Sąd Okręgowy w Białymstoku utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji w sprawie kobiety, której pies pogryzł - przebywającą na obozie w gospodarstwie agroturystycznym - ośmiolatkę. Organizatorka obozu została uznana za winną nieumyślnego narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Sąd warunkowo umorzył postępowanie. Rozstrzygnięcie jest prawomocne.
- Materiał dowodowy jest jednoznaczny, i sąd rejonowy ocenił go całkowicie prawidłowo - powiedział w ustnym uzasadnieniu sędzia Wiesław Żywolewski.
Sąd Okręgowy w Białymstoku utrzymał w mocy postanowienie pierwszej instancji w sprawie pogryzienia przez psa ośmioletniej dziewczynki, która brała udział w obozie na terenie gminy Tykocin.
Organizatorka wypoczynku i zarazem właścicielka gospodarstwa agroturystycznego - gdzie wakacje spędzała dziewczynka - uznana została za winną tego, że nieumyślnie naraziła ośmiolatkę na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, bo jako organizatorka letniego obozu nie zapewniła dostatecznej opieki nad dzieckiem.
Sąd warunkowo umorzył postępowanie karne na rok, zasądził też osiem tysięcy złotych nawiązki na rzecz poszkodowanej dziewczynki.
Wyszła sama na podwórze, próbowała pobawić się z psem
Do zdarzenia doszło na początku wakacji w 2019 roku. Ośmioletnia dziewczynka wyszła sama rano z pokoju i próbowała bawić się z psem w typie owczarka niemieckiego, który należał do właścicielki gospodarstwa agroturystycznego. Czworonóg biegał luzem po posesji, nie miał kagańca. W pewnym momencie zaatakował dziecko, ośmiolatka doznała rozległych ran kąsanych na głowie i twarzy.
W akcie oskarżenia prokuratura przywołała nie tylko przepisy karne dotyczące miedzy innymi narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ale też regulamin uchwalony przez samorząd gminy Tykocin, który mówi o zapewnieniu stałego i skutecznego dozoru psów przed dostępem osób postronnych.
"Dzieci były informowane, że same nie mogą wychodzić na podwórze"
Wyrok zaskarżył obrońca i sama oskarżona - chcieli uniewinnienia. Adwokat w swojej apelacji złożył też wnioski dowodowe: chciał dodatkowego przesłuchania dwóch świadków oraz opinii biegłego z zakresu weterynarii. Przed zamknięciem przewodu sądowego sąd jednak oddalił te wnioski.
- Oskarżona broń Boże nie przerzuca odpowiedzialności za to całe zdarzenie na ośmioletnie dziecko - podkreślał w mowie końcowej obrońca Jakub Zaborowski. Mówił, że jego klientka ma doświadczenie w organizacji takich przedsięwzięć (turnusy dla dzieci w miejscu, gdzie są różne domowe i gospodarskie zwierzęta), a jej działalność była "nagradzana, ceniona i bezpieczna".
- Kiedy zaistnieje nieszczęśliwe zdarzenie, zwłaszcza będące splotem niefortunnych okoliczności, to nie w każdym przypadku ten organizator za to odpowiada - mówił Zaborowski. Argumentował, że jego klientka co prawda była organizatorem wypoczynku, ale bezpośrednio nie odpowiadała za bezpieczeństwo dziewczynki w danej sytuacji. Powiedział, że było to w kompetencjach opiekunki (wychowawcy), która wtedy akurat na kilkanaście minut wyszła z budynku.
- Co oskarżona mogła zrobić inaczej? Nic nie mogła, bo była przekonana, że dana osoba, opiekunka, sprawuje opiekę nad małoletnią - dodał adwokat. Mówił też, że dzieci i ich rodzice byli informowani, że dzieci same nie mogą wychodzić na podwórko bez zezwolenia wychowawców.
"Wystarczyło założyć psu kaganiec lub zamknąć go w kojcu"
Prokuratura i pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej (matki dziecka) chcieli utrzymania wyroku. Pełnomocnik mówił, że oskarżona prowadziła działalność na własny rachunek i odpowiadała za bezpieczeństwo dzieci.
Mówił też, że wystarczyło założyć psu kaganiec lub zamknąć go w kojcu, by nie doszło do nieszczęścia.
Sąd: wzięła na siebie obowiązek opieki nad uczestniczką turnusu
Uzasadniając utrzymanie wyroku, sędzia Wiesła Żywolewski mówił, że oskarżona organizatorka wypoczynku dzieci - poprzez podpisanie stosownej umowy - wzięła na siebie obowiązek opieki nad ośmioletnią uczestniczką turnusu.
- I od momentu przejęcia tej odpowiedzialności, rozpoczęcia pobytu małoletniej na terenie ośrodka, to ona była gwarantem tego, aby czuwać nad bezpieczeństwem małoletniej, troszczyć się o jej dobro - podkreślał sędzia.
Zwracał uwagę, że chodziło o dziecko, które - ze względu na wiek - nie było w stanie samo się o siebie zatroszczyć.
Wcześniej nie było sygnałów, aby zwierzę było agresywne
Sędzia Żywolewski mówił, że w okolicznościach, które miały miejsce, chodziło przede wszystkim o stworzenie warunków uniemożliwiających samodzielne poruszanie się dzieci po posesji, na której był duży pies, jak się okazało groźny, biegający luzem i bez kagańca.
- Organizatorka obozu miała obowiązek dbania i zabezpieczenia osób małoletnich, w tym pokrzywdzonej, aby nie mogła ona opuścić tego budynku, a jeżeli już go opuściła, to aby teren, na którym się porusza, był terenem bezpiecznym. Aby tak było, mogła bez żadnych przeszkód tego psa zabezpieczyć - dodał.
Czytaj też: Jak się zachować w razie ataku agresywnego psa?
Przyznał, że wcześniej nie było sygnałów, by zwierzę było agresywne, a dziewczynka je znała, nie miała więc obaw, by podejść. Ale podkreślał, że organizatorka obozu miała obowiązek dbać o bezpieczeństwo na posesji, w tym zabezpieczyć zwierzęta, które potencjalnie mogą być niebezpieczne.
Odnosząc się do wyroku sędzia Żywolewski mówił, że słusznym było w tej sprawie warunkowe umorzenie postępowania karnego, gdy weźmie się pod uwagę stopień społecznej szkodliwości czynu czy stopień winy oskarżonej.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock