Te problemy dotykają nawet co trzeciej kobiety. "Wycofują się z życia, są stygmatyzowane"

shutterstock_2486112749
Profesor Ewa Barcz o życiu pacjentek z problemami uroginekologicznymi
Nietrzymanie moczu, stolca czy gazów, brudzenie bielizny po wypróżnieniu, wypadanie narządów dna miednicy, ale też częstsze złamania - to tylko niektóre objawy i skutki problemów natury uroginekologicznej. Kobiet, które się z nimi zmagają, może być nawet ponad 6 milionów. Nie mogą liczyć na wsparcie systemowe - lekarzy wyspecjalizowanych w tym, by im pomóc, jest za mało. Nie ma też ośrodków referencyjnych. Eksperci mówią o pilnej potrzebie zmian.
Kluczowe fakty:
  • Uroginekologia nie funkcjonuje w polskim systemie ochrony zdrowia jako osobna specjalizacja. Ekspertów zajmujących się takimi pacjentkami jest niewielu, a rzeczywiste potrzeby mogą być ogromne - problem dotyczy nawet 30 procent kobiet.
  • Pacjentki mierzą się z szeregiem niezwykle uciążliwych objawów. Brak odpowiedniej opieki skutkuje powstawaniem powikłań, koniecznością wielokrotnego powtarzania operacji, a także wycofywaniem się pacjentek z życia zawodowego, rodzinnego i społecznego.
  • Eksperci apelują o stworzenie programu specjalizacji w dziedzinie uroginekologii oraz utworzenie sieci wyspecjalizowanych ośrodków, zajmujących się leczeniem tego typu przypadłości.

Uroginekologia nie funkcjonuje w Polsce jako osobna specjalizacja. To dyscyplina medyczna, leżąca na pograniczu trzech innych: urologii, ginekologii i proktologii. Zajmuje się problemami dotyczącymi dolnego odcinka układu moczowego, zaburzeniami związanymi z patologiami i uszkodzeniami dna miednicy oraz tymi, które dotyczą końcowego odcinka układu pokarmowego.

Nie tylko nietrzymanie moczu

Jednym z najczęściej występujących problemów uroginekologicznych jest inkontynencja, czyli nietrzymanie moczu.

- Inkontynencja jest objawem, a nie chorobą. Jest ona objawem bardzo licznych patologii w zakresie zarówno układu moczowego i narządu płciowego, ale również ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego. Nietrzymanie moczu może być objawem uszkodzeń anatomicznych, występujących w okresie poporodowym, może być wynikiem uszkodzeń związanych ze starzeniem, ale mogą być to również problemy związane z zaburzeniem sygnalizacji ze strony ośrodkowego układu nerwowego – wyjaśniała podczas wtorkowego posiedzenia Senackiej Komisji Zdrowia profesor Ewa Barcz, kierownik Katedry Ginekologii i Położnictwa Wydziału Medycznego Collegium Medicum, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Nietrzymanie moczu to jednak tylko jeden z wielu problemów natury uroginekologicznej, z jakimi muszą się mierzyć pacjentki. W zestawie przykrych dolegliwości są również między innymi takie jak wypadanie pochwy, zaparcia, nietrzymanie stolca i gazów.

- To również brudzenie po defekacji, a także konieczność wypchnięcia stolca przez pochwę lub przez odbytnicę, które relacjonuje nam 40 procent pacjentek z zaburzeniami statyki narządów dna miednicy - dodała profesor Ewa Barcz.

Nietrzymanie moczu a ortopedia

Dodatkowymi problemami, z jakimi mierzą się pacjentki, są przewlekłe i nawracające infekcje, rodzące konieczność wielokrotnego wdrażania leczenia antybiotykami. Z czasem pojawia się więc u nich oporność na takie leki, przez co infekcje leczy się coraz trudniej. Skutkiem zaburzeń o charakterze uroginekologicznym są także powikłania dermatologiczne, takie jak odleżyny czy odparzenia. To jednak także problemy ortopedyczne, czyli złamania. Dużo mówi się o tym, że zwłaszcza kobiety w wieku senioralnym są na nie szczególnie narażone. Rzadko kiedy wspomina się natomiast o okolicznościach, w jakich do takich złamań dochodzi.

- Oddziały ortopedyczne pełne są pacjentek, które doznały takich urazów w wyniku nietrzymania moczu, a nie w wyniku zupełnie przypadkowego i niczym nie spowodowanego upadku. Pacjentki, które wstają po kilkanaście razy w nocy z powodu deprywacji snu ulegają urazom, często złamaniom szyjki kości udowej, w drodze do toalety - wskazała ekspertka.

Jakość życia dramatycznie spada

Choć nie są to problemy, które co do zasady bezpośrednio zagrażają życiu i nie skracają go, to jednak w dramatyczny sposób pogarszają one jego jakość. Chodzi przecież o taką sferę życia pacjentek, która jeśli zostanie upośledzona z powodów medycznych czy anatomicznych, może stać się przyczynkiem dla istotnych zmian w życiu, zarówno osobistym, zawodowym, jak i społecznym.

- To są pacjentki, które ze względu na to, że się izolują, częstokroć cierpią z powodu zaburzeń snu, depresji czy zaburzeń lękowych. Jeżeli chodzi o konsekwencje społeczne, to są to pacjentki, które się po prostu wycofują z życia. One są stygmatyzowane. Sami doskonale wiemy, że jest to taka pewna metka, która jest przyklejana starszym kobietom, "bo nie tak pachną". Uważamy, że nie stosują odpowiedniej higieny, a tak naprawdę wynika to z ich przewlekłego problemu. To są wielokrotnie kobiety, które albo są pod koniec swojego życia prokreacyjnego, albo na początku swojego życia jako babci i nie mogą spełnić się w tej funkcji - podkreślała profesor Barcz.

System nie widzi tych potrzeb

Sytuacja kobiet zmagających się problemami uroginekologicznymi ma też swój wymiar ekonomiczny. To chociażby brak refundacji środków chłonnych, podczas gdy te z pań, które mierzą się z nietrzymaniem moczu, zużywają dziennie od pięciu do nawet dziesięciu pieluchomajtek. To również wydatki, jakie część z nich ponosi na prywatną opiekę medyczną, a także pogorszenie statusu ekonomicznego, gdy przez wstydliwe objawy rezygnują z pracy zawodowej i przechodzą na rentę lub emeryturę.

Potrzeby, mimo że mogą dotyczyć nawet co trzeciej kobiety, są niedostrzegane przez system ochrony zdrowia.

- Wiedza na temat patologii w zakresie dna miednicy jest stosunkowo nowa i brakuje jej w kształceniu podyplomowym. W żadnej z naszych specjalizacji pierwotnych nie ma na tyle czasu, żeby wykształcić ginekologa czy urologa w pełni kompetentnego do tego, żeby zająć się kompleksowo chorobami dna miednicy. Jaki jest tego efekt? Efekt jest tego taki, że leczymy mało efektywnie i generujemy dużo powikłań. Sprawdziłam dane dotyczące pacjentek z takimi problemami z naszego ośrodka. Każda z nich przeszła dotychczas już od dwóch do pięciu operacji uroginekologicznych - wskazała lekarka.

Szansa dla położnych?

W ocenie ekspertki, oprócz wzmocnienia kształcenia lekarzy w zakresie tej dyscypliny, potrzebne jest stworzenie ośrodków referencyjnych, które powinny się pojawić po to, żeby pacjentka była kierowana do miejsca, które procedury z tego zakresu wykonuje na co dzień.

- W Polsce są specjaliści, którzy umieją to robić, nie szkodząc pacjentkom i nie kalecząc ich na wiele lat życia. To może być dobry początek do stworzenia środków szkolących i potem specjalizacji na tej bazie. Być może programy kształcenia powinny być inne dla urologów i inne dla ginekologów - powiedziała wiceministra zdrowia Urszula Demkow.

W jej ocenie taką pacjentką powinien się zajmować interdyscyplinarny zespół, obejmujący nie tylko lekarza, ale i położną czy odpowiednio przygotowanego fizjoterapeutę.

- Mamy w systemie ogromny problem z położnymi, ponieważ porodów jest coraz mniej i te kobiety stają się bezrobotne. Mogłoby to być otwarcie dla nich nowej ścieżki działania i ratunek w obliczu zbliżających się problemów z zatrudnieniem - dodała Demkow.

Czytaj także: