Węgierska partia rządząca, centroprawicowy Fidesz, spartaczyła przejęcie władzy, a teraz musi ponieść konsekwencje nieprzemyślanych uwag swych przedstawicieli na temat finansowej sytuacji kraju - pisze dziennik "Financial Times".
W artykule "Liderzy Węgier liczą koszty pochopnych wypowiedzi" gazeta podkreśla, że "zmiana rządu nigdy nie jest operacją prostą, ale rzadko bywa tak spartaczona jak na Węgrzech". Według "FT", "Fidesz nie przygotował się podczas 8 lat funkcjonowania w opozycji do gładkiego przejęcia władzy".
Węgierska gadatliwość zabójcza dla walut
Dziennik zwraca uwagę, że na pierwszej konferencji prasowej po zwycięstwie w kwietniowych wyborach szef Fideszu, a obecny premier Viktor Orban dał jasno do zrozumienia, że życzy sobie rezygnacji poważanego szefa banku centralnego Andrasa Simona. Jedną z pierwszych decyzji ustawodawczych nowego parlamentu, gdzie Fidesz ma konstytucyjną większość, było przyjęcie nowelizacji ustawy o obywatelstwie, ułatwiającej jego uzyskanie Węgrom z państw ościennych. Krok ten bardzo zaniepokoił Słowację, gdzie na niektórych obszarach Węgrzy stanowią większość.
"Ale wszystko to przyćmiły w ubiegłym tygodniu nieostrożne - a zdaniem niektórych bezmyślne - uwagi przedstawicieli partii, którzy porównali Węgry do Grecji i wspomnieli, że Węgry mogą nie być w stanie spłacić swych długów" - czytamy w londyńskiej gazecie.
Wypowiedzi te wywołały konsternację na rynkach, powodując spadek kursu forinta do poziomu najniższego od roku i radykalnie podnosząc koszty ubezpieczenia węgierskiego długu. Poważnie przyczyniły się też do perturbacji kursu europejskiej euro i innych walut regionu - w tym złotego.
Sytuacja budżetu nie jest dramatyczna
Tymczasem zdaniem analityków, porównywanie Węgier do Grecji nie miało wiele sensu. Dług publiczny Węgier wyniósł w ubiegłym roku 78 proc. PKB, czyli niewiele więcej niż przeciętna w UE i zdecydowanie poniżej poziomu Grecji - 115 proc. Ubiegłoroczny deficyt budżetowy Węgier - 4 proc. PKB, mimo ostrego spadku gospodarczego - był zdecydowanie poniżej unijnej średniej. Kraj pozostaje też dość dobrze zabezpieczony przed zawirowaniami finansowymi, gdyż nie skorzystał jeszcze w pełni z kredytu wysokości 20 mld euro, uzgodnionego z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w październiku 2008 r.
"Analitycy znajdują zatem dwojakie wyjaśnienie rozdrażnionych wybuchów Fideszu" - czytamy. Po pierwsze, partia ta twierdziła podczas kampanii wyborczej, że wyznaczona przez poprzedni, socjalistyczny rząd wysokość deficytu na ten rok - 3,8 proc. - jest nierealistyczna. Fidesz liczył, że uda mu się przekonać MFW i UE do mniej rygorystycznego celu, a jego przedstawiciele wspominali nawet o 7,5 proc. Jednakże przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso jasno powiedział Orbanowi w zeszłym tygodniu w Brukseli, że Węgry muszą utrzymać konsolidację finansową. "Aby zachować twarz i przekonać opinię publiczną o potrzebie większej oszczędności, przedstawiciele Fideszu zaczęli przerysowywać sytuację gospodarczą" - pisze "FT".
Trzeba tłumaczyć, dlaczego cudów nie będzie
Według Neila Shearinga z firmy analitycznej Capital Economics, uwagi te "wydają się w najlepszym przypadku nieco nieostrożną próbą zdobycia krajowego poparcia dla ponownych oszczędności finansowych. Ale w najgorszym stanowią kolejny dowód na to, że nowy rząd Węgier będzie stawiał populizm gospodarczy przed dyscypliną budżetową".
Krisztina Szabados z budapeszteńskiego think-tanku Political Capital podkreśliła natomiast: "Przez osiem lat żadne posunięcia Fideszu nie miały jakichkolwiek konsekwencji. Teraz musi on zrozumieć, że liczy się każde słowo".
Zdaniem niektórych, Fidesz zgrzeszył także nieprzyjmowaniem do wiadomości gospodarczych realiów. "Będąc w opozycji, Orban wielokrotnie krytykował posunięcia oszczędnościowe socjalistycznego rządu, nie proponując własnej spójnej strategii gospodarczej. Wolał niezobowiązująco wspominać o zwiększaniu dochodów poprzez cięcie podatków i o stworzeniu miliona miejsc pracy w ciągu 10 lat" - pisze "FT".
"Fidesz nie miał spójnego planu gospodarczego. Nie ma tam nikogo, kto odpowiadałby za planowanie finansowe - mają tylko pomysły, pomysły i pomysły" - twierdzi Szabados.
Były minister finansów Peter Oszko powiedział dziennikowi: Fidesz "obiecywał cud(...) (Teraz) musi wytłumaczyć, dlaczego nie jest w stanie go sprawić".
Źródło: PAP, tvn24.pl