Raty kredytów mieszkaniowych są dziś o 20 procent niższe niż pod koniec 2012 roku. Wszystko dzięki niskim stopom procentowym. Przeciętnemu posiadaczowi złotowego kredytu hipotecznego pozwoliły one zaoszczędzić na ratach już prawie 11 tysięcy złotych.
Aż 64 miesiące cieszymy się już łagodnym podejściem Rady Polityki Pieniężnej do ustalania stóp procentowych w Polsce. Efekt jest taki, że trochę ponad 5 lat temu kredyty zaczęły tanieć, a od 2015 roku ich ceny są rekordowo niskie - pisze Bartosz Turek, analityk Open Finance.
Turek w swojej analizie podaje przykład. Pod koniec 2012 roku przeciętny spłacany kredyt mieszkaniowy w rodzimej walucie opiewał na 125 tys. zł, oprocentowany był na 6,9 proc. i wciąż trzeba było go jeszcze spłacać przez 227 miesięcy. Open Finance oszacował, że przeciętna rata opiewała wówczas na około 990 złotych.
11 tysięcy w kieszeni
– Ta wartość szybko zaczęła spadać - zaznacza Bartosz Turek i wylicza, że gdyby kredytodawcy na bieżąco reagowali na zmianę ceny pieniądza, to statystyczny posiadacz kredytu hipotecznego, który był zadłużony w 2012 roku, już w kwietniu 2013 roku musiał przelewać swojemu kredytodawcy co miesiąc o 100 zł mniej. Na początku 2015 roku miesięczna rata spadła nawet poniżej poziomu 800 zł miesięcznie i - co więcej - od tego czasu taka pozostaje.
- W omawianym przypadku miesięczne obciążenie spadło o około 200 zł w skali miesiąca, czyli 20 proc. – wynika z szacunków Open Finance, które prezentuje Bartosz Turek. Analityk policzył, że statystyczna osoba spłacająca 125 tys. złotych kredytu przez ostatnie 5 lat zaoszczędziła w ten sposób prawie 11 tys. złotych. Wszystko to było możliwe dzięki liberalnej polityce pieniężnej prowadzonej przez Radę Polityki Pieniężnej.
- Gdyby kredytobiorca pieniądze te akumulował, a nie przejadał, mógłby pozbyć się 10 proc. swojego długu obniżając sobie w ten sposób ratę także o prawie 10 proc. W takim wypadku niechybne podwyżki stóp procentowych byłyby mniej niepokojącym scenariuszem. O ile oczywiście kredytobiorcy byliby na tyle wstrzemięźliwi, aby zamiast na bieżąco wydawać zaoszczędzone na kredycie pieniądze, przeznaczali je na nadpłatę długu - twierdzi Bartosz Turek, analityk Open Finance.
Raty w końcu wzrosną
Choć ostatnie lata mogły uśpić czujność osób posiadających kredyty, to powinni oni pamiętać, że mechanizm, który od 2012 roku działał na ich korzyść, potrafi też działać w drugą stronę. Dzisiejsze prognozy sugerują, że na podwyżki stóp procentowych przyjdzie jeszcze poczekać kilka lub kilkanaście miesięcy, ale gdy już do nich dojdzie, wielu kredytobiorców czeka niemiła niespodzianka.
- Wciąż trwający okres najniższego kosztu pieniądza w historii warto wykorzystać do zebrania pieniędzy, które w przyszłości pomogą regulować rosnące raty lub posłużą do częściowej choć nadpłaty kredytu - mówi Bartosz Turek, który przeprowadził też symulację, jak twierdzi, "dla przestrogi".
Symulacja dla przestrogi
Pod koniec 2017 roku przeciętny nowoudzielony złotowy kredyt mieszkaniowy opiewał na 243,5 tys. zł – wynika z najnowszego raportu AMRON SARFiN. W ostatnich dniach ubiegłego roku przeciętne oprocentowanie kredytu mieszkaniowego opiewało na 4,4 proc. Gdyby przyjąć, że dług taki zaciągany był na 25 lat, to otrzymujemy przeciętną ratę na poziomie około 1220 zł – wynika z szacunków Open Finance. Co stałoby się gdyby oprocentowanie wzrosło o 0,25 pkt. proc? Rata statystycznego kredytobiorcy wzrosłaby o około 35 zł. - Ta kwota nie powala, ale przy łącznych podwyżkach o 1 pkt. proc. rata wzrosłaby już o około 150 zł. Gdyby jednak koszt pieniądza wrócił do poziomu sprzed ponad 5 lat (z końca 2012 roku), to rata wzrosłaby o ponad 500 zł, czyli już o ponad 41 procent - wylicza Bartosz Turek.
Autor: msz / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock