Sąd Apelacyjny w Lublinie zdecydował, że Monika S., która wcześniej przyznała się do zabicia swojego 10-letniego syna, spędzi w więzieniu 25 lat. Wyrok pierwszej instancji został tym samym utrzymany i rozstrzygnięcie jest już prawomocne. Prokuratura żądała dożywocia, a obrońca złagodzenia kary do 15 lat pozbawienie wolności. Do zbrodni doszło w hostelu w centrum miasta.
Sąd Apelacyjny w Lublinie utrzymał w mocy wyrok 25 lat więzienia dla 41-letniej Moniki S., która udusiła swojego 10-letniego syna. Wyrok jest prawomocny.
Do zbrodni doszło w listopadzie 2019 roku w hostelu przy ul. Orlej w centrum Lublina, gdzie Monika S. przyjechała ze swoim synem. Kilka dni później udusiła chłopca, używając ręcznika, który - jak informowała prokuratura - zadzierzgnęła na szyi dziecka, a własnym ciałem unieruchomiła jego klatkę piersiową. Spowodowało to u chłopca liczne obrażenia, między innymi w postaci wielu wybroczyn i wylewów oraz rozedmy płuc, co skutkowało zgonem w wyniku uduszenia.
Biegli stwierdzili, że była poczytalna
Monika S. przyznała się w prokuraturze do popełnienia zarzucanego jej czynu. Składała wyjaśnienia, opisując przebieg zdarzeń, które doprowadziły ją do dokonania zabójstwa. Prokuratura nie ujawniła jej zeznań.
W śledztwie kobieta była badana przez biegłych lekarzy psychiatrów i psychologa, którzy uznali, że nie miała ani zniesionej, ani ograniczonej poczytalności w chwili dokonania przestępstwa. Biegli orzekli, że Monika S. może brać udział w postępowaniu przed sądem.
Proces przed Sądem Okręgowym w Lublinie toczył się z wyłączeniem jawności. W czerwcu 2021 roku 39-letnia wówczas Monika S. została nieprawomocnie skazana na 25 lat więzienia. Od wyroku odwołały się obie strony. Prokurator domagał się dla oskarżonej dożywocia, natomiast obrońca - nadzwyczajnego złagodzenia kary.
Sąd: kara dożywotniego pozbawienia wolności byłaby "rażąco surowa"
Sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie Leszek Pietraszko uzasadniając czwartkowy wyrok przekazał, że sprawstwo oskarżonej nie budzi wątpliwości i zostało ustalone prawidłowo.
- Sąd apelacyjny nie znalazł podstaw do uwzględnienia zarzutów podniesionych zarówno w apelacji prokuratora, jak i obrońcy. Podzielając w pełni rozstrzygnięcie sądu okręgowego w zakresie sprawstwa oskarżonej, kształtu jej winy, w zakresie wysokości, rodzaju wymiaru kary sąd apelacyjny zaskarżony wyrok utrzymał w mocy – powiedział sędzia.
Jak przypomniał, prokurator wnosił o przypisanie oskarżonej motywacji zasługującej na szczególne potępienia, wymierzenie kary dożywotniego pozbawienia wolności lub wydłużenia okresu, po którym mogłaby się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Wyjaśnił, że oskarżona będzie się mogła o to ubiegać po minimum 15 latach i o ewentualnym warunkowym przedterminowym zwolnieniu decydować będzie sąd penitencjarny.
Sędzia Pietraszko argumentował, że nie ma podstaw do przypisania oskarżonej działania z motywacji zasługującej na szczególne potępienie, a kara dożywotniego pozbawienia wolności byłaby "rażąco surowa".
Kara 15 lat więzienia byłaby, zdaniem sądu, "rażąco łagodna"
Mówiąc o okolicznościach łagodzących, wymienił: przyznanie się oskarżonej do przestępstwa i złożenie szczegółowych wyjaśnień, wyrażenie żalu i skruchy, a także chorobę neurologiczną.
Sędzia stwierdził, że "nie neguje dużego nasilenia winy oskarżonej".
- Nie neguję faktu, że czyn, który popełniła, jest czynem o niezwykle dużej społecznej szkodliwości, tym niemniej nie ma w jej działaniu cech, które można by było określić jako motywacja zasługująca na szczególne potępienie – podał.
Odnosząc się do apelacji obrońcy, sędzia przypomniał, że domagał się on nadzwyczajnego złagodzenia kary, co w tym przypadku oznaczałoby wyrok nawet poniżej 3 lat pozbawienia wolności. Natomiast - zdaniem sądu - w takiej sytuacji nawet kara w granicach do 15 lat pozbawienia wolności byłaby "rażąco łagodną".
Prokuratura będzie rozważać, czy wystąpi o kasację wyroku
- Argumenty, które podał obrońca w apelacji, absolutnie nie są przekonujące – powiedział sędzia, dodając, że argumentacja obrońcy skoncentrowała się na chorobie neurologicznej oskarżonej, która – jak podał sąd – "nie miała istotnego wpływu na jej poczytalność".
Prokurator Prokuratury Okręgowej w Lublinie Paweł Banach poproszony przez media o komentarz podał, że zapozna się z pisemnym uzasadnieniem.
- Z uwagi na wagę sprawy myślę, że po zapoznaniu się z pisemnymi motywami, jakimi kierował się Sąd Apelacyjny, będziemy rozważać, czy będą przesłanki do tego, żeby nadzwyczajny środek zaskarżenia kierować do Sądu Najwyższego – powiedział.
Obrońca Moniki S. adwokat Tomasz Nowak stwierdził, że jego rola się zakończyła. - O tym, czy będzie wyznaczony obrońca do sporządzenia kasacji, czy w ogóle będzie taki wniosek i kto będzie tym obrońcą, będzie decydował sąd – zastrzegł.
Monika S. nie została doprowadzona na ogłoszenie wyroku. Wyrok jest prawomocny.
Wyrok też za oszustwa
W listopadzie 2022 roku Monika S. usłyszała jeszcze jeden wyrok - sześciu lat pozbawienia wolności m.in. za oszustwa wobec Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie, której oskarżona była prezesem.
Sąd Rejonowy Lublin-Zachód skazał ją za przywłaszczenie mienia, poświadczenie nieprawdy, podrabianie dokumentów, oszustwa i wyłudzenie kredytów na karę łączną sześciu lat więzienia i 4,5 tysiąca złotych grzywny. Zobowiązał też oskarżoną do naprawienia szkody wyrządzonej Bractwu św. Alberta poprzez zwrot 183,7 tysiąca złotych.
Sąd ocenił ponadto, że była prezes Bractwa św. Alberta podrabiała zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości dochodów uzyskiwanych przez oskarżonych Adama K., Stanisława Ch. i Bożenę S. (również usłyszeli wyroki skazujące), a następnie przekazała im dokumenty, których użyli do zaciągnięcia kredytów w bankach.
Bractwo Miłosierdzia im. św. Brata Alberta to znana w Lublinie organizacja charytatywna. Prowadzi m.in. jadłodajnię w centrum miasta, gdzie wydawane są bezpłatne posiłki potrzebującym, oraz noclegownię.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lubelska Policja