Żar lejący się z nieba, niedobory wody, szybko rozprzestrzeniający się ogień. Polscy strażacy wykonują w Grecji ogrom pracy, mimo skrajnie niesprzyjających warunków. O szczegółach opowiadał w programie "Wstajesz i wiesz" brygadier Grzegorz Borowiec, dowódca polskiego modułu strażaków.
Obecne działania polskich strażaków prowadzone są w dwóch sektorach. Pierwszym jest ochrona stolicy kraju - Aten. Drugi, to nadzorowanie odcinków, które wcześniej zostały już dotknięte płomieniami i istnieje ryzyko wybuchu kolejnych pożarów.
- Teraz pojawiają się tam hot spoty, czyli miejsca, w których pożary cały czas są aktywne. Musimy "łapać" je w zarodku, czyli kiedy jeszcze nie rozwinęły się na tyle, żeby stwarzały poważne zagrożenie - mówił brygadier Grzegorz Borowiec, dowódca polskiego modułu strażaków działającego w Grecji.
>>> Sprawdź: Grecja w ogniu. Zobacz mapę pożarów
Gaszenie pożaru w Polsce i Grecji
Borowiec wspomniał, że mimo pełnej autonomii i niezbędnego sprzętu, strażacy mają niekiedy problem z dostępnością wody. - Woda to jest jeden z najbardziej newralgicznych elementów. Bierzemy ze sobą duże, rozkładane zbiorniki i w nich nasze samochody zrzucają zapas, gdyby było trzeba na szybko podać dużą ilość wody. I tankujemy się z hydrantów, mamy sieć miejską, wyznaczone hydranty. Niestety nie mamy takiego komfortu jak w Polsce, że możemy sobie z każdego jeziorka czy rzeki zatankować pojazdy. Tutaj uczymy się bardzo oszczędnie operować wodą, bo to jest tutaj towar deficytowy - opowiadał.
Jak dodał, strażacy zaznajomili się z technikami gaszenia ognia w greckim klimacie już dwa lata temu, obecnie umiejętności są doskonalone. - Dla polskiego strażaka to jest bardzo odmienne od tego, co robimy w naszym kraju. Nie mamy problemu w ogóle, jeżeli trzeba lać wodę, to lejemy ile wlezie, zwłaszcza przy pożarach typowo otwartych, gdzie ta ilość wody ma duże znaczenie. Bo jeżeli zwilżymy teren przed nami, to pożar po prostu nie będzie w stanie się rozwinąć. Jeżeli mamy sytuację jak tutaj, to po prostu nie mamy takiego komfortu, że możemy sobie teren zwilżyć, bo zmarnowalibyśmy zasoby - wyjaśnił.
Borowiec dodał, że kolejną różnicą między pożarami w Polsce i Grecji jest tempo rozprzestrzeniania się ognia. - U nas pożar nie będzie tak szybko i intensywnie się rozwijał. Poza tym mamy w Polsce wyznaczone drogi pożarowe, u nas lasy są bardziej lasami gospodarczymi. Są przygotowane do tego, żeby tam wjechać i wykonać działania gaśnicze. Tutaj mamy teren górzysty, brak dróg, które by wchodziły w środek takiego terenu, więc często jest tak, że po prostu nie ma jak dojechać do źródła ognia - powiedział. - Tutaj pożar rozwija się w minutę, u nas to jest trochę dłuższy okres. Od momentu kiedy zauważyliśmy tutaj pierwszy dym albo mały płomień, do momentu kiedy mieliśmy naprawdę rozwinięty pożar, to było siedem minut - mówił.
Ogromną rolę w rozwoju greckich pożarów odgrywa też wiatr. Przy silnych porywach istnieje ryzyko, że płomienie mogą zająć obszar większy o kilkadziesiąt kilometrów. Wiele zależy także od ukształtowania terenu. Borowiec przyznał, że o wiele trudniej przeprowadza się akcje w górzystym krajobrazie.
>>> Zobacz też: Turyści ewakuowani z wyspy Rodos wylądowali na Okęciu. Opowiadają o ucieczce przed pożarami
Niesprzyjające warunki
Panujące obecnie warunki w Grecji są wyjątkowo niesprzyjające. Do kraju zmierza kolejna fala upałów, która zwiększy temperaturę do 45 stopni Celsjusza. Borowiec przekazał, że dla strażaków pracujących "na froncie" nie jest to łatwe. - Dla bezpieczeństwa musimy zakładać kurtki, to powoduje, że przy długotrwałym działaniu, przy aktywnych pożarach może dojść do szybkiego odwodnienia organizmu, dlatego też wprowadziliśmy cztery zmiany. Staramy się minimalizować ten czas pobytu na pełnym słońcu i przy działaniach do jak najkrótszego możliwego. I staramy się, żeby ci wszyscy, który są w danym momencie na bazie, żeby odpoczywali w pomieszczeniach klimatyzowanych, żeby jak najszybciej się zregenerowali i wrócili z powrotem do działań. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby ratownicy nam się "wysypali" - mówił.
Strażak dodał, że w kryzysowych sytuacjach mogą wezwać samoloty do pomocy. - One robią większą robotę, bo "łapią" front pożaru. One robiąc naloty, zrzucają wodę w miejsca, gdzie ten pożar się przesuwa, bardzo często po prostu w największe płomienie, żeby ten pożar osłabić. W momencie, w którym osłabiony pożar dochodzi do ratowników w samochodach, no to jesteśmy w najbardziej komfortowej sytuacji, bo nie musimy walczyć z w pełni rozwiniętym pożarem, tylko już przygaszonym, który tylko dogaszamy - opisał.
Borowiec wspomniał także, że każdy strażak jest wyposażony w radiostacje, które pozwalają na sprawną komunikację. - Jesteśmy w stanie w ciągu kilku sekund dowiedzieć się, co się dzieje na konkretnym odcinku bojowym, czyli tam, gdzie działali nasi ratownicy. Musimy cały czas być uważni, bo pożary pojawiają się znikąd i momentalnie rozwijają się do dużych powierzchni - podsumował Borowiec.
>>> Czytaj dalej: Kolejna fala upałów zaleje Grecję. Ekstremalny poziom zagrożenia pożarowego na Krecie
Ważne i trudne zadanie
Zdaniem komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej gen. bryg. Andrzeja Bartkowiaka, wtorkowe zadanie, jakim jest ochrona Aten, jest niezwykle ważne, ale trudne. - Jesteśmy w regionie Villa Tika i tam mamy swoją bazę. Właściwie codziennie każdy pożar, który się podnosi, jest dławiony przez nas od razu w zarodku. Od razu, jak przyjechaliśmy mieliśmy do czynienia z dwoma dużymi pożarami - przekazał generał. - Musimy nawet po ugaszonym pożarze wysyłać ludzi do tego, żeby wszystkie zarzewia szybko likwidować i neutralizować, dlatego że od tych zarzewi podnoszą się kolejne pożary, jeżeli jest duży wiatr. [...] Są tam doświadczeni dowódcy, którzy ustawiają rotacyjne działania naszych ludzi, którzy pracują tam 24 godziny na dobę. Jest 149 ludzi, jest kim rotować i pracować. Są to doświadczeni strażacy, więc jestem spokojny o to. Są pierwsze osłabnięcia wśród naszych ludzi, ale są tam lekarze na miejscu, którzy dbają o naszych ludzi. Wszystko mamy pod kontrolą - powiedział.
Szef PSP został również zapytany, co by radził turystom, którzy są w Grecji. - Ja nie zazdroszczę turystom, którzy są na tych wszystkich wyspach. Śledzę też informacje od polskich turystów, którym mam nadzieję, że się nic nie stanie - mówił. - Przede wszystkim słuchajmy komunikatów, bądźmy karni w tym zakresie. Nie wolno nam lekceważyć pożarów. Pożary lasów i specyfika tych zarośli w Grecji jest taka, że one się bardzo szybko rozwijają. Bardzo często przechodzą w tak zwane wierzchołkowe pożary. Nie ma z nimi żartów. Wystarczy kilka, kilkanaście minut i to jest kilka hektarów. Proszę słuchać poleceń wszystkich strażaków, którzy są na miejscu - zaapelował.
Całość rozmowy z brygadierem Grzegorzem Borowcem zobaczysz tutaj:
Źródło: TVN24, PAP, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: mł. kpt. Łukasz Nowak, GFFFV Poland