Zegar w Bramie Wielkiej Pałacu Branickich w Białymstoku zaczął pokazywać czas w 1758 roku. Od tego czasu działa - z przerwami - choć nieraz zdarza mu się spóźnić lub spieszyć. Powstał, by symbolizować władzę hetmana Jana Klemensa Branickiego nawet nad czasem. Dziś jest jednym z najstarszych, wciąż działających zegarów wieżowych w kraju.
- Brama, która otwiera dziś wjazd na dziedziniec wstępny, stała pierwotnie bliżej pałacowej fasady - w miejscu, gdzie obecnie znajdują się rzeźby Herkulesów, na ogrodzeniu przed dziedzińcem paradnym. Po tym, jak w latach trzydziestych XVIII wieku, w ramach prac związanych z gruntowną przebudową pałacu i jego okolic, założono dziedziniec wstępny, brama zyskała dzisiejszą lokalizację. Przesunięto ją w 1758 roku. Wtedy też pierwotny zegar zastąpiono tym, który działa do dziś - mówi ks. dr Jan Nieciecki, znawca dziejów białostockiego Pałacu Branickich.
Podobno hetman Jan Klemens Branicki zamówił zegar w Szwajcarii, natomiast projekt bramy naszkicował w 1726 roku sam król August II Mocny, który w drodze powrotnej z sejmu w Grodnie przyjechał ze swoją świtą do pałacu i skorzystał z pomocy medyków. Król cierpiał na gangrenę palca u stopy. Jako że w Białymstoku przeprowadzono udaną amputację, August II przebywał w pałacu podczas rekonwalescencji i właśnie w królewskim łożu miał powstać projekt bramy.
Historyk: w legendzie o królu jako projektancie bramy może być ziarnko prawdy
- O ile nie znalazłem dotąd w źródłach potwierdzenia, że zegar faktycznie został sprowadzony konkretnie ze Szwajcarii, to pobyt króla w Pałacu Branickich w 1726 roku, a konkretnie przez niemal pół roku na przełomie 1726 i 1727, jest faktem. Tyle, że brama była budowana w latach 1725-26 właśnie w związku z przyjazdem króla i prace ukończono jeszcze zanim August II przekroczył próg pałacu. Tak wynika z listów pierwszej żony Jan Klemensa Branickiego - Katarzyny Barbary Radziwiłłówny. Pisała do swojej matki, że wybudowano już bramę na przyjazd króla, sprowadzając wcześniej dzwony zegarowe - opowiada historyk.
Dodaje, że w legendzie o królu jako projektancie bramy jest być może jakieś ziarnko prawdy. - Może August II, widząc bramę, zaproponował Branickiemu jakieś przeróbki własnego autorstwa? Trudno dziś wyrokować - zaznacza.
Podobno hetman kazał przesunąć bramę, żeby zaskoczyć ambasadora z Francji
Faktem jest natomiast, że brama powstała jako swego rodzaju łuk triumfalny, zwieńczony rzeźbą gryfa, czyli herbem rodowym Branickich. Zegar na wieży bramnej był z jednej strony symbolem prestiżu, a z drugiej tego, że hetman panuje nawet nad - pędzącym nieubłaganie - czasem.
- Natomiast jeśli chodzi o legendy związane z pałacową bramą, to są jeszcze dwie. Pierwsza dotyczy wizyty, jaką w 1758 roku na dworze hetmana złożył bliżej nieznany francuski dyplomata. Branicki wyprawił go na kilka dni do swojej letniej rezydencji w Choroszczy, a sam zlecił przeniesienie bramy w miejsce, gdzie stoi do dziś. Gdy francuski ambasador wrócił z Choroszczy, przecierał ponoć oczy ze zdumienia, bo gdy wyjeżdżał, brama stała przecież w innym miejscu. Historię tę, jako anegdotę, opisał na początku XIX wieku Franciszek Biłgorajski, podlaski szlachcic, który przebywał w dzieciństwie w Białymstoku - uśmiecha się ks. Nieciecki.
Druga legenda wiąże się zaś z carem Aleksandrem I i można ją znaleźć w wielu wspomnieniach, które zachowały się z tego okresu.
- Podobno car - stojąc na balkoniku przy zegarze - pozdrawiał z bramy defiladę wojsk rosyjskich wracających z Francji po zwycięstwie nad Napoleonem - mówi historyk.
