Śledczy umorzyli dochodzenie w sprawie wypadku i postrzelenia dwóch żołnierzy przy granicy z Białorusią. Niekontrolowane strzały padły, kiedy mężczyźni przekazywali sobie pistolet. Jak zapewniał jeden z żołnierzy, żaden z nich nie nacisnął na spust. Biegli stwierdzili, że broń, z której padły strzały, była niesprawna technicznie.
Dochodzenie umorzył dział ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ. Do wypadku doszło pod koniec sierpnia 2024 roku w trakcie zmiany posterunku w pobliżu Nowej Łuki (Podlaskie). Żołnierze są tam w ramach operacji Bezpieczne Podlasie, prowadzonej w związku z presją migracyjną i działaniami hybrydowymi na granicy z Białorusią.
Przy rozładowywaniu broni padły niekontrolowane strzały. Jeden żołnierz miał obrażenia uda, drugi palców u ręki. Obaj trafili do szpitala, ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Okoliczności wypadku wyjaśniała Żandarmeria Wojskowa pod nadzorem działu ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, który formalnie podlega Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.
Postępowanie od początku było prowadzone w kierunku nieostrożnego obchodzenia się z bronią (art. 354 par. 1 kk). Żołnierz, który nieostrożnie obchodzi się z bronią wojskową albo jej nieostrożnie używa i przez to nieumyślnie powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia innej osoby, podlega karze aresztu wojskowego albo do trzech lat więzienia.
Nikt nie nacisnął na spust, a broń wystrzeliła
Podczas dochodzenia ustalono, że do wypadku doszło w kontenerze socjalnym na posterunku granicznym. Dwaj żołnierze przygotowywali się do zdania służby i zejścia z posterunku. Jeden z nich zamierzał rozładować broń służbową – pistolet maszynowy glauberyt. Doszło jednak do zacięcia mechanizmu. Drugi z żołnierzy, bardziej doświadczony, podszedł do kolegi, by pomóc rozwiązać problem. Podczas przejmowania broni z rąk do rąk padły niekontrolowane strzały. Żołnierz, który chciał pomóc, miał ranne dwa palce, drugi doznał postrzału w udo.
Z zeznań pierwszego z nich wynika, że żaden z nich nie nacisnął na spust. Drugi mówił, że nic nie pamięta.
W sprawie powołany został biegły, który przygotował ekspertyzę tej sztuki broni. Jak wynika z informacji uzyskanych we wtorek przez PAP w prokuraturze, ekspert ocenił, że broń była niesprawna technicznie. Niesprawność wynikała nie z zawinionego działania żołnierza, lecz z normalnego użytkowania.
W tej sytuacji postępowanie zostało umorzone ze względu na brak znamion czynu zabronionego. Śledczy doszli do wniosku, że w tej sprawie nie można żołnierzowi przypisać nawet nieumyślnego działania, wskutek którego doszło do wypadku.
Postanowienie o umorzeniu tego dochodzenia nie jest prawomocne. Z jego uzasadnienia wynika, że do rozładowywania broni doszło w kontenerze, a nie w miejscu do tego specjalnie przeznaczonym. Może to być ewentualnie rozpatrywane jako podstawa do postępowania dyscyplinarnego wobec żołnierza
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock