Propozycja nowych regulacji dzieli środowisko aptekarskie. - Natychmiast stanie się wytrychem dla zagranicznych przedsiębiorców do omijania przepisów - uważa prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków. Ma obawy, że to nie pacjenci na tym skorzystają.
Propozycja uproszczenia procedury przenoszenia aptek do nowego lokalu padła podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Regulacji Rynku Aptecznego i Produktów Leczniczych. Przedstawił ją poseł Jerzy Meysztowicz. Chodzi o to, by podmiot prowadzący aptekę nie musiał występować o nowe zezwolenie w sytuacji, gdy z różnych przyczyn musi zamknąć punkt, w którym działał dotychczas i chce otworzyć aptekę w nowym miejscu. Taką przyczyną mogłaby być na przykład utrata rentowności w obliczu podniesienia czynszu przez właściciela dzierżawionego lokalu.
Pacjent chce mieć aptekę blisko
- Jesteśmy jak najbardziej za. To dobry mechanizm, który zapobiegnie patologiom. Zgadzam się z tym, że powinien być bezpiecznik, który sprawi, ze nie będzie sobie można dowolnie przenosić lokalu aptecznego i w nieskończoność używać tego jako wyłomu - powiedział podczas posiedzenia zespołu Mariusz Kisiel, prezes Związku Aptek Franczyzowych.
W obecnych realiach prawnych przeniesienie apteki do nowego lokalu wymaga uzyskania nowego zezwolenia i spełnienia ustalonych warunków, dotyczących ograniczeń co do liczby prowadzonych przez jeden podmiot aptek (tak by nie dochodziło do monopolizacji rynku), a także wymagań geograficznych i demograficznych, które mają zapobiegać nadmiernej koncentracji aptek na danym obszarze.
Dużo bardziej ostrożnie niż przedstawiciele aptek franczyzowych do tematu proponowanej zmiany podchodzi Marek Tomków, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
- Gdybyśmy przyjęli, że jest to szczególny przypadek, to można się zastanawiać. Ale pamiętajmy, że to natychmiast stanie się wytrychem, żeby tworzyć fikcyjne umowy, a potem fikcyjnie je wypowiadać i korzystać z przepisu o szczególnych okolicznościach, by lokować apteki w tych miejscach, w których jest to najbardziej korzystne, ale nie dla pacjenta, tylko dla właściciela apteki. Pacjent nie jest zainteresowany tym, żeby mieć pięć aptek wokół jednej przychodni, tylko żeby mieć aptekę blisko siebie. Taki przepis stanowiłby wytrych do tego, żeby przenosić apteki z miejsc takich jak osiedla do centrów miast - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Marek Tomków.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Uproszczenie stanie się wytrychem?
Uszczelnienie przepisów dotyczących warunków otwierania aptek zostało wprowadzone na mocy przyjętej w 2017 roku ustawy Apteka dla Aptekarza (AdA). To w niej znalazły się zapisy, dotyczące chociażby tego, kto może być właścicielem apteki. Zgodnie z AdA ma to być wyłącznie farmaceuta. Wcześniej właścicielem mógł być każdy, pod warunkiem zatrudniania odpowiedniego personelu. Nowe przepisy ograniczyły też do czterech liczbę aptek, które mogą być prowadzone przez jeden podmiot.
Przepisy były jednak i są nadal często obchodzone. Głośno komentowanym zjawiskiem jest sytuacja, gdy firmy z zagranicznym kapitałem przejmują apteki wraz z zezwoleniami i robią to na mocy prawa o spółkach handlowych, lecz z pominięciem prawa farmaceutycznego. Marek Tomków obawia się, że uproszczenie prawa związanego z przenoszeniem aptek do nowych lokalizacji doprowadzi do kolejnych patologii.
- Nie chcielibyśmy stworzyć sytuacji, w której bardzo duże firmy otworzą sobie jedną aptekę w Bieszczadach i codziennie ktoś im będzie wypowiadał umowę, a one na mocy takiego prawa będą się przenosić do centrum Krakowa czy do Warszawy - mówi Tomków.
Czy Kajmany martwią się o Perlejewo?
Podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Regulacji Rynku Aptecznego i Produktów Leczniczych pojawił się też wątek tzw. białych plam na mapie aptek.
- W ponad 500 polskich gminach nie ma aptek. To tragiczne dane. Ludzie muszą jeździć po 30 kilometrów, żeby wykupić leki. Tak być nie powinno. Te 500 gmin to około 3 milionów osób - powiedział w Sejmie Krzysztof Podgórski ze Stowarzyszenia Rzeczników Konsumentów.
Chodzi o zaprezentowany podczas kwietniowego Forum Dystrybucji Farmaceutycznej raport IQVIA. Również w tym kontekście Marek Tomków wyraża duże wątpliwości. Jak mówi, z danych przekazanych przez Główny Inspektorat Farmaceutyczny wynika, że w Polsce jest 329 gmin, które nie mają apteki, ale w 323 nigdy jej nie było, bo byłoby to zwyczajnie nieopłacalne.
- Opowieści o białych plamach i milionach Polaków, którzy nie mają dostępu do apteki, są po prostu bzdurą. Wiązanie tego z jakąkolwiek regulacją też kompletnie nie ma sensu. Jeżeli mówimy o gminie, w której jest 200 mieszkańców, to trudno myśleć o tym, że będzie tam działała pełnozakresowa apteka, skoro nawet punkty apteczne nie mogą się utrzymać. Przytaczane dane mają jedynie wywołać pewien efekt, czyli zmianę ustawy. Walczą o to największe sieci aptek, a nie wierzę w to, że amerykański koncern z siedzibą na Kajmanach naprawdę martwi się dzisiaj na przykład o wioskę Perlejewo - mówi prezes NRA.
Jak dodaje, z problemem nierównego dostępu do aptek rzeczywiście należy walczyć, ale nie poprzez rozszczelnianie prawa w sposób, który umożliwi tworzenie się patologii.
- Przygotowaliśmy propozycję zmian, które należy wprowadzić, żeby faktycznie w małych gminach otwierały się apteki. To jest na przykład obniżenie opłaty, zrównanie kwestii podatkowych z ośrodkami zdrowia czy umożliwienie otwierania tych aptek bez izby recepturowej. Dzisiaj samo zezwolenie kosztuje ponad dwadzieścia tysięcy złotych, więc jest to istotna bariera wejścia na rynek - wskazuje Marek Tomków.
Autorka/Autor: Piotr Wójcik/lulu
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock