Wrocławska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie śmierci 29-letniego Łukasza. Mężczyzna zmarł w szpitalu kilka godzin po interwencji policjantów w jego mieszkaniu na Psim Polu. Rodzina 29-latka wezwała pomoc, bojąc się o zdrowie bliskiego. Policja w oświadczeniu informuje, że mężczyzna wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy. Jego siostra, będąca na miejscu interwencji, mówi, że nie widziała w ręce brata ostrego narzędzia i twierdzi, że został on pobity przez policjantów.
29-letni Łukasz Ł. zmarł 2 sierpnia w szpitalu, kilka godzin po interwencji funkcjonariuszy policji w jego mieszkaniu na Psim Polu. Jako pierwsza o sprawie poinformowała "Gazeta Wrocławska". W tekście czytamy relację adwokat rodziny zmarłego, która mówi, że to ojciec wezwał policję. Mężczyzna miał podejrzenia, że syn może chcieć odebrać sobie życie. W trakcie interwencji policjanci mieli użyć wobec 29-latka gazu i pałek teleskopowych.
Oświadczenie policji
Oświadczenie w tej sprawie wydała wrocławska policja.
"W dniu 2 sierpnia 2021 roku wrocławscy policjanci interweniowali w jednym z prywatnych mieszkań, w związku ze zgłoszeniem, które wpłynęło na numer alarmowy 112. Zawierało ono prośbę o pomoc od ojca, który był zaniepokojony zachowaniem syna prawdopodobnie znajdującego się pod wpływem środków odurzających. Ponieważ zamknął się w mieszkaniu i nie chciał otworzyć drzwi, a jego bezpieczeństwo było zagrożone, bo był on mocno pobudzony, podjęto decyzję o wejściu siłowym" - poinformował Łukasz Dutkowiak, rzecznik wrocławskiej policji.
"Po otworzeniu drzwi przez obecnych na miejscu strażaków, mężczyzna wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy i groził jego użyciem, w związku z czym został obezwładniony. Mając na uwadze stan psychofizyczny, w jakim znajdował się mężczyzna i fakt, że wcześniej chciał targnąć się na własne życie, przekazany został ratownikom medycznym obecnym na miejscu podczas interwencji" - czytamy dalej w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.
Dutkowiak przekazał, że po kilku godzinach policjanci otrzymali informację, że mężczyzna zmarł w szpitalu. Dodał, że policji zależy na dokładnym wyjaśnieniu okoliczności tej sprawy.
"Śledztwo w tym zakresie prowadzi Prokuratura Rejonowa Wrocław Psie Pole. Oczekujemy na informację o jego wynikach. Do tego czasu prosimy o powstrzymanie się w formułowaniu opinii i wniosków" - zaapelował Dutkowiak w komunikacie.
W poniedziałek policja uzupełniła też swój komunikat. Podkreśliła, że "najbardziej newralgiczne momenty przebiegu interwencji, zarejestrowane zostały przez policyjną kamerę nasobną, będącą w dyspozycji jednego z funkcjonariuszy". Na nagraniu ma być widać zachowanie 29-latka i to, że atakował funkcjonariuszy nożem. Zapis z kamery - jak informuje policja - został zabezpieczony i przekazany prokuraturze. Trafiło tam też nagranie rozmowy telefonicznej ze zgłoszeniem od ojca mężczyzny. "Zarówno ono, jaki i zapis z policyjnej kamery, stoi w sprzeczności z informacjami podawanymi obecnie przez różnego rodzaju środki masowego przekazu" - twierdzi policja. I podkreśla: "Z wykonanej do chwili obecnej analizy zgromadzonego przez policyjne komórki kontrolne materiału, nie wynika, aby funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia szczególnie w zakresie użycia środków przymusu bezpośredniego, niezgodnie z ich przeznaczaniem lub obowiązującymi przepisami".
Śledztwo prokuratury
Zapytaliśmy rzecznika wrocławskiej prokuratury o dotychczasowe ustalenia w tej sprawie. Jak powiedział Radosław Żarkowski z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, śledztwo prowadzone jest w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Sekcja zwłok mężczyzny nie wykazała przyczyny jego śmierci. Jak mówi Żarkowski przyczyną zgonu nie były obrażenia zewnętrzne, "nie było typowych, namacalnych śladów". Pobrano próbki do badań histopatologicznych i toksykologicznych. Śledczy czekają na wyniki tych badań.
Przebieg wydarzeń przedstawiany przez rzecznika prokuratury podobny jest do tego, który znamy z relacji wrocławskiej policji.
- Sytuacja była bardzo napięta. Mężczyzna nie reagował na wszelkie polecenia, unikał otwarcia drzwi wejściowych do mieszkania. Zachowywał się w sposób niepokojący, dlatego strażacy będący na miejscu poprosili o pomoc funkcjonariuszy policji. Brak współpracy z organami ścigania, brak stosowania się do konkretnych poleceń skutkował tym, że siłowo dokonano otwarcia drzwi wejściowych do mieszkania - powiedział Żarkowski.
Rzecznik prokuratury przyznał, że policjanci użyli chwytów obezwładniających z racji tego, że 29-latek "dysponował niebezpiecznym narzędziem, a jego reakcja była nieadekwatna do sytuacji". Następnie spacyfikowanego mężczyznę przekazali ratownikom medycznym, którzy przewieźli go do szpitala, gdzie nastąpił zgon - przekazał rzecznik prokuratury.
Konferencja siostry 29-latka i pełnomocników rodziny
W poniedziałek po południu odbyła się konferencja prasowa z udziałem pełnomocników rodziny i siostry zmarłego 29-latka. Kobieta powiedziała, że jej brat miał stany depresyjne, leczył się. Jego stan uległ pogorszeniu, kiedy zmarła Bonita - pies chihuahua, z którym się nie rozstawał. Jej brat miał po tym zdarzeniu zamknąć się w domu i nie wpuszczać nikogo ani nie wychodzić na zewnątrz. Miał również pisać SMS-y o treści, która niepokoiła jego bliskich. Wtedy rodzina poprosiła o pomoc służby.
- Przyjechała straż pożarna, policja, pogotowie. Jak na typowe wezwanie - mówiła Wiktoria Łągiewka, siostra zmarłego Łukasza. - Tamtej nocy usłyszałam, że ta akcja wyglądała standardowo. To nie była standardowa akcja. Jeżeli tak każda akcja wygląda, to ja nie widzę przyszłości dla tego kraju. Po prostu na moich, na oczach mojego ojca zamordowali mojego brata - powiedziała.
Łągiewka zaznaczyła, że na miejscu byli obecni strażacy i policjanci, ale jej zdaniem nikt nie próbował złapać kontaktu z jej bratem. Ich samych nie poznawał, nie otwierał drzwi - mówiła.
- On nie był świadomy. A funkcjonariusze, którzy jako pierwsi wchodzili do mieszkania, nie byli umundurowani. Oni wyważyli drzwi, Łukasz się tylko bronił. Oni wtargnęli mu do mieszkania. To nie wyglądało jak pomoc, to wyglądało jak napaść, jakby miał tam zakładników i trzeba go było spacyfikować. Na początku trzymał drzwi na tyle, na ile dawał radę, ale ta ilość gazu, jaką dostał na twarz, jaką dostał w całe mieszkanie... Ja to sprzątałam trzy dni i się tym dusiłam, to co mój brat musiał czuć w tamtym momencie. Uderzali pałkami na oślep, to była szarpanina, oni się w kilku rzucili na jednego mojego brata. Ja żadnego noża nie widziałam, mój tata tak samo, strażacy - z tego, co wiem - tak samo. Nikt oprócz policjantów, którzy wchodzili do mieszkania, nie widział noża - przekazała siostra zmarłego.
Według relacji kobiety w momencie, kiedy bliscy mężczyzny zobaczyli, w jaki sposób przebiega interwencja, chcieli ją odwołać. Ale było już za późno. Policjanci wyprowadzili poobijanego, zakutego w kajdanki Łukasza z mieszkania. Wcześniej ratownicy mieli podać mu środki uspokajające. Według relacji siostry 29-latka pierwsze zatrzymanie akcji serca nastąpiło już w karetce. Mężczyzna zmarł w szpitalu przy ulicy Kamieńskiego we Wrocławiu.
Trzy zgony młodych mężczyzn w nieco ponad tydzień
Śledczy badają także dwie inne sprawy związane z funkcjonariuszami dolnośląskiej policji i zgonami młodych mężczyzn. Chodzi o śmierć 25-letniego obywatela Ukrainy, do której doszło we wrocławskiej izbie wytrzeźwień, i śmierć 34-letniego mieszkańca Lubina.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" dotarli do zapisu monitoringu z wrocławskiej izby wytrzeźwień, w której 30 lipca zmarł 25-letni obywatel Ukrainy. Na nagraniu - jak przekazali dziennikarze - widać, że mężczyzna przed śmiercią był bity i duszony. Dzień przed publikacją zawieszonych zostało czterech policjantów w związku z "podejrzeniem zastosowania przez nich środków przymusu bezpośredniego nieadekwatnie do sytuacji, a także naruszenia przepisów wewnętrznych obowiązujących na terenie działania Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu". Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.
6 sierpnia w Lubinie po interwencji policji zmarł 34-letni mieszkaniec tego miasta. Do sieci trafiło kilkuminutowe nagranie z interwencji, na którym widać, jak policjanci próbują obezwładnić mężczyznę, między innymi przyciskając go do ziemi. Mężczyzna próbuje się wyrwać, krzyczy i wzywa pomocy. W pewnym momencie 34-latek traci przytomność. Widać wówczas, jak funkcjonariusze starają się go ocucić, poklepując po twarzy. Niedługo później mężczyzna zmarł. Prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji oraz nieumyślnego spowodowania śmierci pokrzywdzonego.
W poniedziałek na konferencji prasowej szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński został zapytany o interwencje policji na Dolnym Śląsku. - Wszystkie te sprawy są bardzo wnikliwie badane - zaznaczył Kamiński.
- Nie chcę wydawać przedwczesnych sądów. Jeżeli doszłoby do jakiegokolwiek łamania prawa przez funkcjonariuszy, to wszystkie konsekwencje będą wyciągnięte, ale bardzo proszę o cierpliwość. Nie możemy przesądzać z góry winy funkcjonariuszy - podkreślił szef MSWiA. - Nie będzie ochrony dla tych, którzy łamią prawo, natomiast musimy czekać na wyniki ustaleń prokuratury, na postępowanie wewnętrzne, które są w sposób rzetelny prowadzone - dodał.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: internautka