Ponad cztery lata temu właściciel zakładu wulkanizacyjnego z Suwałk (Podlaskie) przekazał lokalnej fundacji 82 zużyte opony, które miały posłużyć do stworzenia proekologicznego ogrodu. W grudniu 2021 roku okazało się, że ma zapłacić karę - ponad milion złotych z odsetkami, bo urzędnicy uznali opony za odpady. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku właśnie ich decyzję uchylił. To jednak nie kończy sprawy.
Urząd Marszałkowski w Białymstoku i ewentualnie Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Białymstoku będą jeszcze raz zbadać okoliczności tej sprawy. Bo to ich decyzje Wojewódzki Sąd Administracyjny w środę (12 października) uchylił. Uwzględniając tym samym skargę przedsiębiorcy.
Wyrok zapadł w trzyosobowym składzie orzekającym, ale przy zdaniu odrębnym jednego z sędziów. Nie jest prawomocny. Przysługuje od niego skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Przekazał opony
Chodzi o sprawę Sławomira Jakubowskiego, który od 38 lat prowadzi w Suwałkach niewielki zakład wulkanizacyjny. Wszystko zaczęło się w styczniu 2018 roku kiedy zgłosił się do niego prezes Fundacji Dziedzictwo Suwalszczyzny ze Starego Folwarku koło Wigier, który spytał czy mogę mu przekazać niepotrzebne opony. Miały posłużyć do budowy proekologicznego, permakulturowego ogrodu (takiego, w którym ingerencja człowieka ograniczona jest do minimum). A konkretnie do wzmocnienia - zniszczonych przez bobry - nabrzeży stawu.
Pan Sławomir się zgodził i po podpisaniu umowy darowizny przywiózł do Starego Folwarku 76 opon ciężarowych oraz sześć osobowych.
Uznali, że to odpady
Miesiąc później na teren ten weszli kontrolerzy z suwalskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, którzy uznali, że leżące na działce opony (nie były jeszcze wtedy wkopane w ziemię) to odpady.
Sławomir Jakubowski dostał 300 złotych mandatu za przekazanie opon firmie, która nie posiada zezwolenia na zbieranie lub przetwarzanie odpadów. Fundacja dostała tysiąc złotych kary administracyjnej. Za brak wspomnianego zezwolenia.
Wójt musiał nakazać usunięcie opon
Fundacja nie chciała jednak odstąpić od pomysłu stworzenia ogrodu. W lipcu 2019 roku - powiadomiony o sprawie - wójt gminy Suwałki wydał decyzję potwierdzającą, że zgromadzone na nieruchomości opony zostały zebrane w celu modernizacji terenu zdewastowanego przez bobry, a więc nie są odpadami. WIOŚ zaskarżył jednak tę decyzję do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które przyznało rację wójtowi.
Kilka miesięcy później, po tym jak WIOŚ odwołał się od tego rozstrzygnięcia, postępowanie zostało wznowione i SKO ostatecznie uchyliło decyzję wójta. Ten w październiku 2020 roku musiał więc nakazać fundacji usunięcie opon, które do tego czasu zostały wkopane w nabrzeże stawu.
28 grudnia 2020 roku, mieszcząc się w terminie wyznaczonym przez wójta, właściciel działki wydobył koparką opony i przekazał je wulkanizatorowi. Ten oddał je do firmy zajmującej się utylizacją.
Ponad milion złotych opłaty podwyższonej
Pan Sławomir sądził, że na tym sprawa się zakończył. W sierpniu 2021 roku dostał jednak zawiadomienie z urzędu marszałkowskiego o tym, że wszczęte zostało postępowanie w sprawie magazynowania odpadów na działce leżącej w otulinie Wigierskiego Parku Narodowego. W grudniu listonosz przyniósł wulkanizatorowi pismo, z którego wynikało że ma zapłacić 1 128 604 złotych plus odsetki tzw. opłaty podwyższonej. Uzależnionej przede wszystkim od liczby dni, gdy opony leżały na działce.
Czytaj też: Komornik pomagał ludziom. Został ukarany
- Byłem w szoku. Żaden z kontrolerów WIOŚ nie powiedział mi w 2018 roku, że grozi mi kara jeszcze z jakiejś innej instytucji – mówił na początku października w rozmowie z tvn24.pl.
