Sytuacja finansów publicznych wskazuje, że potrzebne będzie podniesienie podatków - oceniają pytani przez PAP ekonomiści. Ich zdaniem wypowiedź Michała Boniego dotycząca ewentualnych podwyżek, może być przedwyborczą sondą lub świadczyć o determinacji rządu.
Boni powiedział w poniedziałek w radiu TOK FM, że można sobie zadać pytanie, czy ubytki w dochodach budżetowych, wynikające z wcześniejszej obniżki podatków i składki rentowej, w wysokości 2-3 proc. PKB, nie powinny zostać odrobione. Jego zdaniem, w dłuższej perspektywie w grę wchodzić może podwyższenie składki rentowej lub podatków.
Nie ma innej możliwości
Zdaniem byłego wiceministra finansów (m.in. w rządzie Marka Belki), szefa katedry finansów i bankowości na Uczelni Łazarskiego, dra Jarosława Nenemana, dobrze się stało, że minister Boni otwarcie wspomniał o możliwości podwyżek podatków i składki rentowej.
- Czas kuglarstwa już się powoli kończy. Niepopularne decyzje trzeba będzie podjąć - powiedział Neneman w rozmowie z PAP. Do takich decyzji zaliczył cięcia wydatków i podniesienie - choćby przejściowe - podatków albo składki rentowej.
Jego zdaniem wśród łatwych i prostych oszczędności rząd zrobił już wszystko, co mógł, a dalsze obniżenie wydatków byłoby czasochłonne i "konfliktogenne", bo komuś trzeba by zabrać pieniądze. Neneman zastrzegł, że według niego lepszym rozwiązaniem od podwyżki podatków byłoby obcięcie wydatków.
- Realia polityczne są takie, że zdaje się, łatwiej będzie podnieść podatki, niż obcinać wydatki - dodał.
"Sytuacja musi być bardzo poważna"
Jego zdaniem każda podwyżka podatków jest decyzją kontrowersyjną. Były wiceminister zwrócił jednak uwagę, że polski dług publiczny jest bardzo wysoki i narasta w "zastraszającym tempie". - Progi ostrożnościowe w wysokości 55 proc. relacji długu do PKB i w wysokości 60 proc., na horyzoncie, wymagają działań - powiedział.
- Skoro w perspektywie roku wyborczego ogłasza się taką możliwość, to sytuacja musi być naprawdę bardzo poważna. Chyba nie mamy innego wyjścia - ocenił były wiceminister finansów.
To na razie sonda opinii publicznej
Według ekonomisty z ING Banku Rafała Beneckiego, zapowiedzi ewentualnych podwyżek należy traktować na razie jako sondę opinii publicznej. Ekonomista wskazał, że oceny agencji ratingowych, czy działania państw strefy euro i innych dużych gospodarek wywierają presję na Polskę, by zająć się naprawą budżetu.
Zdaniem Beneckiego rząd szuka rozwiązań, które mogłyby zmniejszyć deficyt finansów publicznych do zalecanych przez Komisję Europejską 3 proc. PKB. Ekonomista wskazał, że Plan Konwergencji stawia głównie na cykliczną poprawę dochodów oraz zmniejszenie wydatków na infrastrukturę po zakończeniu Euro 2012.
- To wydaje się rozwiązaniem niewystarczającym. Wypowiedź ministra Boniego dotyczy więc potencjalnych ruchów, które być może będą miały miejsce po wyborach. Należy je traktować, jako sondowanie opinii publicznej - powiedział Benecki. Jego zdaniem do wyborów takie decyzje "raczej nie wchodzą w grę".
"Teraz czas na ruch wstecz"
Według Beneckiego przed podwyżkami podatków, czy składek, oraz cięciami wydatków w dalszej perspektywie nie uda się uciec. Ekonomista poinformował, że w latach 2007-2010 deficyt strukturalny, czyli niezależny od koniunktury, wzrósł o około 4 proc. PKB.
- To bardzo dużo. Teraz jest czas na ruch wstecz. Aby deficyt strukturalny naprawdę poprawić, potrzebne są działania zarówno ze strony wydatkowej jak i dochodowej. Myślę, że przed tym nie uciekniemy, bo nie sądzę abyśmy doczekali się np. reformy KRUS - powiedział.
Biuro prasowe Ministerstwa Finansów poinformowało, że resort nie będzie komentował wypowiedzi Boniego.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24