Dzikie, polskie koty mogą zyskać nowe życie. Wrocławscy naukowcy szukają metody, by uratować rysie i żbiki - dwa zagrożone gatunki. Szansą na wykreślenie z czerwonej księgi gatunków jest metoda in vitro.
W Polsce cała populacja żbików i rysi nie przekracza 100 osobników. Część z nich żyje w ogrodach zoologicznych, a na wolności pozostają tylko nieliczne. Jeśli nic się nie zmieni, niedługo w naszych lasach nie będzie ani jednego dzikiego kota.
Naukowcy z wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego starają się temu zaradzić. - To nasz moralny obowiązek, by wspierać naturę, jeśli sama nie daje rady. Metoda in vitro to realna szansa przeżycia dla tych kotów, dlatego postanowiliśmy ją zastosować – mówi prof. Wojciech Niżański.
Słabsze z pokolenia na pokolenie
Problem z pozoru wydaje się być bardzo prosty: jeżeli zwierząt jest mało i nie mogą się ze sobą spotkać, nie pojawi się potomstwo.
– Wyobraźmy sobie sytuację: samica rysia jest w zoo, a jej ewentualny partner żyje gdzieś na wolności. Szansa by się spotkały jest praktycznie niemożliwa – wyjaśnia weterynarz.
I dodaje, że to nie jedyny kłopot związany z rozmnażaniem dzikich kotów. Okazuje się , że męskie i żeńskie komórki rozrodcze, czyli plemniki i komórki jajowe, są z pokolenia na pokolenie coraz słabsze. Dlatego naturalne zapłodnienie staje się prawie niemożliwe.
Dodatkowym problemem w niewielkich populacjach są mutacje genowe.
- Zwierzęta żyjące w lasach są bliżej lub dalej spokrewnione. Geny są bardzo podobne. A mieszając się, powodują liczne patologie u młodych kociąt - wyjaśnia prof. Niżański. Jak dodaje, zapłodnienie metodą in vitro, czyli poza organizmem matki, zwiększy różnorodność genetyczną. Pozwoli także na łączenie komórek rozrodczych zwierząt żyjących w różnych środowiskach.
Zamrożone poczekają 40 lat
Praca nad zastosowaniem tej metody jest trudna i złożona. Pierwszy etap to zdobycie komórek rozrodczych od zwierząt. W tym celu naukowcy ściśle współpracują z ogrodami zoologicznymi. Próbki pobierane są najczęściej od martwych kotów.
– Nasz zespół dostaje informacje, że zginął np. samiec rysia. Wówczas szybko docieramy na miejsce i pozyskujemy gamety. Nie można tracić czasu, ponieważ plemniki i komórki jajowe żyją tylko przez dobę od śmierci zwierzęcia – wyjaśnia Niżański.
I opowiada, że pobraniu komórki rozrodcze przywożone są do wrocławskiego laboratorium, a następnie mrożone w ciekłym azocie. Przechowywane w ten sposób mogą czekać nawet 40 lat.
Cierpliwość i precyzja
Laboratorium jest niewielkie. To właściwie tylko dwa pomieszczenia. W jednym znajdują się masywne, metalowe pojemniki. Przypominają duże bańki na mleko. Jednak wypełnione są ciekłym azotem. To w nich przechowywane są zamrożone gamety.
Za kolejnymi drzwiami mieści się sterylne pomieszczenie. W oczy rzuca się od razu skomplikowana aparatura znajdująca się na stojących pod ścianą stołach. To na nich naukowcy dokonują zapłodnień in vitro.
Urządzenie, które umożliwia wspomaganie natury, to duży mikroskop wyposażony w dwa pokrętła, a może bardziej dżojstiki. Za ich pomocą laborant delikatnie i z ogromnym wyczuciem, wprowadza igłą plemnik do komórki jajowej.
- Wymaga to cierpliwości, liczy się precyzja. Najmniejszy niewłaściwy ruch sprawia, że całą pracę trzeba zaczynać jeszcze raz – podkreśla profesor.
Na ekranie za jego plecami widać, czy plemnik został odpowiednio umieszczony w komórce jajowej. Jeśli tak, to po zakończeniu procesu szkiełko przenoszone jest do inkubatora, gdzie zarodek się rozwinie. Jednak taki preparat można również zamrozić, by poczekał na odpowiednią samicę, która będzie w stanie urodzić młodego kota.
Pierwsi byli Amerykanie
Na świecie podobne badania prowadzone są w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Francji. Wrocławscy naukowcy są pierwsi w Polsce. Co prawda nie udało im się jeszcze wyhodować kota z in vitro. Do tego potrzeba czasu i absolutnej pewności, że zwierzę urodzi się zdrowe. Dlatego teraz biolodzy bardzo dokładnie sprawdzają różne metody pobierania, mrożenia i przechowywania komórek rozrodczych i zarodków.
– Stwarzamy taką zamrożoną i uśpioną pulę genową, którą powoli będziemy wykorzystywać, gdy tylko będziemy gotowi – podsumowuje profesor Niżański.
Autor: Diana Harasymiuk/drud / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wroclaw