"Jak daleko może posunąć się człowiek dla zysku?" - zastanawiają się przedstawiciele grupy Oleśnickie Bidy. Wolontariusze w piątek odebrali niemal 50 psów i kilkanaście owiec z dolnośląskiej hodowli. Zwierzęta trzymane były w skandalicznych warunkach. W niedzielę wolontariusze odwiedzili kolejne miejsca, w których hodowca trzymał czworonogi. Tu spotkał ich podobny widok. Zwierząt było już jednak znacznie mniej. Sprawą zajmuje się policja.
17 lutego wolontariusze Oleśnickich Bid otrzymali zgłoszenie o złych warunkach bytowania zwierząt w hodowli w miejscowości Kolonia Strzelce. Wolontariuszki miały tylko sprawdzić, czy zwierzętom nie dzieje się krzywda. To co zobaczyły na miejscu określają słowem "skandal". "Ogromna liczba psów stłoczona na małym terenie, stojąca woda, mieszanina psich odchodów, błota, gnijącego siana, FETOR, prowizoryczne budy" - wyliczają na Facebooku. Przy ogrodzeniu leżało kilka martwych szczeniaków.
Zwierzęta z piekła trafiały za granicę
Na miejsce wezwano policję. - Zapadła decyzja o odebraniu zwierząt. W sumie 47 psów, około 20 owiec i kota. O pomoc poprosiliśmy Fundację Dwa Plus Cztery, TOZ Krotoszyn, Fundację Pasterze, Brzeskie Schronisko "Przytul Psisko" i TOZ Oborniki - relacjonuje Izabela Klapińska, prezes Oleśnickich Bid.
Wśród odebranych psów są suki w ciąży i te ze szczeniakami. Są m.in. maltańczyki, goldeny, berneńskie psy pasterskie, labradory, beagle i husky. Psy, na które był popyt. Zdaniem wolontariuszy hodowca sprzedawał zwierzęta za granicę. Głównie do Francji, Belgii i Szwajcarii.
Dwa inne punkty hodowlane
Po piątkowej interwencji do Oleśnickich Bid zaczęły spływać informacje o tym, że hodowca miał w okolicy dwa dodatkowe punkty. Gdy wolontariusze dotarli na miejsce w jednym z nich zwierząt już nie było.
W drugim zastali kilkanaście. - Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie ich zliczyć, bo niektóre dziko biegają po polach. Są tu ciężarne suki, wychudzone psy i te z pogryzionymi uszami. Jest też szukająca jedzenia świnka wietnamska. Za płotem leżał martwy pies. To co tu zastaliśmy trudno nazwać warunkami, to jest jakiś dramat. Dramat za potężne pieniądze - relacjonowała Klapińska.
Co na to hodowca? Nie wiadomo. "Pan hodowca twierdzi, że psy były trzymane w bardzo dobrych warunkach, były zadbane, miały lepiej niz niejeden człowiek, a do dyspozycji miały nawet... "ekskluzywną kuwetę", zaś my kłamiemy i oszukujemy" - czytamy na Facebooku Oleśnickich Bid. Wolontariuszki rozmawiały z właścicielem hodowli. - Chciał się usprawiedliwić. Mówił, że kundelki to pozostałość po osobach, które tam wcześniej mieszkały, a te w typie ras to pozostałość po hodowli jego mamy. Powiedział, że chce współpracować, że wszystkie wysterylizuje - przekazuje Magdalena Gmyrek.
Sprawą zajmuje się policja
W kontrolowanych miejscach wolontariuszom i inspektorom ds. ochrony zwierząt towarzyszyła policja.
- Z uwagi na to, że zwierzęta trzymane były w warunkach urągających wszelkim normom, co zagrażało ich życiu i zdrowiu zapadła decyzja o ich odebraniu przez fundacje. Na miejscu dokonano rozpytań, ustalono właściciela - informuje asp. sztab. Sławomir Gierlach z oleśnickiej policji. I dodaje, że hodowcy na miejscu nie było. - Ta sytuacja pokazuje, że warto reagować. Ważne żebyśmy w przypadku zauważenia niepokojących sygnałów, że dochodzi do zaniedbań i znęcania się nad zwierzętami, reagowali - podkreśla policjant.
Zwierzęta przetrzymywano na terenie powiatu oleśnickiego:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Oleśnickie Bidy