Prokuratura uchyliła część środków zapobiegawczych wobec dwóch żołnierzy, którzy usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień po strzałach oddanych w okolicach Dubicz Cerkiewnych (Podlasie) na granicy z Białorusią.
- Wobec dwóch żołnierzy uchylony został środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia w czynnościach służbowych, który był połączony z potrąceniem uposażenia w wysokości 50 procent – mówi nam Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Nadal stosowany jest nadzór przełożonego oraz zakaz kontaktowania się żołnierzy między sobą. Na obecnym etapie postępowania prokurator referent uznał, że stosowanie takich środków będzie wystarczające. Zarzuty nadal są natomiast takie same – zaznacza prokurator Skiba.
O sprawie, jako pierwszy, napisał portal rmf24.pl.
Oddali strzały ostrzegawcze
Przypomnijmy, o sprawie zrobiło się głośno na początku czerwca, gdy Onet napisał o zatrzymaniu trzech żołnierzy, którzy na przełomie marca i kwietnia w okolicach Dubicz Cerkiewnych oddali strzały ostrzegawcze w czasie natarcia uchodźców przez polsko-białoruską granicę.
Prokuratura oskarżyła dwóch z nich o przekroczenie uprawnień i narażenie życia innych osób.
Prokuratura: nie znajdowali się w sytuacji zagrażającej życiu
Rzeczniczka Prokuratury Generalnej Anna Adamiak informowała wcześniej, że żołnierze, oddając strzały - jak wynika z zabezpieczonego zapisu z kamer Straży Granicznej - nie znajdowali się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Nie ustalono też, aby na skutek oddanych strzałów ktoś odniósł obrażenia.
Na początku czerwca do sprawy odniósł się też szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, który stwierdził, że sprawę trzeba wyjaśnić. Podkreślił przy tym, że tylko w maju w systemie alarmowym broń została użyta przez polskich żołnierzy około 700 razy.
- Jeżeli którykolwiek z dowódców analizuje później i ma jakieś wątpliwości, to też jest zobowiązany do podjęcia określonych działań i tak się stało w tym wypadku - mówił Kosiniak-Kamysz.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcia do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Karolis Kavolelis/Shutterstock