Od razu złożył do SKO skargę na decyzję urzędu marszałkowskiego. Jako że SKO utrzymało decyzję w mocy, sprawa trafiła do sądu.
Pełnomocnik przedsiębiorcy mówił o rażącym naruszeniu prawa
Do sprawy w charakterze uczestnika postępowania, jeszcze na etapie rozpoznawania jej przez SKO, przystąpił Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców. Przystąpił też do postępowania przed WSA w Białymstoku. Na rozprawę nie stawił się przedstawiciel SKO.
Pełnomocnik przedsiębiorcy mecenas Daniel Lisowski, domagał się uchylenia decyzji SKO i decyzji urzędu marszałkowskiego lub ich unieważnienia z uwagi na - w jego ocenie - rażące naruszenie prawa.
- Ta sprawa jest doskonałym przykładem, jak źle zastosowane prawo może oddziaływać negatywnie na człowieka, na przedsiębiorcę i jak może go zniszczyć - mówił w swoim wystąpieniu.
Powiedział, że przy podejmowaniu decyzji nie wzięto pod uwagę okoliczności przekazania opon, celu tego działania i nie zastosowano właściwych przepisów. Mówił, że wyliczona kara oznacza bankructwo firmy i kłopoty finansowe rodziny prowadzącej ten biznes.
"To był odzysk, a nie składowanie"
Przywoływał orzeczenie NSA, z którego wynika, że użycie odpadów dla celów rekultywacji byłoby ich odzyskiem, a nie składowaniem.
- Analogicznie w niniejszej sprawie - użycie opon do celów budowy ogrodu byłoby odzyskiem, a nie składowaniem, więc z tego tytułu nie mogą być ponoszone opłaty podwyższone - mówił radca.
Zarówno on, jak i pełnomocnik urzędu Rzecznika MŚP zwracali uwagę, że organy administracyjne przez długi czas wydawały decyzję o opłacie podwyższonej.
- Kara wynika przede wszystkim z tego, ile dni opony były na danym terenie - mówił.
Podkreślał, że sąd spełnia rolę "bezpiecznika", by nie były wydawane decyzje naruszające przepisy prawa i krzywdzące obywatela.
Rodzina i pracownicy poszliby na bruk
Sam Sławomir Jakubowski mówił, że opony przekazał w dobrej wierze, licząc, że wspiera pomysł proekologiczny.
Czytaj też: Z ogłoszenia dowiedziała się, że komornik wystawił na licytację jej działki, chociaż nie ma żadnego długu
- To były bagienne tereny, które do niczego nie służyły, po przygotowaniu można byłoby je wykorzystać. A skończyło się widzimy jak. Jest to dla nas straszną porażką. Jeśli przyszłoby nam zapłacić tę karę, to my i pracownicy idziemy na bruk - mówił w imieniu rodziny.
Sąd: to samo zdarzenie oceniane raz tak, a raz inaczej
WSA decyzje uchylił. SKO ma też zapłacić przedsiębiorcy ponad 22 tys. zł kosztów sądowych. Sędzia Dariusz Zalewski mówił, że zarówno urząd marszałkowski, jak i SKO nie odpowiedziały na podstawowe pytania: co się rzeczywiście stało, kto za ten stan odpowiada i za co ma być nałożona sankcja.
- W państwie prawa taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że to samo zdarzenie jest raz oceniane przez te same organy w sposób inny, niż pierwotnie miało to miejsce - powiedział sędzia.
Chodziło o to, że inaczej - przy tym samym stanie faktycznym - ocenione było działanie przedsiębiorcy, a inaczej fundacji, której przekazał on opony.
Sąd o decyzji napisanej w "sposób wręcz niechlujny"
Sąd administracyjny zarzucił też SKO, że w swojej decyzji kolegium nie wyjaśniło, dlaczego wydało taką a nie inną decyzję i nie odniosło się do zarzutów skarżących.
Sędzia Zalewski mówił, że to decyzja napisana "w sposób bardzo pobieżny, wręcz niechlujny, która nie odpowiada na argumenty strony skarżącej (...), nie przekonuje tej strony, że jednak organ ma rację".
- Sąd oczekuje, że ponownie tę sprawę oceniając, organ uporządkuje niejako stan tej sprawy, jednoznacznie ją oceni - dodał.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24