Na terenie ogródków działkowych w okolicach ulicy Kleeberga w Białymstoku zadomowił się łoś. Zwierzę już kilka razy przeskakiwało przez ogrodzenie i - jak mówią działkowcy - powodowało szkody, m.in. niszcząc drzewka. Przedstawiciel firmy, która na zlecenie miasta odławia dzikie zwierzęta radzi działkowcom, co powinni zrobić. Jednak prezes ogródków podkreśla, że na takie rozwiązanie nie ma pieniędzy.
- Co prawda na razie nic nikomu się nie stało, ale to przecież dzikie zwierzę, które w razie, gdy poczuje się zagrożone, może zaatakować. A na terenie ogródków chodzą też dzieci - mówi Roman Cukier, prezes Rodzinnych Ogródków Działkowych "Fasty" w Białymstoku
Działki zlokalizowane są na obrzeżach miasta, w okolicach ulicy Kleeberga i Narodowych Sił Zbrojnych. Od kilku miesięcy pojawia się tam łoś.
- Po raz pierwszy był widziany w grudniu. Później w styczniu. Przez jakiś czas była przerwa, a teraz znów wrócił - zaznacza prezes.
Jak podkreśla, zwierzę powoduje zniszczenia. - Przede wszystkim chodzi o drzewka. Obgryza korę, łamie gałęzie. Wzywaliśmy straż miejską, która owszem do nas przyjeżdżała, ale nic z tego nie wynikało - mówi.
Strażnicy miejscy zauważyli dziurę w ogrodzeniu
Krzysztof Tyszka, rzecznik białostockiej straży miejskiej mówi, że strażnicy dostali od działkowców trzy zgłoszenia w tej sprawie - 4 i 5 stycznia oraz 24 marca.
- Za pierwszym razem, gdy przybyliśmy na miejsce, łosia nie było. Widzieliśmy go za to podczas drugiej i trzeciej interwencji. Zabezpieczyliśmy teren i zgłosiliśmy sprawę spółce, która na zlecenie miasta zajmuje się specjalistycznym odłowem dzikich zwierząt. Poinformowaliśmy też działkowców, aby nie próbowali płoszyć łosia, bo ten mógłby wtedy wyrządzić komuś krzywdę - zaznacza.
Dodaje, że podczas styczniowej interwencji strażnicy zauważyli dziurę w ogrodzeniu, przez którą zwierzę mogło wejść na teren ogródków.
- Prezes zobowiązał się naprawić ogrodzenie. Pod koniec marca jeszcze raz, już z własnej inicjatywy, pojawiliśmy się na terenie ogródków. Łosia wtedy nie zauważyliśmy - relacjonuje Tyszka.
Prezes ogródków: potrafi bez żadnego problemu przeskoczyć przez ogrodzenie
Cukier twierdzi, że ogrodzenie zostało naprawione, jednak według niego to nie tamtędy łoś wchodził na działki.
- Potrafi bez żadnego problemu przeskoczyć przez nasze 1,7-metrowe ogrodzenie. Najlepiej byłoby go na kilka godzin uśpić i wywieźć gdzieś w głąb lasu. Nie łudzę się jednak, że ktoś to zrobi, bo to bardzo skomplikowana operacja, a łoś swoje waży - mówi prezes ogródków działkowych.
Średnio 10 zgłoszeń rocznie z terenu całego miasta
Dariusz Krasowski, współwłaściciel firmy, która na zlecenie miasta zajmuje się odłowem dzikich zwierząt, mówi, że praktyka wywożenia zwierzęcia stosowana jest tylko w przypadkach, gdy nie jest ono w stanie samo wyjść z miejsca, w które się dostało.
- W tym przypadku tak nie jest, bo łoś tak jak sam wszedł na teren ogródków, tak sam wyszedł. Zresztą nie jest to zasadne również z tego względu, że zwierzę i tak wróci na miejsce, z którego zostało wywiezione. Mieliśmy już takie przykłady - podkreśla.
Dodaje, że zgłoszeń o chodzących po Białymstoku łosiach mają średnio 10 rocznie.
- Przyjmowaliśmy zgłoszenia między innymi z terenu ogródków działkowych przy ulicy Ciołkowskiego czy też 42. Pułku Piechoty. Trzeba pamiętać, że na terenie województwa podlaskiego bytuje jedna trzecia całej polskiej populacji łosia. Na tysiąc hektarów występuje średnio 30 kilka osobników. To bardzo dużo - mówi Krasowski.
Podwyższenie ogrodzenia lub czerwone chorągiewki
Podkreśla też, że zgodnie z przepisami właściciel posesji powinien tak ją zabezpieczyć, aby żadne dzikie zwierzę się na nią nie dostało.
- Najlepiej byłoby podnieść ogrodzenie lub przynajmniej powiesić na nim fladry, czyli, przywiązane sznurkami, czerwone chorągiewki. Łoś się ich obawia, gdy łopoczą na wietrze i nie przekracza wyznaczonej przez nie linii. Mówiłem to władzom ogródków. Jeśli tego nie zrobią, zwierzę nadal będzie tam przychodziło. Szczególnie zimą, gdy w lasach brakuje pożywienia. Zaraz gdy się ociepli, łoś pójdzie pewnie na bagna - uważa nasz rozmówca.
Dodaje, żeby w żadnym wypadku nie próbować zwierzęcia odganiać czy też go straszyć. - Wtedy może zaatakować. W innych przypadkach tego nie zrobi - podkreśla.
Prezes działkowców mówi o kosztach
Prezes ogródków mówi nam, że nie takiego rozwiązania problemu oczekuje.
- Nie mamy pieniędzy ani na postawienie wyższego ogrodzenia, ani na powieszenie fladr - zaznacza. I dodaje, że ogródki mają sześć hektarów powierzchni. - Trzeba byłoby więc założyć bardzo dużo chorągiewek, a to kosztuje - podkreśla.
A może przekonać działkowców, żeby każdy powiesił fladry we własnym zakresie? - dopytujemy. - Myślę, że z tego też nic by nie wyszło, bo nie każdy by to zrobił - uważa prezes ogródków działkowych.
Łosie nie są w Polsce pod ochroną, ale od 2001 roku obowiązuje moratorium, które wprowadza całkowity zakaz polowań na te zwierzęta.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Anna Łuckiewicz