Brama przetrwała wieki, zegar się czasem spieszy albo spóźnia
Brama przetrwała kolejne wieki. Uniknęła nawet - w przeciwieństwie do pałacu - zniszczeń w czasie II wojny światowej. Przetrwał też zegar, który znany jest też z tego, że zdarza mu się kilka minut spóźniać lub spieszyć.
- Powiedziałem kiedyś, że wedle tego zegara można się umówić z dziewczyną, bo jak kocha, to poczeka, ale jeśli ktoś chce zdążyć na autobus, to niech lepiej nie ryzykuje, bo ten czekać nie będzie - przyznaje Witalis Puczyński, który od grudnia 1999 roku jest konserwatorem zegara.
Nie ma tu mowy o sterowaniu elektronicznym
Powodem kaprysów zabytkowego czasomierza jest to, że mechanizm reaguje na gwałtowne zmiany temperatur.
- Nie ma tu mowy o sterowaniu elektronicznym czy innych nowinkach. Zegar ma w około 90 procentach oryginalne elementy. Niech świadczy o tym fakt, że poszczególne części łączone są za pomocą klinów, bo w XVIII wieku nie stosowano jeszcze w mechanizmach zegarowych połączeń śrubowych - opowiada konserwator.
Metalowe gongi z czasów I wojny światowej
Oczywiście niektóre elementy oryginalnego mechanizmu trzeba było wymienić.
- Sznur konopny, który miał swoją ograniczoną żywotność, został zastąpiony przez metalowe liny. Nie ma też XVIII-wiecznych spiżowych dzwonów, które najprawdopodobniej zabrali podczas I wojny światowej niemieccy żołnierze. Tak działo się zresztą w wielu miejscach na ziemiach polskich. Dzwony były później przetapiane. Robiło się z nich łuski do pocisków - tłumaczy Puczyński.
Dodaje, że choć żołnierze zarekwirowali dzwony, to wszystko wskazuje na to, że w ich miejsce zamontowali stalowe gongi, które do dziś są elementem mechanizmu.
- Oznaczone są nazwą i znakiem niemieckiej manufaktury, w której je wykonano. Jeden ma wyższy dźwięk i wybija kwadranse. Drugi ma niższy dźwięk i odpowiedzialny jest za godziny. Trzeba też pamiętać, że w XVIII wieku nie znano jeszcze systemu 24-godzinnego. Nie było więc godziny 17, ale piąta po południu. Kiedy więc słyszymy cztery wysokie gongi kwadransowe, wybijające pełną godzinę (jeden gong oznacza kwadrans po danej godzinie, dwa - dwa kwadranse, trzy - trzy kwadranse, a cztery - pełną godzinę - red.), a później pięć niskich gongów godzinowych, oznacza to że jest godzina 17 - wyjaśnia nasz rozmówca.
Na jednym z cyferblatów są ślady po pociskach
Zegar składa się z trzech mechanizmów, połączonych dźwigniami. Na bramie widzimy cztery - skierowane na cztery strony świata - cyferblaty. Każda z tarcz wykonana jest z dębowych desek, obitych blachami miedzianymi. Blachy pomalowana są na biało i widnieją na nich cyfry.
- W 1999 roku - gdy cała brama przechodziła gruntowną renowację, a ja robiłem inwentaryzację mechanizmu zegarowego - zauważyłem na jednym z cyferblatów ślady po pociskach. Sądzę, że pochodzą one z czasów II wojny światowej - opisuje konserwator zegara.
ZOBACZ W TVN24 GO: Bije już 500 lat. "Mówiono, że jeżeli Zygmunt zagra, to słychać go aż do Wielkanocy"
Trzeba go nakręcać raz na dwie doby
Gdy pytamy, czy prawdą jest, że zegar został sprowadzony ze Szwajcarii, podobnie jak ks. dr Jan Nieciecki odpowiada, że nie wiemy tego na pewno. - Zachował się jedynie zapis, z którego wynika, że hetman Branicki poprosił swoich ludzi o sprowadzenie dobrego zegara. Ten, który był zamontowany na bramie jeszcze w pierwotnej lokalizacji, widocznie już się nie sprawdzał - mówi Witalis Puczyński.
Dodaje, że zegar musi być nakręcany raz na dwie doby.
- W sezonie turystycznym robią to osoby pracujące w mieszczącym się w bramie punkcie turystycznym. A poza sezonem - strażnicy miejscy. Myślę, że zegar będzie nam służył jeszcze przez kolejne wieki. Obecnie jest jednym z najstarszych i wciąż działających zegarów wieżowych w Polsce - zaznacza konserwator.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Mikulicz