W podwrocławskim Kiełczowie przez całą noc płonęło składowisko elektrośmieci, w tym zużyte baterie czy akumulatory. Z pożarem walczyły 23 zastępy straży pożarnej, a specjalna jednostka ratownictwa chemicznego na bieżąco monitorowała stan powietrza.
We wtorek po godzinie 18.15 jeden z pracowników ochrony zakładu przetwarzania odpadów i elektrosprzętu przy ulicy Wilczyckiej w Kiełczowie zauważył pożar.
- W zgłoszeniu była mowa o pożarze w miejscu składowania różnego rodzaju elektrośmieci, różnego rodzaju odpadów związanych z elektroniką. Mamy tu do czynienia zarówno z elektrourządzeniami, jak i większymi, mniejszymi bateriami - mówił w trakcie akcji gaśniczej Rafał Wąsek, zastępca komendanta miejskiego wrocławskiej straży pożarnej.
Ogniste kule z baterii
Na miejscu z pożarem łącznie walczyły 23 zastępy straży pożarnej. Akcja gaśnicza była dynamiczna, a ogień trudny do okiełznania. We wtorkową noc wiał dość silny wiatr.
- Składowane baterie wybuchały i wystrzeliwały ognistymi kulami, które spadały na tereny trawiaste w okolicach budynków mieszkalnych. Strażacy skutecznie działali w ich obronie. Do tego udało się również ochronić budynek kaplicy znajdujący się w sąsiedztwie oraz budynek zakładu usług komunalnych mieszczący się na terenie składowiska - mówi Magdalena Cwynar, oficer prasowy dolnośląskiej straży pożarnej.
Do Kiełczowa zadysponowano również jednostkę ratownictwa chemicznego, która na bieżąco monitorowała jakość powietrza. Urządzenia strażaków i aparatura Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska nie wykazała zagrożenia dla mieszkańców. Choć zapach rozchodził się bardzo nieprzyjemny i drapiący w gardło.
- Co się tak naprawdę wydarzyło, od czego się zapaliło, nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Wszystkie informacje zostały przekazane naszym mieszkańcom. Też służby jeździły po miejscowości, mówiły o zamykaniu okien, żebyśmy mogli spokojnie oddychać - przekazywał Wojciech Błoński, wójt gminy Długołęka.
Ustalanie okoliczności w rękach policji
Ustalaniem przyczyn pożaru zajmuje się policja. - Funkcjonariusze zabezpieczają nagrania z monitoringu, będą sprawdzać, czy kamery nagrały materiał, który będzie można wykorzystać w postępowaniu mającym na celu ustalenie okoliczności zdarzenia, czy na przykład przyczyniły się do niego osoby trzecie. Na tę chwilę przyczyny nie są znane - mówi Rafał Jarząb z biura prasowego wrocławskiej policji.
W pożarze nie ucierpiała żadna osoba.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław