Samuel N. w chwili ataku siekierą na 10-letnią Kamilę był trzeźwy. Z wyników badań jakie trafiły do śledczych wynika, że feralnego dnia nie był też pod wpływem środków odurzających i narkotyków. Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo ze względów zasługujących na szczególne potępienie. W areszcie czeka na proces.
- Dotarły do nas wyniki badań toksykologicznych Samuela N. W chwili popełnienia czynu nie był pod wpływem alkoholu czy też narkotyków i środków odurzających - informuje Violetta Niziołek z prokuratury okręgowej w Jeleniej Górze. I dodaje, że otrzymane wyniki będą miały "istotne znaczenie" dla biegłych, którzy będą oceniać zachowanie mężczyzny.
Teraz prokuratorzy czekają na decyzję sądu co do ewentualnej obserwacji psychiatrycznej mężczyzny. Śledczy chcą, by N. trafił na miesięczną obserwację w zakładzie zamkniętym. Wszystko dlatego, że jednorazowe badanie nie pozwoliło na wydanie oceny, czy w chwili ataku 27-latek był poczytalny.
Zaatakował, bo nie miał pracy
Mężczyzna przyznał się do winy. Jak mówił śledczym zaatakował, bo "narastał w nim gniew". Gniew za to, że nie może znaleźć pracy. Swoją frustrację postanowił wyładować na 10-latce. - Z jego słów wynika, że Kamila C. była przypadkową ofiarą. Obojętne mu było, kim ta ofiara będzie - mówiła prokurator Ewa Węglarowicz-Makowska. N. po prostu wyjął siekierę i zadał śmiertelny cios. Przyznał się do winy. Grozi mu dożywocie.
Do ataku doszło 19 sierpnia w centrum Kamiennej Góry. Dziewczynka w towarzystwie rodziców wchodziła do księgarni. Od tyłu została uderzona siekierą w głowę. N. porzucił siekierę i zaczął uciekać. Świadkowie zatrzymali go kilkaset metrów dalej. - Nagle usłyszeliśmy dziwny huk, uderzenie i płacz dziecka. Patrzę, a w moją stronę idzie chłopaczek z siekierą. Ludzie zaczęli krzyczeć żeby go łapać, on rzucił siekierę i zaczął uciekać - opowiadał jeden z mężczyzn, który obserwował zdarzenie. Po zatrzymaniu 27-latek zachowywał się bardzo spokojnie. Świadkowie mówili o tym, że całą sytuację "przyjął na luzaku".
Dziewczynka została przetransportowana śmigłowcem do szpitala w Wałbrzychu. Tam zmarła. Kilka dni później ponad tysiąc osób przeszło ulicami Kamiennej Góry, w ciszy i z białymi różami, odprowadziło dziewczynkę na miejsce spoczynku.
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław