Sąd Okręgowy w Opolu skazał Piotra B. na 25 lat więzienia. Mężczyzna był oskarżony o usiłowanie zabójstwa i nielegalne posiadanie broni. To właśnie z niej strzelał do biznesmena z Głuchołaz. Później uciekł do lasu, gdzie się ukrywał. - Miałem szczęście, że lekarze mnie wyratowali - mówi ofiara strzelca. Wyrok nie jest prawomocny.
- Piotr B., działając z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, dwukrotnie strzelił z broni palnej. Jeden ze strzałów zranił pokrzywdzonego. Z opinii medycznej wiemy, że gdyby nie szybka akcja ratunkowa, to dziś na sali pokrzywdzonego by nie było - mówił sędzia Jarosław Mazurek podczas ogłaszania wyroku.
Sąd skazał B. na 25 lat pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Mężczyzna ma też zapłacić swojej ofierze 200 tys. złotych zadośćuczynienia i 9,5 tys. złotych odszkodowania.
Zmieniał linię obrony
Jak uzasadniał sędzia, podczas czterech rozpraw sąd doszedł do przekonania, że B. jest sprawcą zarzucanego mu czynu. Świadczyć miały o tym przede wszystkim zeznania składane przez świadków, pokrzywdzonego i oskarżonego.
- Biegły z zakresu balistyki opisał, jakie czynności B. musiał wykonać, by oddać strzały. Wybiegł nagle, wycelował i oddał strzał bezpośrednio do pokrzywdzonego - opisywał sędzia.
Sąd podkreślał też, że B. od samego początku przyznawał się do tego, że to on oddał strzał. Wskazywał, że działał przypadkiem i nieumyślnie.
- Tak było na początku. Później całkowicie zmienił linię obrony. Zaprzeczał sprawstwu, a na przedostatniej rozprawie wskazywał, że czynu miał dopuścić się jego znajomy, którego danych, poza pseudonimem, nie chciał podać sądowi. Te wyjaśnienia jednak absolutnie nie zasługują na wiarę. Są podyktowane linią obrony - uzasadniał sędzia Mazurek.
"Osobowość aspołeczna i bardzo łatwy próg wyzwalania agresji"
Mężczyznę skazano na 25 lat więzienia, bo - jak argumentował sąd - opinie biegłych wskazują, że B. "nie jest podatny na resocjalizację". Wszystko dlatego, że od 2001 roku był często skazywany przez sądy, m.in. za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu oraz za nielegalne posiadanie broni. - Oskarżony nie jest chory psychicznie. Wiedział, co robi, ale z opinii biegłych wynika, że ma osobowość aspołeczną i bardzo łatwy próg wyzwalania agresji. Z byle jakiego powodu staje się niebezpieczny - podkreślał sędzia.
- Ten człowiek jest pozbawiony samego siebie. Nie ma tożsamości, to wyrzutek społeczeństwa. Nigdy nie będę tak sprawny fizycznie jak rok temu. Miałem szczęście, że lekarze mnie wyratowali, ale w psychice to zostanie - mówił po ogłoszeniu wyroku pan Zygmunt, ofiara oskarżonego.
Postrzelił i uciekł do lasu
Strzały w Głuchołazach padły w kwietniu 2016 roku. Policjanci najpierw odebrali zgłoszenie o wypadku. Z informacji wynikało, że samochód wjechał w betonowy płot. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że kierowca wjechał w ogrodzenie, bo w trakcie jazdy został postrzelony. Z raną klatki piersiowej 65-letni miejscowy przedsiębiorca trafił do szpitala. Jego stan był ciężki.
Rozpoczęły się poszukiwania tego, kto pociągnął za spust. Obława trwała niemal dobę. Okazało się, że sprawca ukrywał się 1,5 kilometra od miejsca zdarzenia. W lesie funkcjonariusze znaleźli szałas i zatrzymali podejrzanego, choć ten próbował jeszcze uciekać.
Ofiara miała być przypadkowa. Strzelec nie wiedział, dlaczego to zrobił
Strzelcem okazał się Piotr B. Mężczyzna usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkiej choroby realnie zagrażającej życiu. Zarzucono mu też nielegalne posiadanie broni.
Jak informowała prokuratura, mężczyzna przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia. Jednak śledczy nie chcieli zdradzać ich treści. Po tym, jak akt oskarżenia wpłynął do sądu, Klaudiusz Juchniewicz, szef Prokuratury Rejonowej w Prudniku, mówił, że oskarżony nie wie, dlaczego strzelił. Ofiara miała być przypadkowo spotkanym człowiekiem. Postrzelony mężczyzna także miał nie wiedzieć, dlaczego w jego stronę wycelowano broń.
Do zdarzenia doszło w Głuchołazach:
Autor: tam/gp/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław