- Kipiąca zajawka! - mówią organizatorzy. Prawie tysiąc entuzjastów deskorolki już drugi dzień zjeżdża wzdłuż i wszerz ulice Bielawy. Profesjonaliści i amatorzy razem ćwiczą tricki na największej imprezie na desce w Polsce.
To trochę tak jak Euro, tyle że zamiast piłki używamy czterech kółek - chwalą się organizatorzy.
- Tu jest niesamowita, wspaniała atmosfera. Deskorolka łączy ludzi, są tu i małe dzieci, i faceci z irokezami, dreadami, kobiety - wylicza organizator Lines of Bielawa, Boniek Falicki. - Deskorolka to magiczna sprawa, bo to niby wielki luz, ale też ogromna dyscyplina. W Bielawie mamy największą taką imprezę w Polsce - mówi.
Impreza na tysiąc deskorolek
Na piątą edycję Lines of Bielawa do miasta zjechało prawie tysiąc entuzjatów deskorolkowych wyczynów. Już od piątku ćwiczą tricki w miejskim skateparku i walczą o nagrody.
- Mamy olbrzymi, 1000-metrowy skatepark z torem przeszkód. Zawodnicy pokonują wszystkie utrudnienia na trasie przejazdu, wykonując przeróżne triki - skacząc, obracając deskę, co tylko zechcą - tłumaczy Arek Sitarz, jeden z organizatorów. - Najlepsi zawalczą dzisiaj w finale o bilety do kultowego dla deskorolkarzy miasta, Barcelony - dodaje.
Latanie nad ogniem
- Mamy profesjonalych skejterów z Czech, polskich mistrzów i setki amatorów, którzy w pocie czoła uczą się na naszych warsztatach, jakie cuda można wyczyniać na desce - mówi Falicki. - Wczoraj skakaliśmy na deskach przez ogień, kombinowaliśmy z przewrotami. To jest kipiąca zajawka! - cieszy się Falicki.
Impreza potrwa w Bielawie do poniedziałku.
Autor: bieru/mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tacky.pl | Szymon Jaros