Policjanci z Legnicy (województwo dolnośląskie), a także rodzina zaginionej ponad 26 lat temu małej Moniki, czekają na pobranie materiału genetycznego od Amerykanki, która przypuszcza, że może być poszukiwanym od lat dzieckiem. Analiza porównawcza DNA ma wyjaśnić, czy tak rzeczywiście jest.
27-letnia Amerykanka dowiedziała się o tym, że przed laty została adoptowana. Tropy miały prowadzić do Polski lub na Ukrainę. Kobieta rozpoczęła poszukiwania w internecie i tak trafiła na informację o zaginionej przed laty kilkunastomiesięcznej Monice z Legnicy. W pomoc kobiecie włączyła się facebookowa grupa "Zaginęła/ Zaginął Cała Polska". Po pierwszym kontakcie o dalsze kroki zapytano polską policję. - Chcieliśmy dowiedzieć się, co zrobić w takiej sytuacji. Okazało się, że dziewczyna powinna zgłosić się do miejscowej policji - relacjonuje Ewelina Malinowska, założycielka grupy. Amerykanka tak też zrobiła. Tamtejsza policja sprawę przekazała do Interpolu, a ten skontaktował się z policją w Legnicy.
Czekają na próbki z USA
Od tej pory - jak mówi Jagoda Ekiert z policji w Legnicy - funkcjonariusze są w kontakcie z Amerykanką. Wszyscy czekają, co przyniesie wynik badań genetycznych. - Jest wiele przesłanek mówiących o tym, że dziewczyna poszukująca swojej rodziny może być zaginioną Moniką z Legnicy. Jednak te przesłanki to nie wszystko. Nie zgadza się tu między innymi wiek i data urodzenia, co może wynikać ze sfałszowanych dokumentów dziecka. Rozstrzygające będzie badanie genetyczne, które potwierdzi lub wykluczy pokrewieństwo - podkreślała założycielka grupy "Zaginęła/Zaginął Cała Polska". Gdy o sprawie ponownie, po latach, stało się głośno, policja informowała, że na początku czerwca pobrane zostaną próbki od matki zaginionego dziecka. Jednak teraz okazuje się, że nie będzie to konieczne. - Początkowo rzeczywiście otrzymaliśmy informację, że będzie trzeba jeszcze raz pobrać wymazy od rodziny. Jednak okazało się, że w 2015 roku materiał genetyczny od bliskich zaginionej dziewczynki był pobrany ponownie i jest wystarczający do przeprowadzenia badań porównawczych - wyjaśnia Ekiert. I zastrzega: - Gdyby okazało się, że tak nie jest, zostanie on pobrany ponownie. Na razie jednak sprawa stanęła w miejscu, bo strona polska czeka na materiał genetyczny Amerykanki. - Czekamy, aż próbki zostaną pobrane, a wyodrębniony profil genetyczny zostanie do nas przesłany - mówi policjantka. I dodaje, że to właśnie w Polsce, w jednym z laboratoriów, DNA kobiet zostanie przebadane i porównane. Dopiero wyniki tych badań dadzą odpowiedź na pytanie, czy 27-latka to poszukiwana od lat Monika z Legnicy. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>> Wiadomo, że 27-latka i matka zaginionej dziewczynki kontaktują się ze sobą jedynie za pośrednictwem redaktorek facebookowej grupy. Kobiety wymieniły się też fotografiami.
Ojciec skazany za uprowadzenie i sprzedaż córki
Dziewczynka zniknęła 16 lipca 1994 roku. Tego dnia dziecko gorączkowało i było pod opieką dziadków, bo ojciec Moniki nalegał, by matka spotkała się z koleżanką. Dziadkowie zabrali wnuczkę do lekarza. Później poszli do apteki, by zrealizować receptę. Zostawili dziewczynkę pod opieką ojca, którego chwilę wcześniej spotkali na jednej z ulic. Nie wiedzieli, że po wyjściu z apteki już nie zobaczą dziewczynki. Ojciec z córką zapadli się pod ziemię. Rodzina i policja szukali ojca i małej Moniki. Przez kilka lat bezskutecznie. Mężczyzna nie dawał znaku życia. Jednak stał się głównym podejrzanym w sprawie zaginięcia dziewczynki. Za Robertem B. wystawiono międzynarodowy list gończy. Zatrzymano go w 1998 roku na terenie Austrii. Przewieziono do Polski i początkowo tymczasowo aresztowano. Jednak po uchyleniu aresztu mężczyzna uciekł z kraju. I przez kolejnych kilka lat ponownie - pomimo wydania za nim listów gończych i Europejskiego Nakazu Aresztowania - był nieuchwytny. Do śledczych zgłosił się w końcu sam. Chciał wrócić do Polski, ale pod warunkiem otrzymania listu żelaznego. Ten gwarantował mu pozostanie na wolności do zapadnięcia wyroku sądu. Mężczyzna - za uprowadzenie i sprzedaż córki - odpowiadał z wolnej stopy. W trakcie procesu, który rozpoczął się w 2007 roku, do winy się nie przyznawał, choć wcześniej, w trakcie składania wyjaśnień w prokuraturze, przyznał, że sprzedał dziewczynkę za 20 milionów starych złotych. Jednak wersji tego, co się stało, ojciec Moniki przedstawiał kilka. Na przykład, że pojechał z córką do Czech, a dziecko zginęło w wypadku. Ostatecznie wszystko odwołał, zapewniając, że jest niewinny. Sąd skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Od wyroku złożył apelację, ale sprawę przegrał. A w 2010 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację. Do 2013 roku mężczyzna był jednak poszukiwany przez policję. Wszystko dlatego, że po sądowym wyroku ponownie wyjechał z Polski. Zatrzymano go siedem lat temu na terenie Austrii. Stamtąd przewieziono go do kraju i tu trafił za kraty. Wciąż odbywa karę. Do tej pory nie udało się ustalić, co tak naprawdę stało się z dziewczynką. Dziś, jeśli żyje, miałaby 27 lat.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock