Kanały na Telegramie, werbowanie w internecie i tysiące dolarów za podpalenia - tak działa rosyjski wywiad. Dokumenty ze śledztwa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w sprawie jednego z zatrzymanych i podejrzanych ujawniła we wtorek "Gazeta Wyborcza". Proces Serhija, który miał podpalić fabrykę we Wrocławiu, ruszy niebawem, bo sąd nie zgodził się na ugodę z mężczyzną. Polska "wie o kolejnych rosyjskich planach", a we wtorek ogłoszone zostaną decyzje z tym związane - przekazał tymczasem w TVN24 szef MSZ Radosław Sikorski.
- Migracja, ta nawałnica, ten atak hybrydowy, ale bardzo konkretny na Polskę, w postaci używania migrantów do przekraczania siłowego granicy, jest częścią szerszego kontekstu bezpieczeństwa - mówił w poniedziałek w "Faktach po Faktach" minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Jak dodawał, są też inne tego aspekty. - Aresztowany, niedoszły sabotażysta przyznał się, że to rosyjskie służby specjalne nakazały mu dokonanie podpalenia we Wrocławiu - poinformował Sikorski.
W ten sposób odniósł się do sprawy, którą we wtorek opisuje "Gazeta Wyborcza". To szczegóły operacji rosyjskiego wywiadu od długiego czasu rozwijanej w całej Europie.
Tak Rosjanie znajdują ludzi
Jak podaje "GW", w 2023 roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Prokuratura Krajowa zatrzymały szesnaście osób, które miały wykonywać akcje propagandowe, szpiegowskie i dywersyjne dla rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Rosyjski wywiad ma znajdować takie osoby wśród prorosyjskich Ukraińców. Werbuje ich na różnych grupach na Telegramie. Za podpalenia oferuje kilka tysięcy dolarów, zwykle w kryptowalutach.
Siedemnastą podejrzaną osobą - jak uważają polscy śledczy - jest zatrzymany w styczniu tego roku we Wrocławiu Serhii S. Zatrzymano go 31 stycznia 2024 na dworcu PKS we Wrocławiu. Twierdził, że pochodzi spod Odessy, ale mieszka z żoną w Niemczech i właśnie do niej jechał. Zdaniem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego miał on otrzymać pieniądze za podpalenie centrum z farbami we Wrocławiu, niedaleko bazy Orlenu z 56 mln litrów paliwa. Pożar miał też zanieczyścić Odrę.
Ukrainiec pod lupą ABW
Mężczyzna we Wrocławiu miał przebywać od czterech dni. "Termin działań nie jest znany, ale z informacji ABW wynika, że może to nastąpić w każdym czasie (...) W przypadku realizacji zamiaru (...) ewentualne straty byłyby trudne do oszacowania" - wynikało z notatki podpułkownika Marcin L., zastępcy szefa wrocławskiego wydziału ABW, którą przytacza "Gazeta Wyborcza".
Ta notatka sprawiła, że decyzja o zatrzymaniu mężczyzny zapadła bardzo szybko - by uprzedzić potencjalnie katastrofalne skutki akcji dywersyjnej.
Po zatrzymaniu Serhii S. przedstawił się jako prorosyjski Ukrainiec. W jego bagażu - jak podaje "Wyborcza" - znaleziono:
- dwa opakowania podpałki do grilla
- dwie butelki po soku wypełnione płynem; okazało się, że to także podpałka do grilla, tyle że w innej postaci
- w telefonie książkę E. V. Melnykova "Nowoczesna pirotechnika"
- instrukcję dla Ukraińców chcących wspierać rosyjską inwazję
- filmy pokazujące, jak w batoniku ukryć detonatory do ładunków wybuchowych, jak wykonać ładunek wybuchowy, jak obchodzić się z miną wojskową i dotyczące walki wręcz
- nagrania pożarów i wybuchów
- nagranie z Google Street View z Nowego Jorku.
"Lucky Strike" wysyła zadania
Mężczyzna początkowo do zarzutów szpiegostwa, dywersji i udziału w grupie przestępczej się nie przyznał, ale odpowiadał na pytania prokuratora.
Tu pojawia się wątek internauty "Aleksieja", z którym nawiązał kontakt po inwazji Rosji na jego kraj. Mężczyzna posługiwał się na komunikatorze "Telegram" nickiem "Lucky Strike". Jak informuje "Wyborcza", pisał Serhijowi, że jest z Kijowa i prowadzi firmę budowlaną. Ich kontakt się urwał, kiedy Serhii wyjechał do Niemiec. W listopadzie zeszłego roku "Lucky Strike" zaproponował mu spotkanie na Litwie lub Łotwie. Ostatecznie umówili się w styczniu we Wrocławiu. Tyle że "Aleksiej" tam nie dotarł. Za to przez serwis Telegram prosił o zdjęcia marketów budowlanych, sprawdzenie, czy na parkingach nie ma samochodów na ukraińskich numerach rejestracyjnych, aż wreszcie o podpalenie czegoś, np. jednego z marketów budowlanych.
Ukrainiec miał dostać 2000 dolarów z góry, a potem kolejne 2000 po akcji.
Serhii próbował przekonywać śledczych, że przygotowywał się do oszukania "Aleksieja" i prosił żonę, żeby zrobiła zdjęcia spalonej szopy w miasteczku w Niemczech, w którym mieszkali. Takie zdjęcia - jak podaje "Gazeta Wyborcza" - znaleziono w jego telefonie. Było tam też zdjęcie zrobione z mostu Pokoju, gdzie drzewo zasłania komin wrocławskiej elektrociepłowni i można odnieść wrażenie, że nad centrum Wrocławia unosi się łuna dymu. Twierdził, że podpałka była mu potrzebna też po to, żeby wysłać zdjęcie sugerujące, że o podpaleniu myśli poważnie, a płynną podpałkę przelał do butelek po soku, bo większa mu się nie mieściła w bagażu.
Podręcznikiem do pirotechniki i instrukcją dla prorosyjskich Ukraińców w swoim telefonie był - jak podaje gazeta - zdumiony. Twierdził też, że nie był w obwodzie królewieckim ani w Stanach Zjednoczonych, tymczasem tam logował się jego telefon.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", "Lucky Strike" w styczniu 2024 na różnych grupach na Telegramie miał szukać "organizatorów protestów w Europie i USA". Śledczy podejrzewają, że za tym nickiem kryje się agent wywiadu z Rosji lub Białorusi.
Serhii S. w areszcie czeka na proces. Na ostatnim przesłuchaniu przyznał, że domyślał się, że "Aleksiej" jest związany z jakimiś służbami specjalnymi. Sąd Okręgowy we Wrocławiu odrzucił jego wniosek o dobrowolne poddanie się karze trzech lat więzienia. Grozi mu 12 lat pozbawienia wolności.
Tydzień po zatrzymaniu Serhiego S. "Lucky Strike" na Telegramie oferował 5000 dolarów za spalenie tego samego centrum z farbami we Wrocławiu.
"Rosjanie mają pewne aktywa w Polsce, które są wrażliwe i można coś z nimi zrobić"
- Wiemy o kolejnych planach rosyjskich. Jutro będę ogłaszał decyzje MSZ-etu związane z tą sprawą - zapowiedział w poniedziałek w "Faktach po Faktach" Radosław Sikorski.
Wiceminister Spraw Zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski pytany we wtorek w Radiu Zet, jakie decyzje ogłosi resort, odparł, że "musi to być decyzja, która uderzy we władze Federacji Rosyjskiej, bo za tymi podpaleniami stoi GRU". - Muszą być tego konsekwencje, muszą ponieść pewne koszta i te koszta poniosą. Minister to dziś ogłosi - oświadczył.
Bartoszewski dopytywany, czy mamy instrumenty, środki, którymi możemy uderzyć w Rosję, polityk zwrócił uwagę, że "Rosjanie mają pewne aktywa w Polsce, które są wrażliwe i można coś z nimi zrobić". Pytany, czy chodzi o nieruchomości, czy o zamknięcie rosyjskiej ambasady, Bartoszewski zaznaczył, że ambasada nie zostanie zamknięta. Podkreślił, że nie będzie wchodził w szczegóły tego, co ogłosi Sikorski. Dodał jednak, że Polska nie wydali rosyjskiego ambasadora. - Ambasadora nie wydalimy. Ambasador powinien być w Polsce do emerytury, bo bardzo nie chce - powiedział wiceszef MSZ.
Seria usiłowań i podpaleń na zlecenie GRU
O próbach podpaleń i podpaleniach organizowanych za pieniądze Rosjan od długiego czasu informują służby, a także media w wielu krajach NATO.
15 października, agencja DPA podała, że zdaniem niemieckiego kontrwywiadu Rosja najpewniej stała za incydentem związanym z wyposażoną w zapalnik przesyłką lotniczą. Tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i opóźnieniom lotów paczka wywołała pożar w magazynie firmy kurierskiej, a nie na pokładzie samolotu.
Także w ubiegłym tygodniu brytyjski dziennik "The Guardian" informował, że wydział antyterrorystyczny londyńskiej policji metropolitalnej bada, czy rosyjscy szpiedzy umieścili urządzenie zapalające w samolocie lecącym do Wielkiej Brytanii i czy miało to związek z podobnym zdarzeniem w Niemczech. Jak pisał "The Guardian", brytyjscy śledczy podejrzewali, że urządzenie zapalające jest częścią szerszej kampanii, którą rosyjscy szpiedzy prowadzili w tym roku w całej Europie. Kilka dni wcześniej szef brytyjskiego kontrwywiadu Ken McCallum ostrzegał, że rosyjski wywiad wojskowy GRU wydaje się mieć "misję generowania chaosu na brytyjskich i europejskich ulicach".
We wrześniu "New York Times" informował, że amerykański wywiad uważa, że Rosja odpowie USA i ich sojusznikom zwiększoną siłą, jeśli zgodzą się na wykorzystanie przez Ukrainę pocisków dalekiego zasięgu do ostrzeliwania celów w głębi Rosji. Według amerykańskiego wywiadu, jak wskazywano w artykule, Rosja mogłaby odpowiedzieć na pozwolenie na użycie rakiet wzmocnieniem działań sabotażowych i podpaleń w Europie, a nawet atakami śmiercionośnymi na amerykańskie i europejskie bazy wojskowe. Przedstawiciele strony amerykańskiej - jak relacjonował "NYT" - podkreślają, że rosyjski wywiad wojskowy GRU odpowiada za większość aktów sabotażu, do których doszło w ostatnim czasie w Europie. Tematem zajął się w sierpniu magazyn "Foreign Affairs". W ostatnich miesiącach siły wspierane przez Rosję przeprowadziły liczne ataki na obiekty infrastruktury przemysłowej i transportowej na Zachodzie - informował wówczas magazyn. W artykule wskazano, że od początku 2024 roku służby specjalne państw europejskich i USA wiążą serię operacji sabotażowych w Europie z działalnością rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU). Do ataków tych doszło w Czechach, Estonii, Łotwie, Niemczech, Polsce, Szwecji i Wielkiej Brytanii.
W maju "Rzeczpospolita" informowała, że "Rosja, oferując duże pieniądze – od 10 do 15 tys. euro – werbuje m.in. przez rosyjskojęzyczny 'Telegram' ludzi, którym zleca podpalenia miejsc publicznych w dużych miastach". "Restauracja w Gdyni, magazyn palet pod Warszawą, fabryka farb we Wrocławiu i centrum budowlane w Gdańsku" – to seria usiłowań i podpaleń na zlecenie GRU - twierdziła "Rz". "Poszlaki wskazują, że Rosjanie mogą stać również za niedawnym pożarem hali Marywilska 44 w Warszawie i za próbą podpalenia innego obiektu handlowego w stolicy" – informowała redakcja.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Maciej Kulczyński