Suchą stopą zeszliśmy 2,5 metra pod poziom wód gruntowych. Otaczało nas 17 mln litrów wody. Wszystko nagraliśmy. Wrocławskie Afrykarium nie ma dla nas tajemnic. Czy wiedzieliście, że wszystkie stworzenia mieszkające w Kanale Mozambickim jedzą na komendę "start"? I nawet ryby wiedzą, gdzie muszą podpłynąć, żeby się posilić? Żółw Stefan też.
Afrykarium działa od 5 miesięcy. Bilety (coraz droższe) idą jak woda, do Wrocławia ściągają goście z całej Polski. My podejrzeliśmy kompleks od kuchni. Dosłownie. Przygotowywaliśmy ucztę dla kotików i pingwinów, karmiliśmy Stefana i podglądaliśmy nieśmiałe manaty.
Sprawdziliśmy też szczelność "fabryki wody".
Stefan nie je z ręki, ale za to na komendę
Kanał Mozambicki to jedna z 6 stref Afrykarium. Z podwodnego tunelu zwiedzający podglądają rekiny, płaszczki, ryby i żółwia Stefana. W poniedziałki, środy i piątki punktualnie o 13.00 do akcji wkraczają opiekunowie lokatorów największego z polskich akwariów.
Na własne oczy przekonaliśmy się, że akwaryści nie rzucają jedzenia rekinom ot tak, wprost do wody, bo mogłoby dojść między nimi do walki. "Karmiciele" ustawiają się na jednym z sześciu specjalnych stanowisk, umieszczają przysmaki na specjalnym podajniku, a drapieżniki rozpoczynają konsumpcję jednocześnie, na komendę "start". Wszystko trwa 20 minut i ani chwili dłużej. Procedura jest dokładnie przestrzegana, a co kilka minut jeden z opiekunów głośno wykrzykuje, ile czasu pozostało do końca.
- Każda ryba ma swoje miejsce, w którym może dostać jedzenie. Wiedzą, gdzie są nagradzane, a rolą każdego z opiekunów jest podawanie pokarmu tylko określonej grupie zwierząt - mówi tvn24.pl Jakub Kordas, kierownik sekcji ryb w Afrykarium.
Zdradza, że dla płaszczek i ryb, które nie podpływają na górę zbiornika jedzenie "dostarczane są z dowozem do dna", przez specjalną tubę.
Na szczególną atencję może liczyć żółw Stefan. Zdarza mu się zdemolować dekoracje na dnie Kanału Mozambickiego, dlatego w trakcie karmienia uspokajany jest przez szczotkowanie skorupy albo "lodowy przysmak". - Stefan dostaje od nas zamrożony blok w którym ukryte jest jedzenie. Zanim się do niego dostanie, przez kilka chwil zachowuje się, jakby miał przed sobą piłkę - opowiada akwarysta.
Pingwina uczta przygotowuje się przez całą dobę
Łatwo nie mają także opiekunowie kotików i pingwinów. "Kuchnia" ukryta jest wśród labiryntu korytarzy. Przygotowywanie jedzenia rozpoczyna się tu dzień wcześniej. A przyrządzać jest co, bo kotiki zjadają ok. 25 kilogramów ryb, a pingwiny prawie 30 kilogramów dziennie. – Ryby wyciągamy z mroźni, przekładamy je do chłodni, tu rozmrażają się przez ok. 24 godziny. Z samego rana karmę wyciągamy, płuczemy i zaczynamy krojenie – opisuje Paweł Borecki, opiekun kotików i pingwinów we wrocławskim zoo.
Duże ryby porcjowane są dla kotików, małe szproty i śledzie w całości wędrują do wiader przeznaczonych dla pingwinów. Jojo, Mandis, Nabi, Zola, Nelson i Chico żywią się tylko rybami. Opiekunowie próbowali urozmaicić ich jadłospis, ale kalmary nie przypadły ssakom do gustu. Zniesmaczone zwierzaki zaczęły owocami morza pluć.
Mieszkańcy wybrzeża Namibii "wspomagani" są witaminami, a kotiki dodatkowo otrzymują tabletki solne. – Wszystko dlatego, że w naturze żyją w słonych wodach. W Afrykarium pływają w wodzie słodkiej, a tabletki pomagają im zrównoważyć ilość soli w organizmie – tłumaczy Borecki.
Ćwiczenia manatów i bezpieczeństwo kaczek
W "dżungli nad rzeką Kongo" żyją dostojne manaty. Z kamerą podglądaliśmy trening medyczny, który przeprowadzają opiekunowie tych zwierząt. W zamian za ziarna owsa manaty podpływają do drewnianej platformy i z zaciekawieniem wystawiają swoje szorstkie pyszczki. Po co im taki trening? – By potrafiły do nas podpłynąć, chwilę przy nas wytrwać i żeby dały się dotknąć. Na razie uczymy chłopaków podstaw – mówi Marcin Matuszak, opiekun manatów.
Wśród jego podopiecznych jest też samica, ale najstarsza i największa z całej trójki Teresa unika towarzystwa. Po ćwiczeniach manaty dostają kolejną porcję jedzenia. M.in. brokuły, por, kapustę i paprykę. Dziennie w sumie 20 kg sałaty i 10 kg pozostałych warzywnych przysmaków. W jak najdrobniejszych kawałkach tak, by jak najdłużej miały zajęcie. – One są roślinożerne, ale w naturze zdarzy im się zjeść kawałek mięsa. Jednak nie polują więc kaczkom, z którymi dzielą basen nic nie grozi – podkreśla mężczyzna.
Olbrzymia Teresa i dwaj bracia Armstrong i Gumle to jedyne manaty w Polsce. Pieszczotliwie nazywane są krowami morskimi. – Nasze rodzeństwo to ewenement, jeśli chodzi o manaty, bo rzadko się zdarza, aby dwa nowo narodzone osobniki przeżywały, a co dopiero później razem żyły – mówi Matuszak.
Mokro, a sucho. Czyli jak to wszystko działa?
Tego wszystkiego nie byłoby bez ukrytego przed ciekawskim wzrokiem odwiedzających zaplecza technicznego. Tutaj, 2,5 metra pod poziomem wód gruntowych, bije serce Afrykarium.
- To pomieszczenie, które pozwala utrzymać przy życiu wszystkie tutejsze biotopy (warunki życia charakterystyczne dla poszczególnych zwierząt – przyp. red.). Jesteśmy tu otoczeni 17 mln litrów wody - mówi Paweł Koza z Aquaserwis, operatora technicznego Afrykarium.
Mimo wszechobecnej wody po podziemiach spacerujemy suchą stopą. - W większości oceanariów na świecie w strefach technicznych trzeba ubierać kalosze i brodzić w wodzie. Nam udaje się utrzymać szczelność - chwali się mężczyzna.
Skąd w zoo tyle wody? Kilkanaście miesięcy temu bito się z myślami. Wodę chciano nawet przywozić cysternami prosto z oceanu. Ostatecznie pomysł upadł. - Wybraliśmy opcję stworzenia tutaj fabryki wody. Produkujemy ją z tej wodociągowej – wyjaśnia Koza. Ale do basenów nie trafia zwykła kranówka, a odpowiednio dostosowana ciecz. Najpierw jest zasalana, później dzięki serii zabiegów, otrzymuje takie same parametry, jak woda potrzebna zwierzakom. Wskaźniki są cały czas kontrolowane w laboratorium. Stąd z olbrzymich zbiorników, przez filtry, skomplikowanym systemem rur, woda płynie do basenów mieszkańców Afrykarium. Wszystko zorganizowano tak, by w każdym ze zbiorników woda mogła być wymieniona w ciągu godziny. - Dzięki temu jest krystalicznie czysta przez cały czas. Mętnieje w momencie karmienia, ale jest bardzo szybko filtrowana - podkreśla technik.
Wrocławski "system nawadniający" jest najnowocześniejszy na świecie. Jest w pełni zautomatyzowany, a każde odchylenie od normy natychmiast sygnalizuje komputer, który precyzyjnie wskazuje miejsce usterki.
Hipopotamom, manatom, rekinom i płaszczkom nie grozi też brak wody. W razie awarii ta będzie pobierana z rezerwowych zbiorników.
Zwierzęta Czarnego Lądu można oglądać w stolicy Dolnego Śląska:
Autor: Tamara Barriga/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław