5 proc.
W piątek Sejm głosował nad wnioskiem o odrzuceniu w pierwszym czytaniu projektu ustawy. Projekt został odrzucony.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Podatek dla flipperów i właścicieli wielu mieszkań. Sejm zajmie się projektem
Jak mówiła pod koniec marca Magdalena Biejat, wicemarszałkini Senatu, "dzisiaj ceny mieszkań w dużych miastach oszalały". - Tylko w Warszawie dobijają do 18 tysięcy złotych za metr kwadratowy i czas najwyższy coś z tym zrobić. Odpowiedzią nie są dopłaty do kredytów, ale lepsza regulacja rynku mieszkaniowego - stwierdziła.
Tłumaczyła, że spółki fliperskie masowo skupują mieszkania i jest to coraz większy problem. Dodawała, że takie mieszkania są "kupowane przez jedną spółkę fliperską, odsprzedawane za pół roku kolejnej, która sprzedaje je za trzy miesiące kolejnej". Efektem są puste mieszkania, których ceny rosną, a jakość maleje. - W efekcie młodzi ludzie, (...), tracą szansę na mieszkanie, na bezpieczny byt - podkreśliła senatorka Lewicy.
Biejat mówiła, że ustawa jest składana w imieniu rodzin średniozamożnych, z klasy średniej, które dzisiaj muszą "mieć dziś milion złotych, żeby móc sobie kupić mieszkanie wielkości 50 metrów kwadratowych na start".
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Dominika Uznańska, archiwum prywatne