W sierpniu 2001 roku 30-letnia pielęgniarka Agnieszka D. została na osiedlu Sienkiewicza zaatakowana i brutalnie zgwałcona. Po kilku miesiącach zmarła w szpitalu na skutek odniesionych obrażeń. Oskarżony 45-letni Mariusz P. usłyszał właśnie prawomocny wyrok. Spędzi w więzieniu 25 lat. Sąd nie zgodził się na dożywocie, czego żądała prokuratura.
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zapadł prawomocny wyrok wobec 45-letniego Mariusza P., który był oskarżony o zgwałcenie i zabójstwo 30-letniej kobiety. W pierwszej instancji mężczyzna został skazany na 25 lat pozbawienia wolności.
Obrona chciała zmiany kwalifikacji prawnej czynu oraz kary łagodniejszej, kwestionując zarzut zabójstwa. Prokuratura karę 25 lat więzienia uważała zaś za rażąco łagodną i domagała się dożywocia.
W poniedziałek (29 maja) Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji, uznając apelacje obu stron za bezzasadne. Wyrok jest tym samym prawomocny.
Zgodnie z rozstrzygnięciem o przedterminowe warunkowe zwolnienie skazany będzie mógł ubiegać się po 20 latach odbycia kary. Ma on też zapłacić po 150 tys. zł ojcu i matce zamordowanej kobiety w formie częściowego zadośćuczynienia. Rodzina chciała 500 tys. zł.
Prokuratura: ciężka praca śledczych i współczesne możliwości techniczne
Agnieszka Kalisz-Kapelko z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku po wyjściu z sali rozpraw podkreśliła, że zbrodnia doskonała nie istnieje.
- Ta sprawa wydaje się być przykładem, że nie ma zbrodni bez kary - wskazywała.
Dodała, że do skazania by nie doszło, gdyby nie ciężka praca śledczych i współczesne możliwości techniczne. - Po zdarzeniu zostały zabezpieczone ślady biologiczne. Zostało wyizolowane DNA sprawcy. Tak jak dziś powiedział sąd - sprawcę mieliśmy, nie wiedzieliśmy tylko, jak się nazywa - stwierdziła.
Atak kilkanaście metrów od domu
Do zbrodni doszło w sierpniowy wieczór 2001 roku na osiedlu Sienkiewicza w Białymstoku. Ofiarą była 30-letnia Agnieszka D., pielęgniarka pracująca w dziecięcym szpitalu klinicznym.
Kobieta została zaatakowana i brutalnie zgwałcona kilkanaście metrów od swojego bloku tuż po tym, jak odprowadziła kuzynkę na przystanek autobusowy przy alei Piłsudskiego.
Prokuratura: zaatakował, zgwałcił, a później okradł
Jak informowała wcześniej prokuratura, z zebranych w śledztwie dowodów wynika, że napastnik zaatakował kobietę od tyłu, zasłonił jej usta i nos, a potem ją dusił.
- Tak doszło do poważnego niedotlenienia mózgu, a po pół roku w śpiączce - do zgonu - wskazywali śledczy.
Gdy ofiara straciła przytomność, została zgwałcona. Napastnik zabrał jej też biżuterię - srebrny łańcuszek z krzyżykiem.
Ponad 20 lat temu śledztwo umorzono. Później sprawą zajęło się Archiwum X
W 2001 roku nie udało się ustalić sprawcy, stąd też po roku od zbrodni postępowanie prokuratorskie zostało umorzone. W 2020 roku do sprawy wrócili policjanci zajmujący się trudnymi, nierozwikłanymi dotąd sprawami kryminalnymi z tzw. Archiwum X oraz Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
W czerwcu 2021 roku podlaska policja poinformowała, że podejrzewany o tę zbrodnię został zatrzymany w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że przez kilkanaście lat mieszkał w pobliżu Manchesteru z żoną i trójką dzieci. Polskim organom ścigania został przekazany pod koniec lutego zeszłego roku. Wtedy też usłyszał zarzuty gwałtu, zabójstwa i rozboju. Zarówno w śledztwie, jak i przed sądem mężczyzna nie przyznał się do winy. Nie chciał też składać wyjaśnień. Brał udział tylko w pierwszej rozprawie, 11 stycznia 2022 roku nie było go podczas wygłaszania mów końcowych.
Mieli "odcisk genetyczny", ale nie mieli personaliów
Prokurator Agnieszka Kalisz-Kapelko mówiła, że w 2001 roku śledczy mieli "odcisk genetyczny" sprawcy, ale nie mogli ustalić jego personaliów. Przez lata wykonano dziesiątki badań porównawczych, ale bez sukcesu.
Udało się dopiero w 2021 roku, kiedy śledczy otrzymali informację, że wymiana danych z baz Interpolu wskazuje na DNA konkretnego mężczyzny notowanego w Wielkiej Brytanii, który w sierpniu 2001 roku był zameldowany w Białymstoku, a gdy doszło do zbrodni, miał przerwę w odbywaniu kary więzienia.
Czytaj też: Tajemnica zabójstwa rozwikłana po 14 latach. Zabił młody kochanek, żona ofiary miała pomagać
- Oskarżony nie mówi nic, ale mówią obiektywne dowody tej zbrodni - opinie sądowo-medyczne, opinie genetyczne - podkreślała Kalisz-Kapelko.
Prokuratura wnioskowała o dożywocie. - Najwyższy stopień społecznej szkodliwości czynu, zabójstwo całkowicie przypadkowej osoby, która nie sprowokowała sprawcy, bezpośredni zamiar, bardzo niskie pobudki działania, dyssocjalna osobowość - wymieniała prokurator okoliczności obciążające.
Łagodzących nie znalazła. - Przez 20 lat oskarżony żył sobie spokojnie, prowadząc niczym niezmącony tryb życia. Jakby nic się nie stało - mówiła.
Obrońca: potencjalny sprawca chciał jedynie obezwładnić ofiarę, by dokonać gwałtu
Obrona chciała uniewinnienia. Mecenas Andrzej Charkiewicz - w trakcie procesu przed sądem pierwszej instancji - mówił o potencjalnym sprawcy zbrodni, a nie o swoim kliencie, bo ten nie przyznał się do winy.
W ocenie mecenasa w sprawie był szereg wątpliwości, dotyczących przede wszystkim zamiaru działania potencjalnego sprawcy i jego motywu. Charkiewicz ocenił, że nie można mówić nawet o zamiarze ewentualnym zabójstwa, a potencjalny sprawca chciał jedynie obezwładnić ofiarę, by dokonać gwałtu.
- Z całą pewnością tenże sprawca czynu zabronionego nie przewidywał swoimi działaniami skutku w postaci pozbawienia życia - podkreślał mecenas.
Mówił o możliwej innej kwalifikacji prawnej - nieumyślnym spowodowaniu śmierci lub spowodowaniu obrażeń, które śmiercią skutkowały, ale - jak zaznaczył - "to wymaga głębszej analizy".
Kwestionował też zarzut kradzieży biżuterii i przypominał, że - na wypadek, gdyby sąd uznał winę jego klienta - do zbrodni doszło ponad 20 lat temu.
- Czy my dziś będziemy osądzali takiego samego człowieka, który wtedy popełnił tenże czyn zabroniony? Uważam, że dziś jest to człowiek zupełnie inny, który ma inne wartości - stwierdził.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Podlaska Policja