Na jednym z wałbrzyskich osiedli 54-letni mężczyzna upadł na chodnik i stracił przytomność. Najpierw reanimowali go przechodnie, później ratownicy medyczni. Kiedy akcja nie przyniosła skutku, ciało zostało przykryte kocem termicznym i pozostawione pod opieką policji, do czasu przyjazdu lekarza uprawnionego do stwierdzenia zgonu. Leżało na chodniku co najmniej kilka godzin.
Wszystko wydarzyło się 30 marca w Wałbrzychu (woj. dolnośląskie) na ulicy Ogińskiego. Z relacji świadków zdarzenia wynikało, że mężczyzna upadł na chodniku i nie dawał oznak życia. Okoliczni mieszkańcy podjęli resuscytację krążeniowo-oddechową.
Z relacji świadków przytaczanych przez lokalne portale wynika, że karetka pogotowia dotarła na miejsce po przeszło godzinie od zgłoszenia. Ratownicy przejęli akcję resuscytacyjną, ale mężczyzny nie udało się uratować.
Ciało na chodniku
- Po godzinie 16 zostaliśmy wezwani na miejsce, aby przypilnować ciała, do czasu przyjazdu lekarza, który miał stwierdzić zgon. Zwłoki zostały przykryte kocem termicznym. Patrol czekał do późnych godzin wieczornych. Na pewno było już ciemno, ale nie potrafię wskazać, która to była godzina - mówi Marcin Świeży, rzecznik wałbrzyskiej policji.
W tym czasie ulicą przechodzili mieszkańcy miasta. Lokatorzy kamienic byli zniecierpliwieni i zaniepokojeni.
- Ciało leżało na widoku bez żadnych barier zasłaniających, okryte jedynie kocem termicznym przez prawie cały dzień. Moim zdaniem to uwłacza godności ludzkiej. Nie dość, że karetka przyjechała po tak długim czasie, po którym reanimacja traci jakikolwiek sens, to jeszcze ciało zmarłego leży na chodniku niezasłonięte, gdzie bramę dalej bawią się dzieci, a wokół pełno przechodniów - mówi cytowany przez portal 24wroclaw.pl pan Przemysław, który wszystko obserwował z okna swojego mieszkania.
Kiedy na miejscu w końcu pojawił się lekarz, wydał kartę zgonu. Ciało zostało przekazane pracownikom zakładu pogrzebowego. Jak ustaliła policja, zmarły to 54-letni mężczyzna bez stałego miejsca zamieszkania.
"Sytuacja tragiczna"
Chcąc ustalić szczegółowe okoliczności tego zdarzenia, skontaktowaliśmy się z wałbrzyskim pogotowiem ratunkowym. Jego dyrektor Ryszard Kułak przekazał, że karetka została zadysponowana przez wrocławskie pogotowie, ale zwrócił też uwagę trudną sytuację w całym województwie.
- Nasz region podlega pod dyspozytornię we Wrocławiu. Kiedy zgłoszenie trafia do dyspozytora, sprawdza on, gdzie znajduje się najbliższy zespół. Obecnie sytuacja jest tragiczna, zespoły realizujące zgłoszenia często muszą dojeżdżać z innych miast, oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów, albo i więcej. Fakt, że karetki czekają w kolejkach do szpitali, albo są wysyłane poza swój region, bez dwóch zdań mógł wpłynąć na to konkretne zdarzenie u nas w mieście - uważa Ryszard Kułak.
Zwróciliśmy się z pytaniami do rzecznika marszałka województwa dolnośląskiego, pod którego podlega wrocławskie pogotowie ratunkowe. Michał Nowakowski przekazał nasze pytania do dyrekcji jednostki. Czekamy na odpowiedź z wyjaśnieniami.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock