Ewa i Dariusz Dołeccy przed sądem stanęli za to, że do Polski przywieźli olej z konopi. Specyfik miał pomóc chorej matce mężczyzny. Został jednak skonfiskowany, a para trafiła do aresztu. Kobieta została uniewinniona, natomiast pan Dariusz, a także Jakub Gajewski, który miał im pomagać w zakupie, usłyszeli wyroki w zawieszeniu.
Choć dziś medyczna marihuana jest w Polsce legalna to ponad dwa lata temu nie była. Ewa i Dariusz Dołeccy przed sądem odpowiadają za to co zrobili w 2015 roku. Wówczas małżeństwo po specyfik pojechało do Holandii. Potrzebowali go, by ulżyć w chorobie matce mężczyzny. Gdy wracali do Polski zostali zatrzymani przez straż graniczną. W ich samochodzie znaleziono 10 buteleczek i jedną metalową puszkę. Jak informowali prokuratorzy w środku znajdowała się substancja oleista.
"Zostaliśmy nazwani zbrodniarzami"
Para została aresztowana i usłyszała zarzuty wewnątrzwspólnotowego przemytu dużej ilości środków odurzających. Zza krat wyszli po ponad dwóch miesiącach. Tylko dlatego, że prokurator zgodził się na zapłatę kaucji.
- Zostaliśmy nazwani zbrodniarzami. Usłyszałam to od prokuratora na samym początku - mówiła wówczas Ewa Dołecka. A jej mąż dodawał: praktycznie zaczynamy życie od nowa. - Niestety z tą informacją, że mama, dla której wiozłem ten olej, zmarła - podkreślał pan Dariusz. Czytaj więcej
Kara za coś co stało się legalne
Zdaniem śledczych, którzy oskarżyli państwa Dołeckich, działali oni "wspólnie i w porozumieniu wbrew przepisom ustawy, dokonali wewnątrzwspólnotowego nabycia środków odurzających w postaci żywicy konopi innych niż włókniste w łącznej ilości 1225 gram". Jak wyliczono z przewożonego środka można było uzyskać od 17 tysięcy do ponad 40 tysięcy dawek narkotyku.
Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii, która obowiązywała, gdy śledczy badali sprawę małżeństwa ich działanie było przestępstwem, za które groziła grzywna i kara pozbawienia wolności na nie mniej niż trzy lata. Mimo że prokuratorzy podkreślali, że z dowodów wynika, iż państwo Dołeccy mówili prawdę, a środki które chcieli wwieźć do Polski, miały być użyte do leczenia, a nie jako substancja odurzająca. Ten fakt miał być okolicznością łagodzącą.
Sąd przyznaje: sprowadzenie oleju w celach medycznych
Po długim procesie, w czwartek w końcu zapadł wyrok. Sąd skazał Dariusza Dołeckiego na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Jego małżonkę uniewinnił, gdyż nie znalazł dowodów, aby miała ona świadomość, że popełnia przestępstwo.
Na ławie oskarżonych zasiadał też Jakub Gajewski, który, podobnie jak Dołeccy został oskarżony o przemyt oleju. Według sądu miał on pomagać im w zakupie, nadzorować całą akcję poza granicami Polski.
To właśnie na nim sąd w uzasadnieniu początkowo skupił głównie swoją uwagę. Z podsłuchanych rozmów Gajewskiego miało wynikać, że mężczyzna zawodowo zajmował się sprowadzaniem oleju konopnego do Polski. Ale - jak zaznaczał sędzia - wyłącznie w celach medycznych. Nie rozrywkowych.
Następnie sędzia dość obszernie tłumaczył, że oleju nie stosuje się do odurzania, gdyż jest to sposób bardzo nieefektywny.
Na końcu uzasadnienia sąd poruszył ważną kwestię dla końcowego wyroku - instytucję wyższej konieczności. Według sędziego taka w powyższej sprawie nie zachodziła. Oskarżeni - jak uzasadniał sąd - nie wnioskowali wcześniej o tzw. import docelowy oleju. Dlatego nie można uważać, że wyczerpali wszystkie procedury, aby ten olej pozyskać.
"Jakby mnie skazał sprzedawca pietruszki"
Po wyjściu z sali sądowej zarówno Dariusz Dołecki jak i Jakub Gajewski zwrócili uwagę, że sąd wykazał się niewiedzą przy wydawaniu wyroku, bowiem import docelowy oleju z konopi nie istnieje. W ten sposób można sprowadzić tylko susz.
- Tutaj wchodzi w grę nieświadomość sądu i nieznajomość tego czym jest import docelowy. Chciałbym być potraktowany sprawiedliwie. Jeżeli ktoś mnie osądza i skazuje, to chciałbym, żeby mnie skazywał ze świadomością tego co robi. Moim zdaniem nie ma tej świadomości - mówił Gajewski.
Działacz Wolnych Konopi wskazywał, że w ogóle nie powinien być sądzony z ustawy przeciwko narkomanii, skoro w akcie oskarżenia jest jasno wskazane, że sprowadzany przez niego olej służył wyłącznie do celów medycznych. Olej, który - zaznaczał Gajewski - jest sporządzany z roślin, jest bardzo mało toksyczny i co najważniejsze, ratuje ludzkie życie.
- Czuję się jakby mnie skazał jakiś sprzedawca pietruszki - dodawał gorzko na końcu.
- Będziemy walczyć, jesteśmy niewinni. Dobrze, że sąd podzielił moje zdanie i oczyścił z zarzutów moją żonę - cieszył się Dariusz Dołecki. Połowicznie należy zaznaczyć, bo sam przecież usłyszał wyrok skazujący, którego zarówno on, jak i osoby z jego otoczenia po prostu nie akceptują.
Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze przyznał po rozprawie, że orzeczenie sądu - oprócz części dotyczącej Ewy Dołeckiej - było zbliżone do wniosków składanych przez prokuraturę. Po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia zapadnie decyzja co do ewentualnej apelacji.
Wyrok jest nieprawomocny.
Już legalne
Dariusz Dołecki i Jakub Gajewski usłyszeli wyroki za coś, co w międzyczasie stało się legalne. Ustawa o medycznej marihuanie została przyjęta przez parlamentarzystów. Dzięki niej chorzy mają mieć dostęp do preparatów z konopi. Te mają być wytwarzane na podstawie recepty od lekarza. Surowiec będzie jednak sprowadzany zza granicy. Czytaj tutaj
Wyrok zapadł przed sądem w Jeleniej Górze:
Autor: tam/ib / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław