Norbert B., podejrzany o gwałt i zabójstwo 15-letniej dziewczynki, najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie - tak zdecydował wrocławski sąd. Jest drugim podejrzanym w sprawie zbrodni sprzed 21 lat. Wcześniej za to zabójstwo odpowiedział Tomasz Komenda, który po 18 latach spędzonych w więzieniu okazał się niewinny.
W środę wrocławski sąd przychylił się do wniosku prokuratury o zastosowanie wobec Norberta B. środka zapobiegawczego w postaci trzymiesięcznego aresztu.
- Sąd postanowił zastosować środek zapobiegawczy wobec podejrzanego podzielając argumenty wskazane we wniosku prokuratury. Sąd wskazał też na to ile jeszcze przed nami czynności żeby zweryfikować, co tak naprawdę wydarzyło się w Miłoszycach. Mam nadzieję, że to się uda - powiedział po posiedzeniu aresztowym Dariusz Sobieski z Dolnośląskiego Wydziału Prokuratury Krajowej we Wrocławiu. I dodał, że sąd zastosował trzymiesięczny areszt między innymi ze względu na zagrożenie surową karą, obawę matactwa procesowego i konieczność przeprowadzenia wielu, dalszych czynności w tej sprawie.
Prokurator zastrzegł jednak, że o szczegółach - ze względu na dobro postępowania - mówić nie może. Obrońca Norberta B. nie chciał komentować decyzji sądu.
- Wniosek i akta zawierają takie dowody, które uprawdopodabniają w stopniu znacznym popełnienie przez Norberta B. zarzucanego mu przestępstwa. Przynajmniej co do przestępstwa zgwałcenia małoletniej - przekazała Agata Regulska z Sądu Okręgowego we Wrocławiu. I dodała, że mężczyzna nie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Zatrzymany po 21 latach od zbrodni
Mężczyzna został zatrzymany 24 września. Ponad 21 lat od śmierci 15-letniej Małgosi.
- Prokuratorzy zdecydowali się wytypować wszystkich mężczyzn, którzy wtedy mieszkali w Miłoszycach i okolicach i skończyli 15 lat. Te osoby były przesłuchiwane na okoliczność ich wiedzy w związku z tym zdarzeniem. Pobrano od nich próbki porównawcze do badań genetycznych - mówił w poniedziałek Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Jedna z takich próbek miała wskazać na 40-letniego dziś Norberta B. - mężczyznę, który do tej pory był poza kręgiem podejrzeń śledczych, a w tragiczną noc był ochroniarzem w dyskotece, w której bawiła się nastolatka.
"Wyjeżdżał do pożarów, ratował życie"
Według prokuratorów badających zbrodnię miłoszycką to Norbert B. wraz - z zatrzymanym w ubiegłym roku - Ireneuszem M. i innym nieustalonym mężczyzną mieli zgwałcić i zabić nastolatkę.
B. do momentu zatrzymania był strażakiem z 14-letnim stażem. Pełnił służbę w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Jelczu-Laskowicach, a więc miejscowości oddalonej zaledwie o kilka kilometrów od miejsca, w którym zginęła Małgosia. - Wyjeżdżał do pożarów, ratował życie. Służbę pełnił wzorowo. Był dobrym strażakiem - mówił bryg. Krzysztof Gielsa, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Oławie. Po zatrzymaniu przez policję Norbert B. został zawieszony w obowiązkach strażaka.
Twierdził, że straszyli go policjanci
O Norbercie B. w swoim reportażu "Kod zbrodni" z 2006 roku wspominał Grzegorz Głuszak, reporter "Superwizjera" TVN. Mężczyzna był jednym ze świadków, który miał być zastraszany przez policję.
Kilka miesięcy po śmierci nastolatki zgłosił się do Joanny Krysowatej, wówczas dziennikarki "Radia Wrocław". - Pojawienie się Norberta B. było dla mnie dużym zaskoczeniem. Ja nie wiedziałam, że taka postać istnieje, zresztą nikt nie wiedział. Rodzice zamordowanej Małgosi też nie. To było trzy - cztery miesiące po zbrodni. Późnym wieczorem zadzwonił do mnie Norbert, że musi się spotkać, że stało się coś strasznego, że musi mi powiedzieć coś ważnego i że nie może z tym czekać do rana - opowiadała Krysowata.
Mężczyźnie postawiła dwa warunki: rozmowa odbędzie się w mieszkaniu rodziców nastolatki i zostanie nagrana. Tak też się stało. - Nazywam się Norbert B., byłem ochroniarzem na dyskotece w noc sylwestrową z 1996 na 1997 roku - na nagraniu słychać słowa mężczyzny, który żalił się, że otrzymuje telefony z pogróżkami i że "został dwa razy napastowany przez osoby podpłacone". - Ktoś podpłaca, żeby mnie załatwili - twierdził. I zarzekał się, że swoich słów nie odwoła. Złożył też zawiadomienie do prokuratury. Okazało się, że mężczyznami, którzy mieli go zastraszać, byli funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu prowadzący śledztwo. Postępowanie w tej sprawie zostało umorzone.
Zgwałcili i zostawili na mrozie
1 stycznia 1997 roku ciało nastolatki znaleziono na jednej z posesji w Miłoszycach - niedaleko miejsca, w którym kilka godzin wcześniej bawiła się z koleżankami. Dziewczyna zmarła na skutek wyziębienia się organizmu i odniesionych ran.
Jej ciało było niemal zupełnie nagie. Oprawca nie ściągnął z niej tylko skarpetek. W pobliżu, na poplamionej krwią ziemi, leżały pozostałe części garderoby. Obok znaleziono czarną wełnianą czapkę. Było też kilka włosów. Na ciele ofiary ktoś zostawił ślady zębów. - Sprawca zostawił takie ślady, jakby się podpisał – mówili wówczas śledczy. Czapkę zabezpieczono, włosy oddano do badań, a do sprawdzenia pozostałości po ugryzieniach potrzebna była pomoc protetyków. Zrobiono specjalne odlewy szczęk. Pobierano próbki od uczestników zabawy i porównywano ze śladami znalezionymi na ciele nastolatki. Badano DNA z włosów. Zlecono szereg ekspertyz. Przesłuchiwano kolejnych świadków. Jednak działania śledczych nie przynosiły rezultatów.
Jednego skazali niesłusznie, podejrzanego zatrzymali po 20 latach
W 2003 roku za zabójstwo odpowiedział Tomasz Komenda. W więzieniu - zgodnie z wyrokiem sądu drugiej instancji - miał spędzić 25 lat. Wyszedł po 18 latach odsiadki, gdy okazało się, że jest niewinny.
W sprawie zbrodni w czerwcu ubiegłego roku zatrzymano Ireneusza M. On także usłyszał zarzut zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa. W poniedziałek prokurator generalny Zbigniew Ziobro powiedział, że śledztwo ws. zbrodni w Miłoszycach nie jest zakończone, ponieważ prokuratura poszukuje jeszcze jednej osoby.
Do zbrodni doszło w Miłoszycach:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław