Kapitan zmarł, nadciągał huragan. Żaglówka uwięziona na Pacyfiku

W nocy z soboty na niedzielę 24 sierpnia straż przybrzeżna w Honolulu otrzymała sygnał alarmowy nadany przez statek płynący po Pacyfiku. Jednostka znajdowała się prawie 1500 kilometrów na wschód od archipelagu. Na miejsce skierowany został samolot ratunkowy.

Po dotarciu na miejsce ratownicy zauważyli dryfującą na wodach czternastometrową żaglówkę pod francuską banderą. Udało im się skontaktować z załogą - płynąca nią kobieta przekazała, że kapitan statku zginął, a jednostkę nękały wysokie fale. Na pokładzie poza nią znajdowała się jeszcze jej 7-letnia córka oraz dwa zwierzaki domowe: kot i żółw.

Załoga samolotu nie była w stanie nawiązać bezpośredniej komunikacji z kobietą. Ratownicy zwrócili się o pomoc do marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, która skierowała na miejsce niszczyciel USS William P. Lawrence. Próbę pomocy podjął również Seri Emperor, zbiornikowiec pływający pod banderą Singapuru, który znajdował się najbliżej żaglówki, jednak akcję ratunkową uniemożliwiły coraz większe fale - nad tę część Pacyfiku nadciągał właśnie huragan Gilma.

W poniedziałek rano marynarzom z USS William P. Lawrence udało się wreszcie dotrzeć do załogi i wszystkich uratować. Akcja musiała zostać przeprowadzona błyskawicznie - za kilka godzin fale w tym miejscu miały sięgnąć prawie osiem metrów.

W środę wieczorem niszczyciel z załogą jachtu na pokładzie zacumował w w Honolulu. Uratowani spotkali się z urzędnikami francuskiego konsulatu i ratownikami ze straży przybrzeżnej. Jak poinformowano w komunikacie opublikowanym w czwartek, podczas akcji nie udało się zabezpieczyć ciała kapitana, a żaglówka nadal dryfuje po Pacyfiku - nie wiadomo, czy zostanie podjęta.